Fot. Pixabay
W tym roku koncerty odbywają się w: Teatrze Słowackiego, Teatrze Łaźnia Nowa, Pałacu Krzysztofory, ICE Kraków, Kinie Kijów, Kamiennej, Alchemii. Motywem przewodnim jest „hałas”. Festiwal potrwa do 6 października.
Program Unsoundu zawsze jest jak gęsty las. Przeprawa jest fascynująca, inspirująca, wymaga czasu, hartu ducha i muzycznej pasji. Wielu artystów jest dla mnie nieznanych, ale są takie momenty, w trakcie czytania programu, że uśmiecham się, jakbym znalazła prawdziwka, czyli artystkę lub artystę, którego bardzo lubię, prezentuję w audycjach, śledzę. Tak też jest tym razem. Polecam Wam Unsoundowe koncerty artystów, których podziwiam.
Bil Callahan – nastrojowiec, klimaciarz. Zatrzymałam się na tym okresie jego twórczości – szeptanych ballad, granych na dwóch akordach akustycznej gitary, gdzie rytm to muśnięcia perkusyjnych szczoteczek. Callahan z czasem łagodzi swój styl, a gra od lat 80. Śpiewa niskim, ciepłym barytonem piosenki o miłości, a brzmienie z czasem ma czystsze, bo w przeszłości nie stronił od brudów. Na moje ucho niespecjalnie stroił też gitarę, bo przecież grał na zdezelowanych instrumentach i to była istota jego muzyki. Mam nadzieję że podczas koncertu zabrzmią Koyotes i Riding for the Filling, bo mogłabym ich słuchać godzinami.
https://www.unsound.pl/pl/noise/artists/bill-callahan
Fot. SMH
Lankum – „Idź kop mój grób” – to była pierwsza fraza, którą usłyszałam w wykonaniu Lunkum i pomyślałam, że jestem u siebie, ze swoimi. Potem już wessał mnie zupełnie głos Radie Peat, podbijany męskimi chórkami. W tym głosie są wszystkie kamienie, błoto i ból Irlandii, bo Lunkum jest z Dublina i interpretuje, przetwarza muzykę tradycyjną swojego kraju. Poznałam ich, jak chyba większość Polek i Polaków, dzięki płycie False Lankum, o której było głośno. Nie dajcie się jednak nabrać, bo nie jest to zwykła ludyczność. Dużo tam dźwiękowych ścian nie do przebicia, dużo jęku tradycyjnych instrumentów, dużo posiadówek nad mogiłą.
https://www.unsound.pl/pl/noise/artists/lankum
Fot. Sorcha Frances Ryder
Antonina Nowacka. Poznałam tę artystkę dzięki pierwszej płycie Lamunan. Było to objawienie. Sopran, czasem echa kilku sopranów. Zaczęłam czytać. Antonina nagrała Lamunan w jaskini Seplawan w Indonezji. Sama mówi, że mogłaby tam siedzieć godzinami. Mam wrażenie, że śpiewała tam tak, jakby chciała, żeby coś, oprócz echa jej odpowiadało i stało się. Słychać tam coś zdecydowanie więcej niż odbicie dźwięku od kamiennych ścian i wilgoci. Słychać jakąś niepowtarzalną samotność, która z czasem przeradza się w tłum. Taki, muzyczny, wyczarowany przez jeden głos, labirynt fauna.
Antonina zaprezentuje swoją drugą, najnowszą płytę Sylphine Soporisfera.
https://www.unsound.pl/pl/noise/artists/antonina-nowacka-presents-sylphine-soporifera-feat-anna-pasic-magdalena-gajdzica-and-weronika-izdebska
Fot. Filip Preis