Włoch Ferdinando de Giorgi zastąpi Francuza Stephana Antigę i poprowadzi polskich siatkarzy do Igrzysk Olimpijskich w Tokio w 2020 roku. Na razie jednak przed naszą reprezentacją Mistrzostwa Europy rozgrywane za osiem miesięcy w Polsce. Z meczem otwarcia na Stadionie Narodowym w Warszawie i finałem w Krakowie - w Tauron Arenie.
"Dziękuję związkowi, że dał mi możliwość pracy z reprezentacją. Gdy dowiedziałem się, że dostałem tę posadę, poczułem szczęście, iż mogę zacząć pracę jako trener polskich siatkarzy, a także poczułem się wyróżniony" - powiedział w czwartek na konferencji prasowej.
Dodatkowo włoski szkoleniowiec podziękował prezesowi Zaksy Kędzierzyn-Koźle Sebastianowi Świderskiemu, że sprowadził go do Polski, a później wyraził zgodę na to, by mógł złożyć aplikację na to stanowisko: "Mam nadzieję, że podtrzymamy tradycję, która była do tej pory i że pierwszy rok pracy nowego szkoleniowca będzie bardzo udany. Jeśli jednak teraz nie pójdzie, jak sobie wymarzymy, to może w drugim roku osiągniemy to, o czym wszyscy marzą" - dodał.
De Giorgi chciałby wprowadzić do kadry także młodych zawodników. Juniorów, którzy od trzech lat nie przegrali ani jednego meczu reprezentacji: "Niektórzy już grają w zespołach klubowych i z ich obserwacji będą wynikać moje powołania. Ten rok jest bardzo jasno sprecyzowany, bo mamy mistrzostwa Europy w Polsce. Wszyscy chcemy grać na maksa. Dlatego właśnie bardzo ważne jest zaplanowanie całego cyklu pracy" - podkreślił.
O nazwiskach na razie nie chciał mówić: "Mam jednak w głowie pewne zmiany, ale o tym, kto zostanie powołany, powiem później. To będzie też efekt mojej obserwacji podczas tego sezonu. Chcę, by praca w kadrze przebiegała według moich metod i stylu. Na pewno będzie to praca, która będzie zwracała uwagę na wszystkie aspekty przygotowania zawodnika - fizyczne, taktyczne, motywacyjne" - zapowiedział 55-letni Włoch.
Wiadomo, że trener nie będzie szukać skrótów i będzie chciał ciężką pracą dojść do celu: "Tu nie może być żadnych skrótów. Trzeba wykonywać ją dzień po dniu. Ona powinna być na 100 procent. Na pewno wybiorę tych zawodników, którzy będą chcieli się temu podporządkować i będą odpowiadali mi, jeśli chodzi o stronę taktyczną i techniczną" - dodał.
On sam by chciał, by jego zespół był zbudowany na zasadzie równowagi: "Każdy z zawodników, który jest w tym zespole, musi dać swoje maksimum. Musi także być ważnym elementem tej drużyny" - podkreślił.
De Giorgi chciałby także zacząć na poważnie uczyć się języka polskiego: "Nie tylko myślę, by to robić, ale wydaje mi się, że powinienem. W trakcie meczu już komunikuję się po polsku z zawodnikami, ale na pewno muszę podwyższyć swoje umiejętności komunikacyjne" - ocenił.
Włoch jeszcze nigdy nie pracował z narodową reprezentacją. Dotychczas prowadził wyłącznie zespoły klubowe: "Różnica jest na pewno. Przede wszystkim, jeśli chodzi o czas, jaki ma się do dyspozycji. Selekcjoner kadry ma go niewiele i dostaje zawodników zmęczonych po długim sezonie ligowym. Dlatego tak istotna będzie właściwa organizacja pracy i ułożenie jej z tymi zawodnikami, którzy często przychodzą do zespołu reprezentacyjnego przemęczeni" - powiedział.
Nowy trener Polaków odniósł się także do sytuacji z Wilfredem Leonem. Kubańczyk ma już polski paszport, ale nadal nie może występować w biało-czerwonych barwach, ponieważ blokuje to jego rodzima federacja: "Wszyscy mnie o to pytają. Wartość tego zawodnika wszyscy znacie. To siatkarz, który podnosi wartość każdego zespołu, w jakim gra. Nie mogę jednak teraz o nim myśleć tak, jakby on już był w reprezentacji" - zaznaczył.
De Giorgi chciałby także, by Polacy w każdych rozgrywkach grali tak, by wygrywać: "Nasz zespół powinien zawsze grać w taki sposób, by wszystko wygrywać. W zbliżającej się Lidze Światowej jest możliwość wykorzystania większej liczby zawodników i na pewno tak zrobię. Obiecuję jednak, że nie będzie takich meczów, w których nie będzie istotny wynik. Nigdy nie wyjdę i nie powiem, że nic się nie stało i myślimy już o kolejnym meczu. Ci zawodnicy, co grają, muszą dać maksimum w momencie jak są na boisku" - podkreślił.
PAP