- Jeśli te warunki zostaną spełnione, wtedy podejmiemy konkretne zobowiązania - mówił wiceszef MSZ w Radiu Kraków. Zapewniał, że ludzie, którzy trafią do Polski, zostaną skrupulatnie prześwietleni pod kątem bezpieczeństwa. Jak mówił minister Trzaskowski, wprowadzone przez Niemcy i Austrię kontrole na granicach nie oznaczają końca strefy Schengen.


Zapis rozmowy Jacka Bańki z jedynką na krakowskiej liście PO, Rafałem Trzaskowskim.

 

Widział pan zdjęcia w dzisiejszej prasie z granicy serbsko-węgierskiej?

- Widziałem.

 

Pusto. Gdzie ci ludzie?

- Węgrzy uszczelnili granicę. Powiedzieli, że nie przepuszczą imigrantów ekonomicznych. Oni zniknęli. Pewnie będą granicę przekraczać gdzie indziej.

 

Może nie powinniśmy czekać i od razu uszczelniać granicę?

- Na razie nie ma presji na naszą granicę. Nasza granica zewnętrzna to granica z Ukrainą. Tam się nic nie dzieje, bo ona jest kontrolowana. Trudno przekierować ruch z Węgier na Karpaty. To pewnie pójdzie na Słowenię i Chorwację. Trzeba zabezpieczyć granice i dokonać rozróżnienia na uchodźcę i imigranta ekonomicznego. Europa musi wysłać sygnał, że będzie pomagać tym, którzy uciekają przed śmiercią, ale nie można pomóc wszystkim. Jak ten sygnał będzie wysłany, to presja będzie mniejsza.

 

Mówi pan o tych trzech warunkach. To nie mogą być imigranci ekonomiczni i nie mogą stanowić zagrożenia dla Polski. Jak to zweryfikować?

- Jeszcze kilka miesięcy temu mówiono o podziale uchodźców a nie o planie radzenia sobie z migracją. Trzeba wiele uwagi i kapitału, żeby stabilizować Syrię. To się da zrobić. Europa robiła za mało w tym kierunku. Jak się to uda, to ci uchodźcy wrócą do domu, jeśli sytuacja się zmieni. Musi być też uszczelnienie granic i rozróżnienie uchodźcy - migranci. To się da robić. Trzeba ludzi przesłuchiwać, zadawać pytania. Oni muszą być rejestrowani, trzeba pobrać odciski palców i wtedy dzięki współpracy służb specjalnych całej Europy, da się większość tych ludzi, którzy stanowią zagrożenie, obejmować programem relokacji. Co więcej, my zadbaliśmy o to, żeby w tej decyzji był zapis, że jak taka osoba zostanie wybrana do Polski, to nasze służby mogą ją jeszcze raz przesłuchać i odmówić wstępu na nasze terytorium, jeśli jest podejrzenie zagrożenia bezpieczeństwa.

 

Są osoby, które do granic docierały bez dokumentów. Jak z nimi postępować?

- To nie jest takie trudne. To uchodźca musi udowodnić, że jest uchodźcą. Nie jest problemem sprawdzić, czy jest faktycznie Syryjczykiem. Sprawdza się fakty, ślady. Na tej podstawie można określić tożsamość. Jak ta osoba jest już wybrana, żeby do nas trafić, to musi się też na to zgodzić. Nie każdy chce trafić do Polski. W Polsce będzie poddawana dalszej procedurze. Pani premier ma rację, jak mówi, że dla nas nie ma zagrożenia. Ci uchodźcy będą prześwietleni. Będziemy przyjmować tych, którzy uciekają przed śmiercią. Jak UE na serio podejmie wysiłek stabilizacji tych regionów, to jest szansa, że sytuacja się zmieni i ci ludzie będą chcieli po jakimś czasie wrócić do domu.

 

Co to znaczy stabilizacja na serio?

- Od lat mówimy, że próbujemy stabilizować Libię czy Syrię. Nie idą jednak za tym wysiłki dyplomatyczne i nie idą za tym pieniądze. To musi się zmienić. Musi być twarda rozmowa z Rosją, że powinna stabilizować Syrię a nie rozgrywać swojej gry. Do tego trzeba determinacji naszych partnerów. Tego brakowało.

 

Premier Kopacz mówi, że przyjmiemy tylu uchodźców, na ilu będzie nas stać. To znaczy ilu?

- Za wcześnie, żeby mówić o liczbach. Wczoraj zaczęliśmy negocjacje co do pakietu. Jak zostaną wprowadzone zasady co do uszczelnienie granic, rozróżnienia na uchodźców i emigrantów ekonomicznych i będzie jasne to, że my zachowujemy kontrolę nad liczbą uchodźców, to podejmiemy zobowiązania. Trwają negocjacje. To byłby błąd jakbyśmy teraz deklarowali. My się nie zgadzamy z jedną logiką. Są tacy, którzy mówią, że trzeba się było na wszystko zgodzić, bo wtedy nikt by nie narzekał. Są też tacy, którzy mówią, że to nie nasz problem. Opozycja mówi o tym, żeby się odwrócić od Niemców. My mówimy, że musimy pokazać solidarność, to nie jest problem niemiecki, ale całej Europy. Musimy być solidarni, bo inaczej strefa Schengen się zawali. Z drugiej strony nie zgadzamy się, że nie będziemy stawiać warunków. Musimy doprowadzić do tego, żeby decyzje były odpowiedzialne.

 

Bardziej 12 000 czy 2000?

- Do 2000 się zobowiązaliśmy. Nie chcę jednak mówić o liczbach. Stopień naszego zaangażowania będzie zależał od wypełnienia naszych warunków.

 

Nie jest tak, że teraz będzie dyskusja a po wyborach PiS będzie decydował o liczbie uchodźców? Nie gracie państwo na zwłokę?

- Nie. Proszę zobaczyć, że pani premier odważnie powiedziała, że Polska weźmie na siebie obciążenia. Bierzemy za to odpowiedzialność. Nie możemy nie podjąć decyzji. Proces i decyzje zapadną przed wyborami. Cała polityka migracyjna i jej reforma będzie po wyborach.

 

W pana ocenie to koniec Schengen?

- Nie. Kontrole, które zostały wprowadzone, są z poszanowaniem Schengen. Prawdą jest, że jak nie rozwiążemy problemu i Polska odwróci się tyłem, to będzie trzeba zapłacić cenę. To nie jest szantaż. Jak Europa sobie nie poradzi, to Schengen zacznie trzeszczeć. Będą kontrole. Także ci, którzy teraz kwestionują możliwość podejmowania pracy przez Polaków w krajach UE, będą mieli idealną pożywkę do blokowania tego. To nie szantaż, ale realna ocena sytuacji. Musimy rozwiązać ten problem jako UE. Jak tego nie zrobimy, to pojawią się poważne problemy.

 

Może nie powinniśmy rozpaczać, tylko z przyzwoleniem spoglądać na te kontrole wewnątrz Schengen? Da się z tym żyć. Na Euro 2012 też były kontrole.

- Gdyby to polegało tylko na pokazaniu paszportu, to dobrze. To jednak może iść dalej. To może iść w kierunku kwestionowania Schengen. Tego się co prawda nie da zrobić bez zmiany traktatów, ale można utrudnić życie. Można kwestionować największe zdobycze integracji. Chodzi o poruszanie się, osiedlanie się i podejmowanie pracy. To może stanąć pod znakiem zapytania. Z tym musimy się mierzyć.

 

Rozumiem, że my też byśmy za to zapłacili? Widzimy, ile firm transportowych z Polski jeździ po niemieckich drogach.

- Absolutnie. Jesteśmy drugą potęgą transportową UE. Jakby eksport stanął pod znakiem zapytania, to zacznie się robić niewesoło. Jakby ktoś zaczął kwestionować jednolity rynek, a będą takie tendencje, jak nie poradzimy sobie z zalewem imigrantów, to sama integracja europejska zacznie trzeszczeć. To jest zbudowanie na zaufaniu i solidarności. Jeśli ktoś zacznie mówić, że to nie jest nasz problem, ale pieniądze chętnie weźmie, to tak nie można. To jest nieodpowiedzialne. To nas zmarginalizuje.

 

Za niespełna rok będą w Krakowie Światowe Dni Młodzieży. 2 miliony osób mogą przyjechać. Nie uważa pan, że już teraz powinniśmy się zainteresować, kto zamierza przyjechać?

- Oczywiście. Jest zespół i wiem, że jesteśmy dobrze przygotowani. Służby współpracują. To wielkie wyzwanie.

 

Wczoraj przedstawiciele Rady Miasta sugerowali, że przyjedzie masa ludzi i być może część będzie chciała zostać, bo to będą wrota do Europy.

- Dlatego w kontekście tego wyzwania musimy się dobrze przygotować. Myślimy o tym i jesteśmy gotowi.

 

Jest takie zagrożenie?

- Nie. W przypadku takiego wydarzenia mogą być czasowe kontrole. 2 miliony osób to pretekst, żeby przyjechało jeszcze więcej. Procedury UE pozwalają na wprowadzenie czasowych kontroli. Ja byłbym spokojny.