Można się o nie dosłownie... potknąć. Nie ma bowiem wyznaczonych miejsc, w których wypożyczane na minuty hulajnogi można bezpiecznie zaparkować. Jak więc rozwiązują to użytkownicy? Na zasadzie... „wolnej amerykanki”. „Po prostu porzucają hulajnogi. Głównie na chodnikach, nad Wisłą. Powinno to się jakoś unormować. Nawet czasem zajmują miejsca parkingowe” - mówią w rozmowie z reporterką Radia Kraków mieszkańcy.
Są jednak osoby, którym to bardzo przeszkadza, a nawet zagraża. Wśród nich - Beata Ingram, osoba niewidząca, nauczycielka ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla dzieci Niewidomych i Niedowidzących w Krakowie. Jak mówi, hulajnogi porzucane są często bezrefleksyjnie na samym środku chodnika. „Jeżeli ktoś, kto korzysta porzuca w ten sposób taką hulajnogę stwarza zagrożenie osobom niewidomym, ale i starszym, poruszającym się na wózkach inwalidzkich, matkom z dziećmi, które muszą ten pojazd okrążyć. A jeżeli stwarza zagrożenie, to chyba trzeba coś z tym zrobić” - ocenia Beata Ingram.
Mecenas Karolina Rozkocha, przedstawicielka firmy odpowiedzialnej za biało-czerwone hulajnogi, przyznaje, że problem jest - jednak nie wynika on ze złej chęci wypożyczalni. Twierdzi, że po mieście jeździ grupa ludzi, która porzucone hulajnogi przestawia w odpowiednie miejsca. Problem zaczyna się, gdy użytkownicy nadużywają zaufania firmy, porzucając urządzenia nie tylko na środku chodnika, ale nawet... na drzewie albo w Wiśle.