- A
- A
- A
Kim był Józafat Dumanowski?
"Dumanowski" na antenie Radia Kraków. Słuchajcie 11 listopada po 21.
"Dumanowski: bez niego nie byłoby wolnej Polski"
Kraków w "Dumanowskim"
Jak wyglądał Józafat Dumanowski?
Był wysoki, choć zarazem niski; potężny, ale też na swój sposób drobny; przystojny, choć daleko mu było do pięknych rysów; ujmujący a zarazem szorstki; kulturalny wobec dam, ale też potrafiący rzucić grubym słowem; gruntownie wykształcony, acz prosty w sądach; obdarzony charyzmą, która wybijała go ponad przeciętność, ale też dzięki swej zwyczajności obdarzony szczególnym darem zniknięcia w tłumie. Taki właśnie był Józafat Dumanowski - napisał Kajetan Bogucki, jeden z niezliczonych biografów Ojca Republiki Krakowskiej.
W jednej z najstarszych pracowni fotograficznych w Krakowie, zajmującej skromne biuro w oficynie kamienicy przy ul. Zielonej, zachowały się trzy portrety Józafata Dumanowskiego. Kolejne pokolenia pracującej tam rodziny Hochsteinów, co kilkadziesiąt lat utrwalały zmieniające się oblicze Dumanowskiego.
Dumanowski z każdym spojrzeniem widza staje się coraz bardziej samotny i smutny. Wyzywające spojrzenie maskuje jego bezradność, którą widać w niezdarnym ułożeniu ust i zaciśniętych ustach. Każda kolejna chwila spędzona przed portretem pozwala stwierdzić, że to ten drugi Dumanowski jest prawdziwy.
Widać wielkiego Ojca Republiki, który stoi na początku długiej drogi, z twarzą mądrze naznaczoną wieloletnim doświadczeniem. Kochany przez ludzi, szczęśliwy, spełniony. Wydaje się, że w jego obliczu dominuje radość i duma: oto przetrwał wygnanie, zmienił historię Krakowa i sprawiedliwie gospodarzy Republice.
Jednak znów uważne spojrzenie wychwyci na jego twarzy grymasy, które pod znaną obywatelom Republiki Krakowskiej maską ujawniają prawdziwe oblicze prezydenta. Każde kolejne spojrzenie pozwala utwierdzić się w przekonaniu, że podstawowym doświadczeniem fotografowanego Józafata Dumanowskiego jest nuda.
Dumanowski jest stary, jego twarz zmieniła się od ostatniego zdjęcia i na pierwszy rzut oka trudno znaleźć w tym starcu dumnego mężczyznę z drugiego portretu. Zmarszczki wyglądają jak żłobione dłutem, na twarzy kładą się długie cienie.
Józafat Dumanowski uważnie wpatruje się w obiektyw, czego nie widać na wcześniejszych portretach. Wygląda, jakby całą swoją starczą siłę włożył w to spojrzenie. Na twarzy rysuje się sprawiająca ból koncentracja. Na dnie zmęczonych oczu czai się szaleństwo.
Co wiemy o Józafacie Dumanowskim?
Kiedy żył, kochał go cały Kraków. Kiedy umarł, płakali wszyscy, choć każdy z innego powodu. Płakał naród, który utracił wielkiego męża stanu, płakali nieliczni krewni, płakali dawni przyjaciele, wytężając swą starczą pamięć w poszukiwaniu cieni wspólnie przeżytych chwil; płakały prawnuki jego znajomych, zdziwione, że odszedł ten, który od wielu lat żył już tylko w legendzie; płakały krakowskie świtezianki, od pokoleń noszące pod sercem ciepłe wspomnienia jego dobroci; płakały wdowy obdarzone niegdyś jego względami a także dorosłe dzieci tych wdów; płakali wszyscy wyznawcy mitycznego herosa Józafata i jego bohaterskich czynów.
Kolberg, najbardziej niestrudzony z niezliczonych biografów Józafata Dumanowskiego zanotował sto dwadzieścia trzy utwory poświęcone postaci Dumanowskiego. Najokazalszym była zasłyszana na Podolu duma o bohaterskich czynach księcia, który wyzwoli lud z ucisku, duma śpiewana przez ślepych lirników całej Ukrainy. Najskromniejszym - radosna przyśpiewka z Podhala, gdzie na przestrzeni dwóch wersówJózafat Dumanowski rozwiewa wszystkie troski.
Zanim jego legenda zadomowiła się pod strzechami, ziemie dawnej Polski obiegła śpiewana przez lirników pieśń. To z niej narodziły się późniejsze opowieści i mity. Opowiadała o tym, jak dobry Józafat Dumanowski darował księciu Adamowi Czartoryskiemu krakowską koronę; o tym, jak arystokrata z początku okazał wdzięczność swojemu dobroczyńcy, lecz potem zdradził go i wygnał ze swego księstwa.
Ta zgrabnie napisana i łatwa do zapamiętania pieśń rozeszła się po polskich wsiach i miastach w ciągu kilkunastu miesięcy i wkrótce wszyscy ją znali i śpiewali ze łzami w oczach. Jan Nepomucen Ćwikliński odnotowuje, że nawet niektórzy księża dopuścili, by wybrane strofy tej pieśni były śpiewane na koniec mszy.
Białe plamy w biografii Józafata Dumanowskiego
O pochodzeniu Józafata Dumanowskiego mówią wszystkie poważne encyklopedie. Te niepoważne należy spalić.
Józafat Dumanowski zmarł rankiem 12 listopada 1918 r. Nie wiadomo, czy dowiedział się, że Polska odzyskała niepodległość. Data śmierci nie podlega dyskusji, pozostały na jej potwierdzenie liczne ślady i dokumenty. W sprawie daty urodzenia doniesienia są różne, choć wszystkie łączy jedna data - 1795 r. On sam najczęściej podtrzymywał wersję, iż urodził się w przeddzień III rozbioru Polski na Podolu w powiecie lityńskim. Inna z wersji jego biografów do jego przeżytych 123 lat, dodaje jeszcze cztery, łącząc datę jego urodzenia z dniem uchwalenia Konstytucji 3 maja. On sam jednak twierdził, że był ostatnim dzieckiem urodzonym za wolnej Polski.
Dumanowski podyktował w swym życiu co najmniej tuzin własnych życiorysów. W każdej z tych opowieści odsłaniał swoje nowe oblicze. Istnieją na przykład trzy wersje jego narodzin. A wedle naocznych świadków w latach 1850-1860 umierał trzy razy. Zapewne tych relacji byłoby więcej, gdyby nie powszechnie uznany fakt, że jenerał Dumanowski jest nieśmiertelny.
Na podstawie pracy Jana Nepomucena Ćwiklińskiego , opatrzonej nieco barokowym tytułem Józafata Dumanowskiego czyny i legenda, wszystkie prawdziwie i wiernie opisane na wieczną rzeczy pamiątkę, ku zbudowaniu ducha i podtrzymaniu nadziei na ostateczną rezurekcje Ojczyzny, zapisków oraz tekstów redaktora Klemensa Tumidajskiego spróbujemy zrekonstruować biografię Ojca Republiki.
Nie jest to rzecz łatwa, czego dowodem jest Tumidajski gwiazda dziennikarskiego środowiska ówczesnego Krakowa. Nigdy nie zrealizował swego zamierzenia. Zachował się jedynie roboczy tytuł dzieła: Ojciec nasz wszystkich .
Wedle jednej z wersji, najczęściej podtrzymywanej przez Ojca Republiki, urodził się on w roku 1795, w przeddzień III rozbioru naszej ukochanej Ojczyzny, na Podolu, w powiecie lityńskim, we wsi Czerniatyn.
Najprawdopodobniej był ostatnim noworodkiem powitym za wolnej Polski, gdyż następnego dnia monarchowie Świętego Przymierza przypieczętowali jej definitywny rozkład. Stąd oficjalne urodziny Dumanowskiego były w okresie Republiki obchodzone 23 października.
Niektórzy jednak twierdzą, że pierwszy krzyk mężnego Józafata rozległ się o świcie 3 maja 1791 roku, zwiastując jutrzenkę nadziei. Tego samego dnia w Warszawie posłowie uchwalili Konstytucję i pełni euforii wynieśli króla Stasia na rękach, o czym zaświadczają liczne obrazy z epoki. Wśród posłów Sejmu Wielkiego był Hipolit Dumanowski, rodzic Józafata.
Ale jest i trzecia wersja, wedle której Józafat Dumanowski narodził się z nieznanego ojca i polskiej szlachcianki w dzień wiktorii racławickiej, czyli 4 kwietnia 1794 roku. Kiedy Tadeusz Kościuszko wygrał bitwę, na noc zatrzymał się we dworze, gdzie otoczona rodzicami młoda szlachcianka karmiła niemowlę. Naczelnika bardzo wzruszyła koincydencja jego zbrojnego czynu i cudu narodzin nowego Polaka, dlatego ze łzami w oczach zgodził się zostać chrzestnym ojcem dziecka. Stąd w niektórych dokumentach stoi, że pełne miano Ojca republiki to Józafat Tadeusz Dumanowski.
Uczył się w krzemienieckim liceum a później wstąpił na Uniwersytet Wileński, gdzie studiował filozofię. Jednak w czerwcu 1812 przerwał naukę, by dołączyć do wojsk napoleońskich maszerujących na Moskwę.
Po zakończeniu przygody w armii Napoleona Bonaparte, gdzie dosłużył się stopnia porucznika, przez dziesięć lat podróżował ze swym przyjacielem i towarzyszem broni Kacprem Chodnikiewiczem.
Nie czekały na nich pozostawione żony i synowie, nie czekało królestwo ani nawet pole do zaorania. Kiedy zdali sobie z tego sprawę, patrząc pewnego pierwszego wieczoru na Zatokę Neapolitańską, zapłakali gorzkimi łzami, którymi potrafią płakać tylko ludzie świadomi swej nieuleczalnej zbędności. Wtedy postanowili, że powrót z wojny uczynią treścią swego dalszego życia.
Dumanowski - człowiek o stu adresach
Odkąd pojawił się w Krakowie , co roku, z regularnością do kilku dni zmieniał adresy, jakby się bał, że zbytnie zadomowienie w jednym miejscu sprowadzi nań marazm i bezruch. Ze swych wędrówek uczynił rytuał, wynajmując pokoje, mieszkania i kamienice w całym Krakowie.
Co roku zmieniał perspektywę i widok z okien, jakby chciał ogarnąć całe miasto, jakby chciał wrosnąć w tkankę Krakowa mocniej niż inni mieszczanie. Nie było ulicy, na której by nie mieszkał, nie było placu, który na dwanaście miesięcy nie stałby się mu małą ojczyzną. Dlatego znali go wszyscy, bo każdemu bywał sąsiadem, kłaniając się uprzejmie na ulicy, zapytując o zdrowie i przekazująć świąteczne życzenia. W każdym nowym miejscu starał się odtworzyć układ swego dawnego lokum: łóżko, biurko, regał na książki.
Jako prezydent Republiki najpierw mieszkał na Wawelu, co roku nakazując swojej służbie przenosić cały swój dobytek z piętra na piętro, ze skrzydła na skrzydło. Mieszkał w komnatach królewskich i basztach, zajmował strychy królewskiego pałacu i pomieszczenia dla służby.
Kiedy wybudowano Nowe Miasto , przeniósł się do Pałacu Republiki, gdzie również co roku migrował, co kilka lat opuszczając w ogóle siedzibę przy Placu Republiki i pomieszkując to w Dworku Łowczego na Salwatorze, to w Pałacu w Przegorzałach, to w apartamentach ekskluzywnych hoteli Nowego Miasta.
Po zamachu wyniósł się na rok do Domu Wolskiego u krakowskich kamedułów i nie dawał stamtąd znaku życia. Ostatnie dwudziestolecie swojego życia spędził w pałacu Potockich w Krzeszowicach i tam zmarł, wprawiając Kraków w zdumienie, bo od kilku dekad sądzono, że już dawno nie żyje.
Przyjaźnie Józafata Dumanowskiego
Juliusza Słowackiego zobaczył jeszcze w kołysce, kiedy z matką odwiedzał swą dalszą rodzinę w Krzemieńcu (prababka Juliusza była z domu Dumanowska). Do końca życia pozostała mu pamiątka po tej wizycie – szpetna blizna na łydce.
To Argos - wyżeł ciotki Salomei i wujka Euzebiusza - chwycił Józafata za nogę. Po latach Salomea Becu wysłała jedynego syna Juliusza do Krakowa i poprosiła Dumanowskiego o opiekę nad nim.
Spotkali się w połowie lutego 1829 roku. Krewny Dumanowskiego mieszkał u niego, a później znalazł sobie lokum na poddaszu z widokiem na Wawel, w którym szkicował projekt Duchy królów. Czuł, że temat, który odkrył, jest wielki; tak wielki, że go przerasta. Już wtedy, w wieku dwudziestu lat, wiedział, że Duchy królów mogą mu wypełnić całe życie, że rapsody poematu mogą stać się jego obsesją, namiętnością, kochanką i zgubą.
Adam Mickiewicz pojawił się w Krakowie w tym samym 1829 roku. Przypadkowe spotkanie na Rynku z Dumanowskim i Chodnikiewiczem rozpoczęło się wystawną kolacją w hotelu Kaspra Pollera przy ulicy Szpitalnej a zakończyło wieloletnią przyjaźnią.
W prasie z tamtego okresu można znaleźć taki oto wierszyk:
Chodnikiewicz, Słowacki, Mickiewicz, Dumanowski
Chodzili do świtezianek, w nich topili swe troski
Chodzili do świtezianek, lecz wracali przed świtem
Troski nie odchodziły, lecz trwały, ukryte.
Powiedzmy wprost – Kraków wessał poetów i obezwładnił. Złamali pióro. Ani Słowacki, ani Mickiewicz nigdy nie ukończyli swych poematów. Poszli inną drogą.
Słowacki znalazł pracę w banku, z powodzeniem grał na giełdzie, a później został ministrem skarbu Republiki Krakowskiej. Przez długie lata borykał się z chorobą płuc, ale dożył w Krakowie starości, pracując nad nigdy nie ukończonym dziełem życia i pisząc fraszki, które publikowały wszystkie krakowskie gazety. Zmarł w wieku lat siedemdziesięciu i siedmiu, pochowano go na Cmentarzu Rakowickim, zaż na nagrobku wyryto epitafium jego własnego autorstwa:
Tutaj leży cień poety
Co miast wieszczyć, czcił kobiety
Mickiewicz początkowo prowadził wykłady z literatur słowiańskich, ale ostatecznie za namową Dumanowskiego postanowił na starość zostać księdzem. Przekonał żonę, że dzieci są już odchowane i że powinna wstąpić do klasztoru obyczajem dawnych królowych i księżnych, co ta skromna i mądra kobieta skwapliwie uczyniła, po czym sam przestąpił próg seminarium duchownego. Po otrzymaniu święceń kapłańskich został skierowany do parafii Świętego Floriana, a w 1851 roku otrzymał sakrę biskupią.
Zmarł w Konstantynopolu w tajemniczych okolicznościach, ponoć złożony cholerą. Trumna z jego zwłokami została przewieziona do Krakowa, po czym biskup Mickiewicz spoczął w krypcie pod podłogą katedry wawelskiej, pomiędzy królami.
Józafat Dumanowski zapamiętał tylko, że tamtego wieczoru zanim Juliusz wyzwał Adama na pojedynek, Mickiewicz zjadł jedną przepiórkę, udko bażanta, porcje pasztetu z zająca, cztery plastry pieczonej szynki z dzika i trzy zawijane wołowe zrazy, każdy z grzybkiem, ogórkiem i smażoną cebulką, oraz soczysta pierś kaczki z jabłkami; do tego zjadł porcję kaszy gryczanej, siedem ziemniaków w mundurkach, marynowana ćwikłę z chrzanem i duszoną czerwoną kapustę, pięć kapeluszy marynowanych maślaków oraz na deser dwa spore kawałki jabłkowego strudla. Wypił dwie butelki wina francuskiego i jedna karafkę nalewki dereniowej, sprowadzonej prosto z Krymu, oraz wypalił dwa duże cygara z Dominikany i jedno mniejsze z Kuby. To mogło tłumaczyć jego pozbawione finezji zachowanie tamtego wieczoru.
Po pojedynku, w którym kula wystrzelona przez Słowackiego przeszyła sam środek dłoni Mickiewicza, poeci nigdy już się nie spotkali.
Kogo w Krakowie nazywano świteziankami?
Nie chodzi tu o rodzaj ważki równoskrzydłej zwanej modrą lub świtezianką dziewicą, występującą głównie w pobliżu stawów i jezior. Ani też o nimfę wodną z jeziora Świteź, wystawiającej na próby swego kochanka.
Jest przecież wiek XIX – wiek pary i elektryczności, nowych odkryć i doznań.
Adam Mickiewicz, który dopiero co przyjechał do Krakowa, po sutej kolacji zjedzonej z Dumanowskim i Chodnikiewiczem, chciał miło zakończyć wieczór i rzucił hasło: „na świtezianki!”.
W nagłym błysku olśnienia pojęli dwaj przyjaciele, czego od nich oczekuje Adam Mickiewicz, i poprowadzili go na podkrakowski Kleparz, gdzie przy ulicy Świętego Filipa znajdowały się najzacniejsze w okolicy domy uciech.
– Świtezianki... – zamyślił się Józafat Dumanowski. – Zawsze to ładniej brzmi niż kurwy.
– Co poeta, to poeta – dodał Chodnikiewicz. – Jednak.
Inwencja Litwina tak im się spodobała, że od tamtej pory nie nazywali kobiet lekkich obyczajów inaczej. Słowo „świtezianka” pachniało tajemnicą, czarami i Litwą. Lubili ten zapach.
Ulica św. Filipa była w owym czasie pełna kamienic, w których w dyskretnych i komfortowych warunkach można było skorzystać z usług świtezianek. Józafat Dumanowski zwykł zaprzyjaźniać się z kolejnymi pokoleniami panien zatrudnionych w ulubionym przez niego domu "Pod Łabędziem". Odwiedzał zaprzyjaźnione panie sam, albo z przyjaciółmi. Często zaciszne pokoiki domu "Pod Łabędziem" były jego sypialnią. Kiedy był prezydentem Republiki Krakowskiej lubił zakradać się do domu uciech w przebraniu.
Świtezianki rozpoznawały go bezbłędnie po... bliźnie na nodze, której powstanie, jak wszystkie historie w życiorysie Józafata, miało kilkanaście różnych wersji.
Józafata Dumanowskiego upodobanie do wdów
Józafat zakochiwał się kilka razy, ale zawsze mocno.
Najpierw wynajmował mieszkania u wdów po zabitych w powstańczych potyczkach oficerach. Wszystkie umiał udobruchać i zdobyć, z niektórymi zażyłość przekraczała granice bezinteresownej znajomości.
Jedna z wdów - przyjaciółek Dumanowskiego, żona drukarza, namówiła go do drukowania MERKURIUSZA KRAKOWSKIEGO , pisma, które zawładnęło plotkarskim krakowskim światkiem. Dumanowski w swoich tekstach ( no cóż, czasami pisanych pod wpływem impulsu i używek) miał duży wpływ na wydarzenia w mieście.
Wdowy swojego życia - matkę i córkę z domu Bronowickich poznał na Cmentarzu Rakowickim. By zdobyć względy Klementyny, zaniedbał swoje towarzyskie zobowiązania spędzając całe godziny na jednej z cmentarnych alejek . Później, kiedy okazało się, że wdowa Bronowicka wraz dziećmi bierze udział w nabożeństwie w Kościele Mariackim, przez wiele tygodni modlił się żarliwie do ołtarza Wita Stwosza. Wreszcie dopiął swego i z Klementyną wiódł życie, jak byśmy to teraz powiedzieli, "na kocią łapę" aż do jej śmierci.
Wnuczki Klementyny Bronowickiej, Apolonii, która także była oczywiście wdową, nie zdążył już poznać, ponieważ jej wdowieństwo przypadło na czas bardzo sędziwej starości Józafata. Choć zamierzał napisać do niej list, by nawiązać znajomość i kontynuować wątek kobiet z rodziny Bronowickich w swoim życiu, już tego nie zrealizował.
Śmierć Józafata Dumanowskiego
Józafat Dumanowski odszedł z tego świata cicho i niepostrzeżenie. Wierni rodacy postanowili naprawić to niedopatrzenie i pożegnać go hucznie i godnie. Pogrzeb Ojca Republiki zaplanowano z wielkim rozmachem. Wszyscy czuli, że żegnają kogoś wybitnego.
- Drugiego takiego nie będzie - powiedział prezydent Jan Kanty Fedorowicz w orędziu do obywateli.
W tekstach wykorzystano opisy i cytaty z książki Wita Szostaka "Dumanowski". Zdjęcia pochodzą ze stron: www.audiovis.nac.gov.pl, www.fotopolska.eu . z wolnych zasobów Wikipedii a także z Albumu fotografii dawnego Krakowa z atelier Ignacego Kriegera wydanego w 1989 r. przez Krajową Agencję Wydawniczą w Krakowie.
Partner Główny: Województwo Małopolskie
Współpraca: Agencja Artystyczna GAP
Komentarze (0)
Najnowsze
-
05:59
Aktualności komunikacyjne Radia Kraków 25.11
-
21:04
Ludowcy poprą w wyborach prezydenckich Szymona Hołownię?
-
17:00
Notowanie nr 1545 z 24.11.2024 r.
-
16:12
Karol Nawrocki kandydatem na prezydenta Polski. PiS udzieliło mu poparcia
-
15:24
Dachowanie auta na drodze krajowej w Gródku. Są ranni
-
15:04
Zakupy w stylu slow na tarnowskim targu. Kolejna okazja – przed świętami
-
14:45
Święta i Sylwester w górach? W niektórych hotelach pełne obłożenie
-
14:19
Komu soli, komu? W Tarnowie powstała grota solna
-
13:47
Pasażerze, robiłeś zdjęcia autobusom, pętlom, przystankom? To świetnie!
-
13:15
Rozpoczyna się remont drogi nr 94 w Bolesławiu. Ruch tylko jednym pasem
-
12:15
Człowieku, kup nam karmę, a dostaniesz choinkę
Skontaktuj się z Radiem Kraków - czekamy na opinie naszych Słuchaczy
Pod każdym materiałem na naszej stronie dostępny jest przycisk, dzięki któremu możecie Państwo wysyłać maile z opiniami. Wszystkie będą skrupulatnie czytane i nie pozostaną bez reakcji.
Opinie można wysyłać też bezpośrednio na adres [email protected]
Zapraszamy również do kontaktu z nami poprzez SMS - 4080, telefonicznie (12 200 33 33 – antena,12 630 60 00 – recepcja), a także na nasz profil na Facebooku oraz Twitterze