Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z wicepremierem, ministrem nauki i szkolnictwa wyższego, szefem Porozumienia, Jarosławem Gowinem.

 

Polska jest sceptyczna wobec porozumienia klimatycznego. Podobno bardzo burzliwy przebieg miały rozmowy liderów państw członkowskich Unii. Fakt jest taki, że Polska postawiła weto propozycjom UE co do neutralności klimatycznej od 2050 roku.

- Nie wiem, czy rozmowy były burzliwe. Były stanowcze ze strony premiera Morawieckiego. W sprawie polityki klimatycznej każde państwo musi się troszczyć o interes wspólny i własnej gospodarki. Rygory, które próbowano narzucić Polsce, byłyby dla naszej gospodarki bardzo szkodliwe i nic by nie zmieniły w jakości powietrza. Tak długo jak standardów nie chcą przestrzegać USA, Rosja, Chiny, Indie i Brazylia, tak długo cała europejska polityka klimatyczna będzie nieskuteczna.

 

To oznacza, że postulat formułowany przez Francję i Niemcy, żeby od 2050 roku gospodarka UE emitowała i pochłaniała tyle samo dwutlenku węgla, upadł. To uspokajający komunikat do naszego sektora węglowego i pracowników górnictwa?

- To uspokajający komunikat dla wszystkich. Kraje Europy zachodniej dawno zbudowały nowoczesny przemysł. Tam te normy nie są takim kosztem. Dla naszej gospodarki i cen płaconych przez miliony rodzin za prąd, takie rozwiązania byłyby zabójcze.

 

Cieszy się pan z tego, że niektóre dzieci zamiast korzystać z wakacji, decydują się na protest? 13-letnia Inga protestuje pod Sejmem z powodu tych ustaleń unijnego szczytu i takiej decyzji Polski.

- To sympatyczny gest. Apeluję do polityków opozycji, żeby nie wykorzystywali gestu dziecka do zwalczania stanowiska własnego rządu. Ja w takich sprawach jak polityka klimatyczna, słucham jednak głosu naukowców. Oni mówią, że globalne ocieplenie jest problemem, ale są podzieleni co do przyczyn. Jedni uważają, że przyczyną jest emisja CO2 i działalność człowieka, inni mówią o naturalnych procesach. Słuchajmy głosu naukowców, szukajmy nowych rozwiązań. Nie możemy przyjmować rozwiązań, które z punktu widzenia bardzo zamożnych krajów zachodu są akceptowalne, ale nie dla naszej części Europy.

 

Podziela pan pogląd rzecznika pana partii Kamila Bortniczuka, że trudno uznać tę dziewczynkę za rezolutną? Wydaje się, że aktywność publiczna w wieku 13 lat to cecha osób odważnych.

- To nie był właściwy wpis posła. Przedstawiłem mu taką opinię.

 

Jak pan ocenia dyskusję, która rozgorzała po wpisie RPO Adama Bodnara ws. zatrzymania podejrzanego o zabójstwo 10-letniej Kristiny? Rzecznik zarzucił policji niewłaściwe zastosowanie procedury w czasie zatrzymania. Chodziło o zachowanie godności osoby zatrzymanej. To wywołało gwałtowne reakcje opinii publicznej i wielu polityków. Były wiceminister sprawiedliwości, europoseł Patryk Jaki, powiedział, że taka osoba jak RPO, nie powinna dłużej pełnić swojej funkcji. 

- Zacznę od końcowego wątku. Jedną z gwarancji dla demokracji i pluralizmu jest kadencyjność najważniejszych urzędów. Są określone kadencje, kiedy można je skracać. Byłoby naruszeniem dobrej kultury, jakbyśmy w przypadku pana Bodnara posunęli się do takiego kroku. Jestem przeciwny. Jeśli chodzi o meritum sporu, jestem pod wrażeniem tego, jak wielu jest ekspertów od procedur. Jako były minister sprawiedliwości mam w sobie pokorę. Ja nie wpisuję się w żadną skrajność. Zastosowanie bardzo stanowczych środków wobec osoby podejrzanej o okrutny mord, stwarzającej zagrożenie dla otoczenia, policjantów i siebie to jest zgodne z przepisami i uzasadnione. Źle się stało, że pokazano jego twarz, dotarło jego nazwisko do opinii publicznej. To jednak nie jest wina policji.

 

Wpisał pan się swoją wypowiedzią w kwestię, która już się kiedyś pojawiała w debacie publicznej. Chodzi o repolonizację mediów. W Kartuzach powiedział pan, że repolonizacja mediów będzie jednym z głównych zadań, jeśli PiS znowu wygra wybory. Na czym by miała polegać ta repolonizacja?

- Moim krytykom – wśród nich jest wielu dziennikarzy reprezentujących media znajdujące się w zagranicznych rękach i politycy opozycji – dedykuję przyjrzenie się rozwiązaniom w krajach takich jak Francja i Niemcy. Oni ograniczają możliwość zakupu przez kapitał zagraniczny i stoją na czele pluralizmu mediów. Jak mnie pan pyta o narzędzia i inicjatywy, które warto podjąć, to tym narzędziem powinny być przepisy dekoncentracyjne. Musi się to odbywać na rynkowych zasadach.

 

Skoro kształt rynku medialnego był przedmiotem gry rynkowej przez ostatnie 20-30 lat, jak można teraz to odwrócić? Państwo miałoby prawo pierwokupu mediów, jeśli kwoty posiadane przez dane grupy medialne są zbyt wysokie?

- Nie mówię o renacjonalizacji, ale repolonizacji. Wpływ państwa na media powinien być ograniczony tylko do mediów publicznych. Inaczej byłoby źle. Nie jest tak, że przez poprzednich 20 lat była wolna gra rynkowa. Po czasach PRL byliśmy spustoszeni gospodarczo. Nie było prywatnego kapitału w Polsce. On się pojawił, ale rynek jest zabudowany. Nie ma tu fatalizmu. Można to zmienić. Takie same zarzuty padały pod adresem Zjednoczonej Prawicy, gdy mówiono o repolonizacji sektora bankowego. Żaden kraj nie może sobie pozwolić, żeby sektor bankowy w większości był w rękach kapitału zagranicznego. Wyrównaliśmy tę dysproporcję. To działa. Podobnie by się stało z rynkiem medialnym.

 

Pan się cieszy, czy nie z ostatnich wyników rankingu pozycji uczelni QS World University Ranking? On notuje 1000 uczelni z całego świata. Na czele są uczelnie amerykańskie, angielskie. Na 338 pozycji – o 73 miejsca lepiej niż przed rokiem – jest UJ, najlepsza z czternastu notowanych w tym rankingu polskich uczelni. 

- Szesnastu. Do tej liczby jeszcze wrócę. Uczucia mam mieszane. Jest awans UJ i UW i wielu innych uczelni. To pozytywne. Jednak nie wystarcza to. Potrzebujemy naszych uczelni przynajmniej w drugiej setce. W ciągu kilku lat dzięki konstytucji dla nauki doczekamy się tego. Wspomniałem o 16 uczelniach. Mniej ważne jest przesunięcie się UJ i UW w rankingu. Ważniejsze jest to, że dużą grupą do pierwszego tysiąca weszły inne uczelnie. Element konkurencji między uczelniami, który starałem się wprowadzić, już działa. Nie jest tak, jak zapowiadali moi krytycy, że korzystają tylko silne uczelnie. Wchodzimy do średniej światowej szeroko. Następny krok to wprowadzenie najlepszych uczelni do drugiej setki.


Wspomniał pan o kongresie Zjednoczonej Prawicy w Katowicach. 12 lipca Porozumienie w Chełmie zorganizuje konwencję poświęconą waszemu programowi Miasto Plus. Zapowiadają państwo, że chcecie zaprezentować propozycje dla mieszkańców dużych miast, średnich miast i małych miasteczek. Da się to pogodzić? Często małe i średnie miasteczka cierpią, bo rozwijają się wielkie aglomeracje.

- Faktycznie był taki model rozwoju Polski do czasu przejęcia władzy przez Zjednoczoną Prawicę. Liczono, że wielkie metropolie pociągną za sobą takie wagony. To się jednak oderwało. Nasz rząd kładzie więc nacisk na rozwój mniejszych ośrodków i terenów wiejskich. Żaden obóz nie może jednak zapominać o wielkich miastach. Nie jest tak, że jesteśmy tutaj skazani na porażkę. Jak przedstawimy dobry program, przyciągnie on wielu wyborców wielkomiejskich. Możemy wygrywać i rządzić bez dużych miast, ale ciężko jest bez nich rządzić mądrze i skutecznie. W wielkich miastach jest kapitał społeczny, który trzeba wykorzystać dla dobra Polski.

 

Jeszcze gorący komentarz do tekstu Rzeczpospolitej, która donosi – cytując nieoficjalne dokumenty przygotowane przez MSWIA – że być może pomysłem na zwiększenie efektu prodemograficznego polityki prorodzinnej państwa będą wyższe podatki dla osób bezdzietnych, czyli bykowe. To dobry pomysł?

- Nic o tym nie wiem. Może to pomysły ekspertów. To nie wejdzie w życie. Chcemy zachęcać rodziny do posiadania dzieci, ale przez bodźce pozytywnie, a nie karanie tych, którzy nie chcą mieć dzieci.