– W 2025 mam luźniejszy rok, bo przygotowuję się do przyszłorocznej wyprawy na Mount Everest – mówi podróżnik w rozmowie z Mateuszem Cirą w Radiu Kraków. – Chciałem jednak zrealizować kilka mniejszych projektów. Takich, które nie wymagają wielkich nakładów, a mogą zainspirować innych i realnie komuś pomóc.
Jeden z tych pomysłów – wyprawa z Gdańska na Rysy – miał nietypowy charakter. Trasę przez Polskę pokonał na starym rowerze Wigry, który pamięta czasy PRL-u i z dzisiejszą wygodą nie ma wiele wspólnego. Bez przerzutek, bez amortyzacji, z hamulcem na kontrę – jak podkreśla sam bohater wyprawy, komfort jazdy był zerowy, ale właśnie w tym tkwił sens wyzwania.
– Wigry to symbol polskiej turystyki rowerowej. Chciałem pokazać, że można zrobić coś dużego, nie mając najnowszego sprzętu.
W ciągu sześciu dni przemierzył samotnie całą Polskę – od Gdańska aż po Tatry. Na sam szczyt Rysów wszedł już z towarzyszem – ze względów bezpieczeństwa. – Zimą w górach nie chodzi się samemu. Mieliśmy sprzęt lawinowy, odpowiednie przygotowanie – nie chodziło o brawurę – zaznacza.
Przy okazji wyprawy prowadzona była akcja charytatywna na rzecz Krzysia ze Skoczowa, który choruje na dziecięce porażenie mózgowe.
– Fajnie, że przy okazji własnych celów można pomóc komuś innemu. Jeśli ktoś zechce jeszcze dołożyć cegiełkę, zapraszam na stronę „Serce dla Maluszka”.
Podróż przez Polskę to także spotkania z ludźmi, małe miejscowości i doświadczenia, których nie daje żadna ekspresowa podróż samochodem. – Zobaczyłem kawałek Polski, którego wcześniej nie znałem. Tylko rower daje taki kontakt z krajobrazem i z drugim człowiekiem.
Co dalej? W planach kolejny projekt – rowerowa próba zdobycia Rysów, Babiej Góry i Śnieżki w ciągu 24 godzin. A za rok – najważniejsze wyzwanie – Mount Everest. Ale jak pokazuje przykład tej wyprawy, droga na szczyt zaczyna się od pierwszego obrotu koła – nawet w Wigrach.