- Egzamin z kursu w tym podejściu zdaje 30 żołnierzy. Każdy musi przynajmniej raz wystąpić jako medyk i każdy przynajmniej raz musi samodzielnie udzielać pomocy poszkodowanemu. Inni mu w tym pomagają. Przede wszystkim oceniamy prawidłowość wykonywanych czynności zgodnie z protokołem TC3 - przekonuje kierownik kursu mł. chor. Adam Walczyk. Jak dodaje, żołnierze muszą zachowywać bezpieczeństwo, brać udział w walce, zabezpieczyć miejsce zdarzenia, a potem, podczas udzielania pomocy stosować się do zasad ratowania obrażeń, które są najczęstszą przyczyną śmierci na polu walki. - Mam na myśli masywne krwotoki, niedrożność dróg oddechowych, odmę płucną. - Kiedy sobie z tym poradzą, muszą przygotować radnego do ewakuacji i w bezpieczny dla niego sposób ewakuować go, najlepiej z całym sprzętem - wylicza podoficer.
https://t.co/znNBjsLP09 #CLS #CombatLifesaver #stangotowości @RadioKrakow @terytorialsi pic.twitter.com/Nt1MLHZcYs
— Joanna Gąska (@joanna_gaska) April 23, 2025
Instruktorzy zgodni są co do wartości szkoleń. Takie umiejętności można wykorzystywać w życiu cywilnym choćby przy wypadkach samochodowych czy w innych sytuacjach, w których powstają obrażenia. - Tamowanie krwotoków w życiu cywilnym jest jak najbardziej przydatne, a panowanie nad stresem, czego uczymy, sprawia, że żołnierze mogą udzielać pomocy w bezpieczny sposób i są bardziej aktywnymi członkami społeczeństwa - przekonuje mł. chor. Walczyk.
Żołnierze podczas kursu dysponują indywidualnymi apteczkami medycznymi, tzw. IPMED-ami, podstawowym wyposażeniem jest też opaska taktyczna, tzw. staza typu CAT 7. - Co tutaj jest największym przeciwnikiem? Zastanawia się jeden z kursantów, po chwili stwierdza: - chyba stres, tak mi się wydaje. Zawęża myślenie i tworzy widzenie tunelowe, więc trzeba sobie z tym poradzić i mieć dużo doświadczenia, żeby być dobrym ratownikiem medycznym.