Z Pawłem Szczepanikiem - pełnomocnikiem Prezydenta Miasta Krakowa ds. Kultury, ale w tej rozmowie melomanem, miłośnikiem muzyki dawnej i świadomym odbiorcą kultury - rozmawiamy o tym przejmującym micie znajdując punkt wyjścia do dyskusji w operze pt. “Minotaur” Harrisona Birtwistle’a z librettem Davida Harsenta, której premiera odbyła się 15 kwietnia 2008 roku w Royal Opera House.
Opowiesz, proszę, o operze?
Harrison Birtwistle ma to do siebie, że bardzo lubi dyskutować to, co jest pozornie oczywiste, no bo ja rozumiem doskonale, że mitologia grecka, czy później rzymska jest pewnym bsolutnym fundamentem dla świata, w którym żyjemy.
No tak, ale słusznie powiedziałeś od razu, że “pozornie” oczywista. Otworzyłeś drzwi do tego, żeby tę pozorność sobie zeskrobać.
Tak rzeczywiście jest i Birtwistle jest dość niesamowitym kompozytorem z tego względu, że on - oprócz uprawiania muzyki - też uprawia coś, co nazwalibyśmy być może etnologią, ale też i filozofią.
I bardzo lubi zmieniać nieco tę, taką może trochę już podpleśniałą i przykrytą kożuszkiem, perspektywę i pokazywać w jaki sposób możemy dyskutować coś, co jest rzeczywiście mityczne, a jak wiemy jest to bardzo mocne słowo i stawiające od razu wszystko w takim punkcie, gdzie właściwie nie ma pola do dyskusji. On te dyskusje zdecydowanie otwiera. Wcześniej pozwolę sobie jeszcze przywołać, bo to jest dobre zestawienie, skomponował operę, która nosi tytuł “Maska Orfeusza” i tam rozważa mit o Orfeuszu z bardzo wielu perspektyw. Nie tylko tej jednej, z której go znamy.
Tutaj poddaje dyskusji postać Minotaura, który właściwie w jakiś sposób stereotypowo jest powiązany z czymś, co jest na granicy świata ludzkiego i zwierzęcego.
Pozwól, że ja Cię tutaj zatrzymam. Wchodzisz przez drzwi otworzone w poprzednim odcinku przez Dominikę Słowik. Przyglądasz się Minotaurowi, mitowi z perspektywy istoty nieludzkiej, zwierzęcej.
To jest ciekawe zestawienie, bo właściwie ja myślę, że można nim operować na dwóch takich dość chyba dobrze już rozpoznanych poziomach. Pierwszy to jest to klasyczne, takie powiedziałbym biblijne określenie, że w momencie, kiedy zostali stworzeni pierwsi ludzie, Adam i Ewa, to dostali komendę, idźcie i czyńcie sobie ziemię poddaną. Co oznacza, że w jakiś sposób człowiek jest istotą wyższego rzędu niż cały ten świat zwierzęcy, czy też może to jest nawet lepsze słowo - świat bestii.
To jest pierwsze rozróżnienie, a druga dychotomia to jest ta, która właściwie cały czas w jakiś sposób jest dyskutowana, a mianowicie zestawienie kultury i natury. Kultury jako czegoś stricte będącego wytworem ludzkim i natury, czyli tego świata, od którego właściwie chyba w dużej mierze chcieliśmy się odcinać. Oczywiście ta narracja - na szczęście! - się zmienia, to znaczy okazuje się, że my ludzie jesteśmy tylko i wyłącznie jakimś zwierzęcym bytem, przynajmniej ja chciałbym tak to postrzegać, a tym samym ten świat jest jednorodny.
(...) Ale bardzo ciekawym w ogóle jest to, że w tej hybrydzie minotaura i człowieka jest zaszyty taki bardzo niezwykły wątek, to znaczy przez to, że on łączy te dwa światy, zestawiane ze sobą przez kontrast ludzki i zwierzęcy, to on jest właściwie ni pies, ni wydra.
To znaczy Minotaur był karmiony mięsem ludzkim, a skoro reprezentował to, co ludzkie i zwierzęce, to właściwie nie było dla niego przynależnego pokarmu. To znaczy to, że on łączy te dwa światy, ale też sytuuje go “nigdzie”. To jest dla mnie absolutnie niezwykłe, bo jeżeli się okaże, że on żywił się rzeczywiście tymi młodymi Atenkami i Ateńczykami, to nagle okazuje się, że występuje totalnie wbrew tej ludzkiej naturze. Ale też chyba wbrew zwierzęcej.
Generalnie wbrew naturze człowieka jest jeść człowieka. A z drugiej strony przecież byk nie żywi się mięsem. W związku z tym to też jest wykroczenie zupełnie poza świat tego pierwowzoru. No i dla mnie jest to zestawienie cokolwiek powiedziałbym demoniczne.
Tak, ale intensyfikujące trwogę.