Brak decyzji środowiskowej, brak raportu określającego rzeczywistą skalę szkód. Chodzi o zieleń, a także zagrożenie dla nietoperzy. Coraz więcej jest tych wątpliwości w sprawie budowy kładki Kazimierz - Ludwinów. Co zatem na to wszystko miasto, bo budowa cały czas trwa.
Tak, budowa trwa. Decyzja o pozwoleniu na budowę jest wydana, ona jest prawomocna, ostateczna, jest w mocy, więc my na tej podstawie realizujemy to zadanie. Zresztą przed tą decyzją było wydanych kilka innych aktów prawnych, pozwoleń konserwatorskich, pozwolenie wodno - prawne, więc wszystkie te dokumenty były przyczynkiem do wydania pozwolenia na budowę i my zadanie realizujemy.
Najbardziej zdziwiło mnie, że nie potrzeba było akurat decyzji środowiskowej do rozpoczęcia budowy. Jak to jest, że na terenie miasta wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO przy inwestycji kosztującej ponad 100 milionów złotych takiej decyzji nie potrzeba. Przecież kiedy jedzie się do mniejszej gminy koło Krakowa właściwie każda, nawet mała inwestycja potrzebuje takiej decyzji. O co chodzi?
Wszystkie inwestycje, które potrzebują decyzji środowiskowej, mają znaczący wpływ na środowisko, są wymienione w rozporządzeniu ministra ochrony środowiska i tam takich inwestycji jak kładki nie ma. One nie wymagają w związku z tym decyzji środowiskowej. Miasto na wstępnym etapie konsultowało to z różnymi instytucjami, czy jest konieczne ubieganie się o taki dokument czy nie. Okazało się więc, że nie było potrzeby wydawania takiej decyzji.
Może chodzi nazwę, bo „kładka” może się kojarzyć z jakąś małą przeprawą, a ta będzie potężna. To są literalnie wyszczególnione inwestycje, które podlegają pod tę ustawę. Nie ma tam takich inwestycji jak kładki.
Ale prokuratura mówi: stop, decyzja środowiskowa być powinna.
Pytanie na jakiej podstawie to mówi. Można odnieść wrażenie, że prokuratura przekleiła te argumenty, które pojawiały się już wcześniej w korespondencji z aktywistami, mieszkańcami, Towarzystwem na Rzecz Ochrony Przyrody. Być może po prostu przekleiła te argumenty, wstawiła do swojego pisma i wysłała do miasta, czy do wojewody, bo to tak naprawdę była to korespondencja adresowana do Wojewody Małopolskiego. Nie zadając sobie prawdopodobnie trudu żeby zweryfikować, chociażby sam fakt, że w tym piśmie o wystąpieniu prokuratorskim mówi się o braku pozwolenia wodno – prawnego. To pozwolenie wodno - prawne zostało wydane w grudniu 2017 roku i jest ważne, wydane bezterminowo. To są takie przykłady dosyć dziwnych argumentów, które znajdują się w wystąpieniu prokuratorskim.
Czytałem wnioski pokontrolne jakimi podzieliła się Najwyższa Izba Kontroli. O projekcie kładki pisała, że nie uwzględniono zagadnień związanych z obszarami szczególnego zagrożenia powodzią. Tutaj były wskazywane trzy inwestycje toczące się na terenie miasta, między innymi była też kładka pieszo - rowerowa Kazimierz – Ludwinów. To zagrożenie powodziowe nie było dobrze sprawdzone jeżeli chodzi o budowę kładki?
Było sprawdzone, co potwierdza chociażby fakt wydania pozwolenia wodno – prawnego. Te wszystkie kwestie związane chociażby z powodzią, rzeką one były wyjaśnione - stąd to pozwolenie, więc trudno zgodzić się z argumentacją, że jest jakieś zagrożenie dla tej kładki w związku z powodzią. Ona jest tak zaprojektowana, żeby tą wodę stuletnią, nawet tysiącletnią wytrzymać.
A nietoperze? Urzędnicy mówili wcześniej, że tych nietoperzy nie ma, budowa kładki nie zagraża ich siedliskom. Cały czas pojawiają się jednak głosy, że budowa jednak im zagraża. Dużo tych sprzecznych opinii ze strony miasta, a teraz także prokuratury.
To jest też argument wprost wyjęty z wystąpień mieszkańców, którzy są przeciwni kładce, z wystąpień Towarzystwa na Rzecz Ochrony Przyrody. Wielokrotnie wyjaśnialiśmy tę tezę, jakoby nasza kładka stanowiła zagrożenie dla nietoperzy. Wyjaśniałem to też u państwa w studiu w zeszłym tygodniu. Z badań, które przeprowadził Zarząd Zieleni Miejskiej, o które wystąpiliśmy w tej kwestii, wynika, że nie ma zagrożenia dla nietoperzy, ponieważ ten gatunek tam po prostu nie bytuje. Nietoperze lubią miejsca, gdzie są siedliska różnych owadów, które stanowią ich pokarm. Lubią miejsca gdzie jest spruchniałe drewno, na przykład drzewa w złym stanie fitosanitarnym, gdzie pojawiają się właśnie robaki, które są naturalnym pożywieniem nietoperzy. Ta aleja klonowa, która też gdzieś tam pojawia się w argumentacji aktywistów jest w bardzo dobrym stanie.
Prokuratura pisze, że skala szkód, którą państwo określili jako urzędnicy, była zdecydowanie mniejsza niż ta, która naprawdę występuje.
Ta skala szkód też jest zastanawiająca. Nie wiem skąd takie argumenty. To też było wielokrotnie wyjaśniane, a co więcej - po przeprojektowaniu tej kładki, naniesieniu korekt, niedawno udało się obniżyć rampy najazdowe po stronie Kazimierza - nie będzie planowanych na etapie realizacji zadania tak zwanych cięć technicznych dotyczących koron drzew. Chodzi o te zabytkowe klony, które tam rosną. Nic więcej z tą roślinnością nie będziemy robić, a co więcej zerwiemy asfalt, który teraz jest na alejce wzdłuż tych klonów. Damy tam nawierzchnię przepuszczalną, która jest znacznie lepsza dla drzew.
Przeciw krakowskim urzędnikom jest UNESCO, aktywiści, teraz prokuratura również ma wątpliwości. Państwo cały czas realizują tę kładkę. O tym, że z komitetem UNESCO nie warto zadzierać przekonało się Drezno w Niemczech. Tam mimo ostrzeżeń postanowiono kontynuować wielką inwestycję, co poskutkowało wykreśleniem miasta z Listy Światowego Dziedzictwa. Czy krakowscy urzędnicy nie za bardzo zadzierają z tą instytucją?
Mamy stanowisko naszego Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, mamy stanowisko Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. W związku z naszą inwestycją nie ma zagrożenia dotyczącego wykreślenia Krakowa z listy UNESCO. Oczywiście ta sprawa, która została zgłoszona do UNESCO ona się będzie toczyć. Być może trzeba będzie zrobić jeszcze jakąś ekspertyzę, ale mając na uwadze te stanowiska, o których mówiłem – realizujemy zadanie, które jest wpisane w budżet. Nie możemy na podstawie doniesień medialnych czy prokuratorskiego pisma przestać pracować.
Maciej Fijak – miejski aktywista napisał dzisiaj na platformie X, że najwyższy czas wyrzucić ten 20-letni projekt do kosza i zaprojektować normalne połączenie transportowe wchodzące prosto na ulicę Wietora, a nie atrakcję turystyczną za ponad 100 milionów złotych. Jak pan skomentuje te słowa?
Każdy ma prawo do swojej opinii, my natomiast mamy obowiązek realizować zadanie, które jest w budżecie i póki nie będzie decyzji o wstrzymaniu prac, to będziemy nadal to robić.
Dzisiaj, jeszcze przed naszą rozmową, czytałem też umowę z firmą wykonującą te prace. Jeśli dobrze rozumiem, istnieje możliwość odstąpienia od umowy, jeśli jej wykonanie i tutaj cytat: „nie leży w interesie publicznym”. Rozważają państwo takie rozwiązanie i czy rzeczywiście jest taki zapis, że bezkosztowo możemy zrezygnować z umowy jako miasto?
To jest dość trudna prawnie sytuacja, bo na pewno każde rozwiązanie, jeżeli nie wywiążemy się umowy, jeżeli nie zakończy się ugodą, to trafia do sądu. Wtedy są rozważane argumenty jednej i drugiej strony. Na razie nie ma mowy o tym, żebyśmy te prace wstrzymali. Jeżeli będzie taka decyzja, to też zobaczymy, co będzie w uzasadnieniu.
Co musi się stać, żeby te prace zostały wstrzymane?
Organ wydający, czyli w tym przypadku Prezydent Miasta Krakowa, poprzez Wydział Architektury bądź organ nadzorczy, czyli Wojewoda Małopolski, muszą wydać takie postanowienie.
Czyli jeżeli wojewoda powiedziałby za kilkanaście dni, bo pewnie na jego biurko trafi ta sprawa, że wstrzymujemy budowę, to wtedy miasto musi ją wstrzymać, czy nie?
Tego nie wiem, bo to nie leży już po naszej stronie. Czekamy też na wyjaśnienie tych wszystkich kwestii. My jesteśmy wykonawcą i inwestorem w imieniu Gminy Miejskiej Kraków. Jeżeli będzie podjęta decyzja o wstrzymaniu, będziemy się do niej dostosowywać. Na razie takiej decyzji nie ma, prace trwają zgodnie z harmonogramem. Jesteśmy otwarci na współprace i dostarczanie argumentów.
Pierwsze modyfikacje projektu już się pojawiły.
One są następstwem uzgodnień z Wojewódzkim Konserwatorem Zabytków. Pozwoliły na
na obniżenie ramp najazdowych po stronie Kazimierza, ochronę zieleni w większym stopniu. Dodatkowo cała konstrukcja kładki po stronie Kazimierza będzie niższa o 2 metry. W opinii ministerstwa i wojewódzkiego konserwatora wyczerpuje te obawy o ewentualne wykreślenie Krakowa z listy UNESCO.
Zobaczymy zatem co będzie się działo z kładką Kazimierz - Ludwinów w najbliższych tygodniach i miesiącach. Prawdopodobnie w najbliższym czasie decyzja wojewody. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem to kładka powinna być gotowa w 2026 roku.
Jeżeli pójdzie wszystko zgodnie z planem, około połowy 2026 roku, powinniśmy zakończyć realizację zadania.