Radio Kraków
  • A
  • A
  • A

Nie mogłam pozwolić na ograniczanie moich praw

  • Kraków
  • date_range Czwartek, 2013.11.07 19:37 ( Edytowany Poniedziałek, 2021.05.31 06:49 )
Permanentne utrudnianie pracy, ograniczanie praw, a nawet złośliwość. Ewelina Pietrowiak, była dyrektorka artystyczna Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie, w rozmowie z Radiem Kraków zdradza powody, dla których zdecydowała się rozstać z miejscową sceną. I żegna z zespołem aktorskim oraz widzami

- Pani decyzja bardzo mnie zaskoczyła. Nic – przynajmniej na zewnątrz - jej nie zapowiadało: dobrze oceniane premiery, ciekawy repertuar, pełna sala, wyciszenie konfliktów w zespole... Wszystko zdawało się zmierzać w dobrym kierunku. Skąd zatem ta decyzja?
- Może najpierw o tym, jak było naprawdę. Ja nie obnosiłam się z moimi problemami przed naszymi widzami. Starałam się, przynajmniej w miarę możliwości, rozwiązywać je wewnątrz teatru. Premiery swoją drogą, a to, co się dzieje w gabinetach swoją drogą.

Dlaczego rezygnuję? Zostałam tutaj zaproszona dwa lata temu po to, żeby być dyrektorem artystycznym teatru. W ciągu ostatnich miesięcy mam poczucie bardzo mocnego ograniczania moich praw. W tej chwili moje pole działania, jako dyrektora artystycznego, jest – tak, jak napisałam w oświadczeniu – groteskowo małe i te nowe zasady, które są wprowadzane, nie są moje, nie zgadzam się z nimi. Dlatego odwołałam się do regulaminu, chcąc sprawdzić jak tam wygląda podział kompetencji. Myślałam, że może to pomoże. Okazało się, że w regulaminie nie ma podziału funkcji dyrektorskiej, jest mowa o jednej osobie, czyli od dwóch lat regulamin w teatrze jest stary i de facto nie są określone zakresy obowiązków.
- Ale przecież podział na osobę, która zajmuje się finansami, „zusami”, załatwianiem pieniędzy na premiery, czy ogrzewanie oraz tę, która może się skupić na pracy artystycznej jest dobry, lepszego chyba być nie może?
- Nie może być, ale są zbiory wspólne, na przykład koszty premier, albo organizacja różnych wydarzeń pozarepertuarowych w teatrze, wynajmowanie sali… Są miejsca, w których kompetencje dyrektora naczelnego i artystycznego się łączą. I one muszą być dogadane, a tutaj już od dawna nie były. Równocześnie były coraz mniejsze szanse na dogadanie, aż w końcu zniknęły w ogóle.
- Czyli nie miała Pani zupełnie wpływu na to ile, i komu się płaci za udział w spektaklach, które Pani współtworzyła?
- Wstydzę się do tego przyznać, ale tak. Byłam kompletnie odcięta od finansów teatru, a kiedy sygnalizowałam, że nie jest to zdrowa sytuacja, powiedziano mi, że nie mam do tego prawa. Kiedy spytałam na jakiej podstawie „nie mam prawa” – do dziś nie otrzymałam odpowiedzi.
- W oświadczeniu wspomina Pani o problemach z komunikacją z dyrektorem naczelnym. Tarnowski teatr nie jest przecież własnością Rafała Balawejdera, on też ma swoich przełożonych: jest dyrektor wydziału kultury, jest wiceprezydent odpowiedzialna za miejską kulturę. Może u nich powinna Pani poszukać rozwiązania tych problemów? Może do nich powinna Pani zapukać?
- Zapukałam miesiąc temu. To nie jest tak, że moja decyzja została podjęta wczoraj i jest jakimś kaprysem. Moją pracę w teatrze traktowałam bardzo serio i naprawdę zrobiłam wszystko, żeby zostać. Miesiąc temu spotkałam się z panią wiceprezydent Dorotą Skrzyniarz, potem z dyrektorem Marcinem Sobczykiem. Oboje mi powiedzieli, że są zadowoleni z tego, jak teraz wygląda sytuacja w teatrze, chcieliby żebym miała przedłużony kontrakt i zaniepokoiły ich te problemy. Natomiast to było ostatnie, co od nich usłyszałam. Później nikt nie zrobił nic. A wracając jeszcze do wspomnianych umów. Groteskowe jest mówienie, że nie ma podstaw prawnych do tego, abym miała wgląd w umowy. Nie ma takiej ustawy, nie ma takiego prawa! Proszę spytać dyrektora o jakiej ustawie mówi, o jakim prawie? Albo proszę spytać Jana Englerta, albo Annę Augustynowicz z Krakowa ile ich reżyserzy zarabiają… To jest po prostu humorystyczne.
- Rozmawialiśmy z dyrektorem Sobczykiem, który przekonuje, że obiecał Pani, że „coś” w sprawie nieaktualnego regulaminu zrobi. Przecież jest biuro prawne w magistracie, teatr ma też swojego radcę prawnego. W czym zatem problem?
- Marcin Sobczyk zadzwonił do mnie raz, mówiąc, że „chyba ten regulamin powstaje” i że to jest problem instytucji. Nie wiem kto ma napisać regulamin. Czy miał to zrobić dyrektor Balawejder, czy Jerzy Hebda (radca prawny teatru – red.), czy jeszcze inna osoba, naprawdę nie wiem. Wiem natomiast, że przez miesiąc nikt nie zrobił nic.
- W Pani oświadczeniu jest stwierdzenie, że patowa sytuacja trwa od maja. Co się wtedy wydarzyło?
- Mniej więcej wtedy zorientowałam się, że tracę kontakt z dyrektorem, że on kontaktuje się ze mną wyłącznie przez moją sekretarkę, że w ogóle nie rozmawiamy. Krótko potem dyrektor mianował się dyrektorem festiwalu komedii Talia – również bez mojej wiedzy. Ja oczywiście nie chciałam nim być, ale chciałam wiedzieć, że dyrektor nim został. Taka informacja nie została mi przekazana. Potem ilość informacji, które do mnie nie trafiały, o których dowiadywałam się ostatnia - z tablicy ogłoszeń na korytarzu, była coraz większa, a zdarzało się to coraz częściej.
- W oświadczeniu pisze też Pani o permanentnym utrudnianiu pracy. Co należy przez to rozumieć?
- Ograniczanie moich praw, a ostatnio wręcz złośliwość i małoduszność. Ze zdumieniem zobaczyłam ostatnio, że po dwóch latach wyjazdów do różnych teatrów w kraju, co jest nieodłączną częścią zawodu i bycia dyrektorem artystycznym, nagle dostałam mejlem prośbę o pisemne uzasadnienie powodu mojego wyjazdu na premierę do innego teatru. Po dwóch latach jeżdżenia! Zresztą dyrektor sam też jeździ, czy też sam sobie uzasadnia pisemnie?
- Kilka tygodni temu Radio Kraków bardzo intensywnie pytało tarnowian o Tarnów, o jego przyszłość, o to, „czy tutaj chce się żyć”. Na zakończenie tej akcji zorganizowaliśmy debatę, w której wzięła Pani udział. Nie wiem, czy zdaje sobie Pani z tego sprawę, ale Pani głos był bardzo dobrze słyszany i bardzo często komentowany przez mieszkańców Tarnowa. Szczególnie opinia mówiąca o tym, że miasto wymiera, nic się tutaj nie dzieje, nie ma gdzie pójść, nie ma z kim porozmawiać… To miało wpływ na Pani decyzję?
- Nie, zupełnie nie. Zresztą przypominając sobie tę debatę, to nie było tak, że ja skrytykowałam Tarnów, wręcz przeciwnie. Mówiłam o tym, że to miejsce jest piękne, że ma wspaniały klimat, cudowne zabytki i dziwie się, że jest tak martwe. Muszę dodać, że mam za sobą wiele wystąpień radiowych, ale nigdy nie usłyszałam tylu dobrych słów, co na temat tego, podczas debaty Radia Kraków. Podchodzili do mnie ludzie na ulicy, w restauracji, dostawałam mejle, w których ludzie pisali, że się ze mną zgadzają, że wreszcie powiedziałam prawdę. Mimo, że urzędnicy, szczególnie otoczenie prezydenta Ścigały, było podobno oburzone tym, jak mogę mówić coś złego na temat miasta, które daje mi pracę. Ja natomiast cieszę się, że to powiedziałam. To, co się później stało z prezydentem udaremniło dalszą dyskusję, ale myślę, że dzisiaj powiedziałabym to samo.
- A jak wyglądały Pani relacje z zespołem, z aktorami Solskiego?
- Ja pokochałam mój zespół, jestem z niego bardzo dumna. Uważam, że jest to zespół świetny, mocny aktorsko, pełen wybitnych indywidualności aktorskich, które ciężko harują za chyba najniższe stawki w kraju i rozstania z nim i jest mi najbardziej żal.
- Jak zatem ocenia Pani dwa lata spędzone w Tarnowie? Największy sukces to…
- Normalność w teatrze.
- Największa porażka to…
- Jedna premiera, ale nie powiem która. Było ich w sumie dwanaście, więc nawet prawem błędu statystycznego to się broni.
- Plany na najbliższe miesiące? Wiem, że będą dyrektorką w Tarnowie, realizowała Pani równocześnie sporo przedsięwzięć poza nim…
- Przez pierwszy rok nie realizowałam nic poza Tarnowem, przez ten pierwszy sezon postanowiłam być w teatrze. Sezon kończę w Warszawskiej Operze Kameralnej „Uprowadzeniem z Seraju” Mozarta.
- Być może ktoś z Tarnowa się wybierze…
- Zapraszam. (śmiech)
- Nie pozostaje mi nic innego jak podziękować za rozmowę i te dwa lata spędzone w Tarnowie. W mojej opinii nie brakowało w tym czasie w teatrze ciekawych propozycji, a widzowie kupując bilety, zjawiając się w teatrze głosowali „na tak” za zmianami, do których doszło w „Solskim”. Nie były to z pewnością lata stracone. Życzę oczywiście powodzenia w dalszej pracy artystycznej, już poza Tarnowem…
- Ja też dziękuję wszystkim tarnowianom, którzy chodzili do teatru. Dziękuję też za wszystkie życzliwe dla mnie głosy. To było dla mnie bardzo ważne. Dziękuję.
ROZMAWIAŁ: PIOTR KOPA

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię