Papież Franciszek nie zmienił świata, chciał zmiany Kościoła, ale jej nie dokończył – mówił na antenie Radia Kraków prof. Tadeusz Bartosz, teolog i filozof, były dominikanin. Czy zgadza się pan z tym?
- Tak, w największym skrócie oczywiście. Papież był reformistą; nie był ani skrajnie lewicowy ani skrajnie prawicowy, mówiąc językiem świeckich ideologii. Starał się iść drogą Ewangelii, drogą środka. Podjął, na przykład, próbę reformy finansów watykańskich, nie tylko walki z pedofilią w Kościele. Nie zdążył jednak tego dokończyć.
Nigdy nie lżył, nie obrażał nikogo publicznie
Zabrakło czasu, czy jednak zdecydował sprzeciw hierarchów, którzy nie byli przychylni Franciszkowi?
- Jedno i drugie. Wie pan, to są bardzo skomplikowane sprawy. To jest walka frakcji na najwyższych szczytach władzy kościelnej, która przybrała za pontyfikatu Franciszka, zwłaszcza w ostatnich latach, formę ekstremalną. Tego nigdy nie było, nigdy nie było wezwań ze strony ludzi Kościoła, żeby papież ustąpił.
Nigdy wcześniej nie było takich haseł, że papież nie jest papieżem, tylko oszustem, że tron świętego Piotra wciąż jest pusty. Takich rzeczy po prostu nie pamiętam, a zajmuję się sprawami Kościoła od 40 lat. Trzeba oddać Franciszkowi, że znosił to ze spokojem. Na pewno w nim się gotowało, ponieważ był człowiekiem temperamentnym. Ale nigdy nie lżył, nie obrażał nikogo publicznie. Za to on był obiektem takich ataków. I to ze strony nie lewackich krytyków Kościoła, tylko po prostu ze strony współbraci w Kościele, na najwyższym szczeblu.
Dla wielu stanowisko papieża w sprawie napaści Rosji na Ukrainę było skandaliczne. Papież polityki nie rozumiał? Czy po prostu wymagaliśmy od niego za wiele? Zapatrzyliśmy się w Jana Pawła II?
- To porównanie ciśnie się na usta. Jan Paweł II i Franciszek chcieli odbyć pielgrzymkę życia do Rosji. Żadnemu się nie udało, ale Jan Paweł II nie zgodziłby się nigdy na zgniły kompromis z Moskwą, czy z Cerkwią, nie tylko z Kremlem. A jednak polityka prowadzona przez Franciszka nie wyglądała imponująco, zwłaszcza z naszej polskiej perspektywy – pamiętaliśmy entuzjastyczne powitanie Karola Wojtyły w 2000 roku w Ukrainie. A to nie nie jest w końcu kraj katolicki, tylko głównie prawosławny (częściowo unicki). Był witany jako papież nadziei. Dziś Ukraińcy nie przyjmowaliby tak Franciszka, ponieważ wybrał drogę uników. A na początku zaczął mówić trochę tak, jak sam Putin.
To były bardzo niezręczne sformułowania, wykorzystywane oczywiście intensywnie przez propagandę prowojenną. A przecież papież zarzekał się szczerze, że nie chce wojny, że pragnie jej zakończenia. Może to kwestia niezrozumienia? Wysłał swoich ludzi do Ukrainy - kardynała Krajewskiego z pomocą, z darami, więc starał się. Tyle, że w sensie dyplomatycznym i politycznym nie bardzo mu się to udało.
Rozmowy ze światem
Jak watykaniści za 50, 100 lat będą wspominać ten pontyfikat? Będą mówić o przełomie?
- Za 100 lat watykaniści będą raczej wspominać Jana XXIII, „uśmiechniętego papieża”, który ponad 60 lat temu zwołał przełomowy Sobór Watykański II, żeby Kościół otworzyć na świat współczesny. Franciszek będzie kojarzony jako ten papież, który rozpoczął rozmowę z tym światem. Takie było jego główne przesłanie: rozmawiajmy ze światem takim, jakim jest, i pamiętajmy o ubogich, migrantach, uchodźcach, o pokoju. Pokój jest ważny i to jest główne przesłanie tego pontyfikatu.
Papież powołał wielu nowych kardynałów. Czy możliwa jest kontynuacja wizji Kościoła, jaką miał Franciszek? Czy Kościół wróci konserwatywnych korzeni?
- Większość kardynałów elektorów to hierarchowie powołani przez Franciszka. Nie sądzę, żeby chcieli wybrać kogoś, kto będzie miał zupełnie inną wizję.