Zdjęcie ilustracyjne/ Fot. Pexels.
1. Wydatki na zdrowie w Polsce:
Polska wydaje na ochronę zdrowia jedne z najmniejszych kwot w Unii Europejskiej — ok. 7 proc. PKB.
2. Skutki obniżenia składki zdrowotnej:
Obniżka może nie stanowić problemu rachunkowego, jeśli brakujące środki zostaną uzupełnione z budżetu. Jednak luka finansowa NFZ się pogłębia — w 2024 roku było to 30 miliardów złotych. Finansowanie ochrony zdrowia wyłącznie z podatków to zły pomysł, bo wydatki budżetowe są ograniczone regułami fiskalnymi.
3. Zbyt niska składka zdrowotna:
Polska ma jedną z najniższych składek zdrowotnych w UE (9% vs. ok. 17% w Niemczech).
4. Nieracjonalność wydatkowania środków:
Niskie finansowanie powoduje, że środki są wydawane nieefektywnie.
5. Potrzeba reform systemowych:
Reforma szpitalnictwa (np. redukcja liczby szpitali i oddziałów) jest konieczna, ale politycznie niepopularna.
6. Polityzacja systemu ochrony zdrowia:
Decyzje zdrowotne są często podporządkowane kalkulacjom politycznym, co szkodzi długofalowemu rozwojowi systemu.
Polskie wydatki na ochronę zdrowia należą do najniższych w Unii Europejskiej. To jest 7 procent PKB. Znacznie ważniejszym wskaźnikiem jest tutaj wskaźnik wydatków na głowę. Przypominam, że nie kupujemy przecież świadczeń za procenty, tylko za konkretne pieniądze, za złotówki. A te też są na bardzo niskim poziomie
- mówił w Radiu Kraków prof. Christoph Sowada, prodziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu, Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Wydatki na zdrowie w Polsce – jak wyglądamy na tle Europy?
Prof. Sowada zaznaczył, że Polska znajduje się w ogonie Unii Europejskiej pod względem nakładów na ochronę zdrowia – zarówno jako procent PKB, jak i w przeliczeniu na mieszkańca (ok. 2 tys. euro). Średnia unijna to około 4 tys., a w krajach zachodnich nawet 6 tys. euro.
Ekspert przyznaje, że z księgowego punktu widzenia niższa składka nie musi być problemem, jeśli zostanie uzupełniona z budżetu państwa. Problem jednak w tym, że już teraz państwo dosypuje znaczące kwoty do systemu – w 2024 roku tzw. luka finansowa NFZ wyniosła około 30 miliardów złotych, a będzie rosnąć. Przychody ze składek nie nadążają za rosnącymi kosztami świadczeń.
Dodatkowo, od 2025 roku wydatki budżetowe (poza obronnością) będą ograniczone stabilizującą regułą wydatkową, co oznacza, że dodatkowe środki na zdrowie mogą się odbyć kosztem innych potrzeb publicznych.
Czy można całkowicie zrezygnować ze składek zdrowotnych?
Zdaniem profesora to bardzo zły pomysł. Składki dają systemowi względną stabilność i uniezależniają go od bieżących decyzji budżetowych i politycznych. Całkowite finansowanie z budżetu oznaczałoby większą podatność na polityczne cięcia i niepewność.
W przyszłym roku wydatki budżetowe, poza tymi na obronność, zostaną objęte tak zwaną stabilizującą regułą wydatkową. I wtedy każdy kolejny wydatek, na przykład dotacja z budżetu państwa dla NFZ (jeśli nie zostanie poparta zwiększeniem przychodów budżetowych, a na to w tej rozchwianej gospodarce na razie nie ma widoków), będzie oznaczała zmniejszenie innych nakładów budżetowych o tę samą kwotę. O tym się bardzo mało mówi. W publicznej dyskusji w zasadzie ten wątek się nie pojawia. System, który mieliśmy do tej pory, czyli Narodowy Fundusz Zdrowia, czy ubezpieczenie zdrowotne, był o tyle bezpieczny, że wymyślono go jako jako system samofinansujący się. Niestety od kilku lat ten mechanizm nie działa za sprawą polityków, wszystkich możliwych opcji politycznych. I dlatego potrzebujemy tak dużych dotacji budżetowych
- tłumaczył prof. Sowada.
Za niskie składki w Polsce
Polska ma jedne z najniższych składek zdrowotnych w Europie – 9 proc. w porównaniu do 17 proc. w Niemczech. Dodatkowo, niektóre grupy – jak rolnicy – płacą symboliczne kwoty (ok. 95 zł rocznie za 100 ha ziemi), a samozatrudnieni będą mieć teraz jeszcze niższe obciążenia. Przy niedoborze środków to, zdaniem Sowady, niesprawiedliwe i nieefektywne.
Dlaczego pieniądze w systemie są źle wydawane? Prof. Sowada przyznał, że zarzut o „dziurawym systemie” nie jest bezpodstawny. Jednak jego zdaniem niedobór środków sam w sobie prowadzi do nieefektywności. Przykład? Nadmierne leczenie szpitalne przy równoczesnym niedofinansowaniu opieki ambulatoryjnej. Braki w podstawowej diagnostyce i dostępności specjalistów powodują, że pacjenci trafiają na SOR-y, co jest wielokrotnie droższe.
Opieka ambulatoryjna jest niewydolna, bo jest źle finansowana. Pacjenci idą do szpitali, za tym szły zwiększone środki na finansowanie szpitali. Oczywiście w stopniu niewystarczającym, ale zwiększone. One znowu nie trafiały do opieki ambulatoryjnej, co powodowało, że kolejni pacjenci pojawiali się na SOR-ach. To niedofinansowanie, które nie istnieje od dzisiaj, ale jest permanentne od 25 lat, powoduje sporą część tej nieracjonalności
- tłumaczył prof. Sowada.
Potrzebna reforma, ale nie tylko kosmetyczna
Obecna struktura systemu, między innymi liczba oddziałów szpitalnych, nie przystaje do demografii i potrzeb - nadal utrzymuje się wiele oddziałów ginekologiczno-położniczych, mimo że liczba porodów spadła o dwie trzecie. Prof. przekonywał, że reforma szpitali jest konieczna, ale trudna politycznie - likwidacja oddziałów budzi sprzeciw społeczny i polityczny opór:
Utrzymanie oddziałów, które nie są wykorzystywane przez pacjentów, kosztuje tylko nieznacznie mniej niż utrzymanie takich oddziałów, które są bardzo w pełni wykorzystywane przez pacjentów, prawda? Bo personelowi trzeba zapłacić, niezależnie od tego, czy pacjenci tam są, czy nie. Personel musi być opłacony, a koszty personelu w szpitalach to jest pewnie średnio 70-80 procent.
Posłuchaj rozmowy Rafała Nowaka-Bończy z prof. Christophem Sowadą.
Prof. Christoph Sowada/ Fot. Radio Kraków.