Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Zawsze dostawała czerwoną kartkę

Gdy śpiewa włoskie piosenki nikt nie podejrzewa, że była bestią w klubie krakowskich rugbistek.

Debora Ranieri z mężem na okładce krakowskiego magazynu

Oczywiście z językiem to nie było tak łatwo, bo polski był jak łaciński, wszystkie te odmiany.Taki język teoretyczny. Najtrudniej było jednak gdy wchodziłam do jakiegoś sklepu, i zamiast dzień dobry słyszałam niecierpliwe: Proszę? Brzmiało to tak, jakbym komuś przeszkadzała w pracy. Tu wszystko było bardziej formalne niż we Włoszech, gdzie      od razu do ludzi młodych sprzedawca zwraca się na „Ty”. Wystarczy jednak odrobina czasu i polscy rozmówcy się ‘rozgrzewają” a dystans znika. Po dłuższej chwili jestem zaproszona do domu, do rodziców albo jak z rodziną mojej przyjaciółki, dla nich jestem jak córka, po odwiedzinach wracam zwykle ze słoikami i pełną torbą wszystkiego.

Odcinek 15

Debora Ranieri przyjechała do Krakowa z Włoch.To miasto w sam raz dla Niej. Mniejsze niż Rzym, większe od alpejskiej miejscowości, z której pochodzi.We Włoszech bywa najczęściej podczas urlopu podobnie z resztą w Danii, kraju z którego pochodzi jej mąż.Zawodowo zajmuje się konkretami ale miłośnicy włoskiej muzyki na żywo, słyszeli Ją pewnie w innej odsłonie, podczas wokalnych występów na krakowskich scenach.

Dlaczego właściwie wyjechałaś z Włoch?

Podczas studiów dowiedziałam się od profesorki o kursie języka polskiego na Uniwersytecie w Rzymie.Zaczęłam chodzić na zajęcia, z czasem pojawiła się możliwość wyjazdu do polski w ramach programu Erasmus.To było wyzwanie ale w miarę bezpiecznie. Kraków to miasto położone nie tak bardzo na wschód i niezbyt daleko. Przyjechałam tu i po dwóch dniach byłam już w Krakowie zakochana. Miasteczko w Alpach, w którym się urodziłam było dla mnie zbyt małe.Rzym – wielki i chaotyczny. Kraków to miasto, które ma wszystko czego potrzebowałam i nadal można się w nim zgubić.

Jak przebiegał proces odnajdywania się w Krakowie pod względem języka i polskich realiów, które jednak różnią się od włoskich?

Oczywiście z językiem to nie było tak łatwo, bo polski był jak łaciński, wszystkie te odmiany.Taki język teoretyczny. Najtrudniej było jednak gdy wchodziłam do jakiegoś sklepu, i zamiast dzień dobry słyszałam niecierpliwe: Proszę? Brzmiało to tak, jakbym komuś przeszkadzała w pracy. Tu wszystko było bardziej formalne niż we Włoszech, gdzie od razu do ludzi młodych sprzedawca zwraca się na „Ty”. Wystarczy jednak odrobina czasu i polscy rozmówcy się ‘rozgrzewają” a dystans znika. Po dłuższej chwili jestem zaproszona do domu, do rodziców albo jak z rodziną mojej przyjaciółki, dla nich jestem jak córka, po odwiedzinach wracam zwykle ze słoikami i pełną torbą wszystkiego.

Jakiego słowa użyłabyś w stosunku do osób, które przyjechały do Polski by zamieszkać tu na stałe?

Jakbym chciała przestawić naszą rodzinę, to jesteśmy "nowi krakowianie".Sama się czuję raczej taką krakowianką z Włoch.

Prowadzisz życie zawodowe w dwóch różnych wymiarach, także tym artystycznym?

Tak, śpiewam od czasu do czasu w różnych miejscach, czasem to krakowskie sceny czasem kluby. ale Zasadniczo zajmuję się jednak marketingiem bo to daje mi stabilność. Wiesz, wszyscy to znają „kredyt na 30 lat, rachunki, dzieci” jestem dziś całkiem dobrze zintegrowana z tymi realiami - żartuje Debora Ranieri.



Autor:
Anna Piekarczyk

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię