Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką PiS, Barbarą Bubulą.

Jutro piękny dzień dla PiS. Zostaną zaprezentowane listy do Parlamentu Europejskiego. Pani trafi na krakowską listę, ale chyba nie ma pani dużej szansy na mandat.

- Niech pan nie przesądza. Liczyłam, że będę czarnym koniem dzięki głosom słuchaczy Radia Kraków. Miejsce jest faktycznie dalsze, ale to tylko dziesięcioosobowa lista i wszystkich widać. Jutro faktycznie będzie dobry dzień, zaprezentujemy listy. Tam są wartościowi kandydaci, nie ma celebrytów.

Trzy mandaty z Małopolski dla profesora Legutko, Andrzeja Dudy i pani Gosiewskiej to plan minimum?

- Tak, ale podkreślam, że głosuje się na kandydatów. Nikt nie ma mandatu w kieszeni, jak jest na czołowym miejscu. Profesor Legutko na jedynce będzie jednak pierwszoplanowym kandydatem. Liczymy, że każdy wyborca znajdzie na naszej liście swojego kandydata.

Jeśli PiS walczy o cztery mandaty, to kto będzie na czwartym miejscu? Senator Pęk?

- Będą różni kandydaci. Być może będzie to mój kolega z Senatu. Liczymy, że kampania przyniesie dobre poznanie kandydatów, którzy zostaną później pozytywnie ocenieni przez wyborców.

Sejm jest podzielony ws. projektów ustaw odnośnie zakazu handlu w niedzielę. Może mądrością wykazali się krakowscy samorządowcy, którzy godziny handlu chcą skrócić do 12.00 a po drugie zapytali o to krakowian?

- Bardzo dobrze, że tak zrobili. Wczorajsza dyskusja w Sejmie wykazała, że zarówno inicjatywa obywatelska jak i posłowie twierdzili, że każde ograniczenie jest dobre, nawet takie, które częściowo zmieni tę zasadę, że nadrzędną zasadą jest handel w niedzielę. Odwrotnie. Zasadą powinien być brak handlu i od tego powinny być wyjątki. Taka jest podstawa naszej cywilizacji, że niedziela jest dniem rodzinnym. W imię głupiego liberalizmu pozwolono na ekspansję hipermarketów, które zniszczyły małe sklepiki.

Mamy miejsca pracy, o których mówił premier. Nie boi się pani, że te miejsca wyparują?

- Nie wyparowały również po ograniczeniu handlu w dni świąteczne. Kilka lat temu było ograniczenie handlu w kilkanaście dni świątecznych. Te zakupy się rozłożyły na inne dni. Nie było negatywnego skutku.

Często słyszymy argument, że jak się zamknie sklepy w niedzielę, to mieszkańcy będą częściej korzystali z miejsc kultury. Trafia do pani taki argument, że w niedzielę krakowianie zamiast do Galerii Krakowskiej będą chodzili do Galerii MOCAK?

- Niekoniecznie, dlatego nie jest to podstawowy argument. Jest pewne uporządkowanie życia społecznego. Zakładam, że w niedzielę, tak jak ja, moja rodzina będzie miała dzień wolny. Druzgocące jest to, jak w rodzinie niektórzy maja wolne w niedzielę a inni we wtorek. To destrukcyjne. Zachodnia Europa to rozumie, u nas przychodzi to późno.

W Krakowie na ulicy Grodzkiej od kilku dni działa kilkukondygnacyjny klub go-go. Prezydent Krakowa zapowiada działania w tej sprawie, ale będą one dotyczyły zapisów uchwały o parku kulturowym, bo klubu nie można zamknąć. Nie boi się pani, że zmienimy się w potentata seksturystyki?

- Boję się, przewidywałam to wiele lat temu, jak był najazd pijanych angielskich turystów. Należały się zastanowić, czy nie trzeba było protestować przed całonocnym otwarciem lokali z alkoholem tam, gdzie mieszkają ludzie. Tego nie ma w cywilizowanym świecie, żeby w tak ważnych miejscach jak Grodzka czy Kazimierz, odbywało się życie tej złej rozrywki. Wszystko zmierza do tego, żeby Kraków był mekką do prymitywnego używania życia. Będę wspierała wszystkie kroki, żeby temu zapobiec.

Ktoś wyliczył, że w ścisłym centrum jest około siedmiu takich przybytków. Co z tym zrobić? Klubu zamknąć nie wolno, mamy wolność gospodarczą.

- Ale można różnymi sposobami, przez działania policji, nękać tego typu placówki. Można ograniczać możliwość ich reklamy. To już coś. Trzeba myśleć nad długofalowymi działaniami. Oparcie Krakowa na niskich rozrywkach to zła reklama dla stolicy kultury.

Do mediów przeciekają informacje dotyczące dokumentu, jaki Kraków złożył w MKOl. Zamiast 21 miliardów ZIO mają kosztować 17. Jednak w dokumencie nie ma mowy o budowie północnej obwodnicy czy trasy balickiej. Chyba nie o to chodziło. Może w takim razie referendum powinno zdecydować, skoro nie dostaniemy tych inwestycji?

- Trzeba się zastanowić. Po tej informacji zdanie zmieni wielu krakowian. Promocja za tyle miliardów złotych przez dwa tygodnie to nie jest dobry interes. Brak inwestycji drogowych świadczy o tym, że obietnice rozmijają się z rzeczywistością. To niedobrze, że nie powstaną te inwestycje. Mnie to bardzo niepokoi. Nie wiem, czy nie zmienię zdania w sprawie referendum.

Inicjatywa Kraków Przeciwko Igrzyskom chce zebrać 60 tysięcy podpisów, żeby referendum było obligatoryjne. Jak pani ocenia ten pomysł? Podpisze się pani pod taką inicjatywą?

- Zastanowimy się z kolegami. Wszystko zmierza ku złemu rozwiązaniu problemu. Dowiadujemy się także o szastaniu pieniędzy. Przewidywałam, że tak będzie. Logo mi się nie podoba. Podobają mi się za to memy wyszydzające to logo. Trzeba przemyśleć to, czy Kraków robi dobrze biorąc się za tę kosztowną zabawę.

Kraków bez szans na ZIO? "To subiektywna opinia"

Prasę przeglądała Lidia Jazgar: