Niefrasobliwi turyści zamierzali dojść na najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego w letnich ubraniach podczas, gdy panowała tam temperatura blisko 14 stopni mrozu i obowiązywał drugi stopień zagrożenia lawinowego. Gdy znaleźli się w rejonie Gówniaka w Masywie Babiej Góry, jedna z kobiet osłabła.
Jak relacjonował uczestniczący w wyprawie ratowniczej prezes GOPR Paweł Konieczny, będący w okolicy przypadkowi turyści w miarę możliwości podzielili się ciepłymi ubraniami z wzywającymi pomocy, ale okazało się, że stan jednej z kobiet uczestniczącej w wyprawie jest poważny i nie jest ona w stanie wrócić na dół o własnych siłach.
Na miejsce wezwania wyruszyła ponad 20-osobowa grupa ratowników z Grupy Beskidzkiej i Podhalańskiej GOPR.
Po dotarciu na miejsce ratownicy ogrzali wychłodzoną kobietę i w noszach znieśli na Przełęcz Krowiarki, gdzie została przekazana do karetki pogotowia. Pozostałe cztery osoby o własnych siłach w asyście ratowników zeszły na dół.
Jednocześnie część ratowników uczestniczących w akcji skierowana została w rejon ruin schroniska Beskidenverein, gdzie na pomoc oczekiwał mężczyzna, który w trudnych warunkach pogodowych stracił orientację w terenie. Po dotarciu do niego pierwszego zespołu ratowników został on bezpiecznie sprowadzony do schroniska na Markowych Szczawinach.
Jak wyjaśnił PAP prezes GOPR, chodzenie po górach zimą w letnim ubraniu to "nowa moda" na hartowanie ciała.
"Przestrzegamy, że w górach panują obecnie bardzo trudne warunki pogodowe - intensywne opady śniegu powodują, że wiele szlaków jest nieprzetartych i wymaga męczącego torowania. Dodatkowo niskie temperatury wymagają posiadania właściwego ubioru oraz dodatkowego wyposażenia. Przestrzegamy, aby cele swoich górskich wypraw dopasowywać do panujących w górach warunków oraz od posiadanych umiejętności, wyposażenia i doświadczenia" – powiedział prezes GOPR.
PAP/bp