Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Komiksem o polityce i ekonomii, czyli „Żeń-Szeń. Zgniłe Korzenie” Craiga Thompsona

W Kole popkultury dziś w stronę… dobrego komiksu! – Sercem komiksu jest dialog – mówił na antenie Radia Kraków tłumacz Piotr Czarnota. Tymczasem sercem dialogu w najnowszym albumie Craiga Thompsona jest żeń-szeń. To żeń-szeń łączy tutaj skomplikowane wątki relacji ekonomiczno-politycznych USA z Chinami i Koreą z problemami amerykańskich miejscowości rolniczych. W najnowszym wydaniu audycji rozmawiamy o komiksie, który przekracza granice komiksu stając się graficznym esejem, a także o istocie tłumaczenia dialogów i wielogłosowości. Zaprasza Tadeusz Marek.

Posłuchaj najnowszego wydania Koła Popkultury

Znać się na tłumaczeniu komiksu oznacza znaleźć język postaci i odnaleźć język twórcy tego komiksu i tymże językiem przemówić tylko w nieco innej wersji. (…) W „Żeń-Szeniu” tych głosów było bardzo wiele: od rolników pracujących w Wisconsin, przez laotańskich emigrantów, po głos samego autora, który opuścił amerykańską wieś na rzecz Los Angeles i Portland”.

- mówi tłumacz komiksu "Żeń-Szeń. Zgniłe korzenie" - Piotr Czarnota.

Tadeusz Marek: Piotrze, my dziś w stronę Wisconsin.

Piotr Czarnota: Wisconsin między innymi, bo „Żeń-Szeń” Craig’a Thompsona zabiera nas w bardzo wiele miejsc. Wisconsin to podstawowe miejsce, ta macierz autora, jednak podążając wzdłuż 45. równoleżnika zaglądamy też na zachód i na wschód: do Chin, do Korei, do kilku innych miejsc, w których mieszkał Craig.

Będziemy jednak przekraczać nie tylko granice państw, ale także granice potocznego myślenia o komiksie. W „Żeń-Szeniu” próżno bowiem szukać tradycyjnych okienek z dymkami. To jest raczej złożona, wielopłaszczyznowa mapą myśli, graficzny esej, który równocześnie jest próbą zrozumienia swoich korzeni.

Zgadza się. Chociaż komiks ten nie jest mangą, to tłumaczenie, dosłowne tłumaczenie słowa manga, czyli: „niepohamowane obrazy” tutaj można by zastosować, bo rzeczywiście Craig operuje nimi w absolutnie niepohamowany sposób. Zupełnie nie trzyma się tego klasycznego zachodniego podejścia do opowiadania panel po panelu, strona po stronie. Bardzo często w „Żeń-Szeniu” daje sobie przestrzeń na to, aby po prostu zatrzymać się na chwilę i zrobić większy kadr, większą opowieść i po prostu przyjrzeć się [swoim myślom -przyp. aut].

Swoją drogą, to ciekawe, że to album, który nigdy miał nie powstać. Po wydaniu „Blankets”, w którym Thompson rozliczał się z dzieciństwem i zabierał czytelników do świata chłopca dorastającego w purytańskim domu, stwierdził, że już nie będzie sięgał w stronę memuarów, nie będzie tworzył już autobiograficznych komiksów, a tutaj okazało się, że jednak stworzył. I wygląda to trochę tak, jakby za pomocą „Żeń-Szenia” próbował rozliczyć się ze sobą sprzed 20 lat i nie tylko opowiedzieć o swoich doświadczeniach, ale przede wszystkim zrozumieć mechanizmy, które stoją u ich podstaw. Słowem odpowiedzieć sobie na pytanie: „Dlaczego moje korzenie są zgniłe?”.

Zgadza się. Sama strona formalna tego komiksu jest bardzo ciekawa, jeżeli spojrzymy na sposób, w jaki ten komiks oryginalnie powstał, a to, co tutaj właśnie leży przed sobą, czyli wydanie zbiorcze, bo warto wspomnieć, że Thompson tworzył ten komiks oryginalnie w formie zeszytowej. Trochę miało być to właśnie takie spojrzenie do przeszłości i hołd oddany zeszytowym komiksom, trzydziestodwustronnicówkom, tym klasycznym, które znamy, kiedy na przykład mówimy o Spidermanie…

I które stworzyły jego i jego brata, które stały podstaw ich formacji takiej estetycznej.

Tak jest. Kiedy pracowali w polu, to po to, żeby tego dolara za godzinę zarobionego, wydawać po prostu na komiksy. I w oryginalnej formie te zeszyty składające się na „Żeń-Szeń” miały zupełnie inny układ narracyjny, zupełnie inne podejście fabularne, ponieważ w każdym kolejnym jednym zeszycie Craig podejmował po prostu jeden temat, czy to właśnie dzieciństwa, czy rodziny, czy kwestii swojej wyprawy do Chin, czy kwestii imigrantów. Natomiast kiedy zebrał to w tą formę zbiorczą, troszeczkę poprzestawiał strony, wymieszał w coś dużo bardziej spójnego i wydawałoby się teraz już nierozerwalnego, bo te 400 stron, kiedy czyta się je w wersji zbiorczej, to można naprawdę zupełnie nie wpaść na to, że to wyglądało wcześniej zupełnie inaczej.

W takim razie musimy powiedzieć skąd ten żeń-szeń się tutaj wziął, zwłaszcza, że występuje on w takiej formie bardzo nieoczywistej. Jeśli ktoś powiedziałby nam, że oto właśnie tutaj jest wielkie dzieło, monumentalne dzieło, bardzo poważny esej o tematyce socjologicznej, filozoficznej, politycznej, ekonomicznej i że nagle wkrada się tutaj taki duszek, potworek, który jest żeń-szeniem, spersonifikowanym, ze słodkimi oczkami, to uznalibysmy to za niepoważne. Tymczasem jest to duszek, który tak naprawdę stał się medium do tego, żeby te wszystkie tematy połączyć.

Podstawową częścią tego komiksu jest opowieść Grega Thompsona o tym, jak dorastał właśnie w małej wiosce Marathon i pracował w polu, pomagając swoim rodzicom przy żeń-szeniu, przy polach żeń-szenia. Niewiele osób o tym wie, ale Wisconsin jest największym eksporterem żeń-szenia na świecie. Są tam gigantyczne pola żeńszeniowe, a jest to roślina bardzo delikatna, wymagająca bardzo wiele pracy i bardzo wiele uwagi. Rodzina Thompsonów, kiedy po raz pierwszy przybyła do Marathon, zaczęła pracować w owych polach. A że były to inne czasy, to i dzieci zostały zaangażowane właśnie w te prace.

I Craig Thompson przypracował na tych polach żeńszeniowych 10 lat. Od 10 do 20 roku życia pracował przy żeń-szeniu. I to trochę jak w „Chłopach”, kiedy ta praca na roli wyznacza rytm życia i wyznacza także rytm rozwoju miejscowości i w ogóle całego środowiska...

W Polsce niewiele myśli się o tej rolniczej stronie Ameryki. Niewiele się myśli o amerykańskim Midwescie. Zwykle rozmawiamy o Kalifornii, o Nowym Jorku, a tu przecież jest cały wielki kraj pośrodku, który nie jest również Teksasem. No i te opowieści, które tutaj mamy, opowieści właśnie o pracy dzieci, nie kojarzą nam się z Ameryką w pierwszym odruchu. Na pewno nie z Ameryką lat 80., którą znamy w Polsce z popkultury. Tymczasem Craig Thompson właśnie to traktuje jako swój punkt wyjścia do bardzo szerokiej opowieści. Bardzo mi się podoba to sformułowanie esej graficzny, które rzadko się spotyka, powieść graficzna dużo częściej. Natomiast tutaj nie jest to taka prosta historyjka.

[Całej rozmowy posłuchasz w podcascie.]

Autor:
Tadeusz Marek

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię