Dawno, dość dawno temu, czyli w czasach „wczesnego Gierka”, w Polsce nie wydawano żadnego profesjonalnego i kolorowego periodyku zajmującego się rockiem. Dlatego jedynym sposobem aby wiedzieć (co się dzieje) i widzieć (jak wyglądają ukochane gwiazdy) było ściąganie z zagranicy odpowiedniej prasy. Najwięcej szczęścia mieli ci, którym ktoś z Zachodu zaprenumerował jakiś markowy tytuł. Wtedy, w zależności od częstotliwości jego wydawania, raz na tydzień lub raz na miesiąc, wyciągało się ze skrzynki albo „Billboard”, albo „New Musical Express”, albo „Bravo”. Ja, dzięki austriackim przyjaciołom mojego taty, dostawałem to ostatnie. A ponieważ, wiem jaką rolę spełnia i do kogo jest adresowana współczesna jego wersja, to wyjaśnię, że wówczas, nieomal wszystkie w nim artykuły poświęcone były modnej wtedy wśród nastolatków muzyce rockowej oraz, że w „Bravo” zawsze było sporo barwnych zdjęć, a także - jako tzw. „prezenty” - plakatów z portretami idoli!
Jak dziś pamiętam ten dzień. Po powrocie z budy do domu, znalazłem na biurku, zgięty na pół i owinięty szarą banderolą kolejny numer wspomnianego przed chwilą pisemka. Gdy zerwałem opakowanie, na pierwszej stronie okładki ujrzałem koncertową fotografię Deep Purple, a obok żółte litery układające się w krzyczące (oczywiście po Niemiecku) pytanie: Czy to już koniec Purpury? Nogi się pode mną ugięły! Jak łatwo się domyśleć, zacząłem nerwowo przewracać kartki i w pewnym momencie natrafiłem na duży artykuł, z którego wynikało, że z Deep Purple odchodzą Ian Gillan oraz Roger Glover i że ich następcami mają zostać: do nie dawna jeszcze wokalista Free – Paul Rodgers oraz basista nieznanego mi wtedy zespołu Trapeze – Glenn Hughes. Co tu wiele pisać, mój siedemnastoletni świat legł w gruzach. Boże jak to możliwe – Purple bez Gillana! Rodgersa znałem i bardzo lubiłem, ale jak on będzie śpiewał „Child In Time” oraz wrzeszczał w czasie koncertów słynne Hey, Heeey i w końcu Heeeeeeeeeeeeeey!
W czerwcu 1973 r. Deep Purple dało kilka kolejnych (ponoć fenomenalnych) koncertów w Japonii i wydało komunikat, że ze względu na przemęczenie forsownym tournee, na odejście z zespołu zdecydowali się - Ian Gillan oraz jego przyjaciel jeszcze z czasów wspólnej pracy w Episode Six – Roger Glover. Pierwszy z nich oznajmił, że ma na tyle dość bycia na pierwszej linii show-biznesowego frontu, iż wycofuje się do cywila, natomiast drugi postanowił, że zajmie się produkcją płyt innych wykonawców. W tej sytuacji Ritchie Blackmore, Jon Lord i Ian Paice zaczęli się rozglądać za odpowiednimi następcami. Początkowo liczyli (i stąd ta, jak się okazało, nieco przed wcześnie opublikowana informacja w „Bravo”), że dołączy do nich ich faworyt - Paul Rodgers. Niestety jednak ów, po długim zastanowieniu, zrezygnował ze złożonej mu przez nich propozycji, bowiem postawił na stworzenie własnej grupy (gdy powstała, nazwał ją – Bad Company). W tej sytuacji Richie, Jon i Ian dali do prasy odpowiednie ogłoszenie. W jego wyniku zaczęły do nich napływać dziesiątki taśm z wokalnymi popisami najróżniejszych facetów, wśród których znalazła się także rejestracja śpiewu niejakiego Davida Coverdale. I wówczas Blackmore przypomniał sobie, że parę lat wcześniej, przed którymś z występów Purpli, pojawił się na wpół-amatorski zespół Fabulosa Brothers, którego głosem (i to bardzo intrygującym) był ów Coverdale. Wystosowano odpowiednie zaproszenie, w wyniku którego, ostatnio pracujący jako sprzedawca w butiku David w Redcar, został nowym frontmenem Purpury. Natomiast stanowisko basisty objął, zgodnie z zapowiedziami, także śpiewający Glenn Hughes. Warto tu zwrócić uwagę, że to iż od tego momentu w Deep Purple było aż dwóch wokalistów po trosze wynikało z tego, że dawni muzycy czuli, że aby zastąpić Gillana potrzebne będą aż dwa głosy. Niski – Coverdale’a i wysoki – Hughesa.