Zapis rozmowy Jacka Bańki z doktorem Jakubem Janusem z Uniwersytetu Ekonomicznego:
Panie doktorze, w przyszłym roku płace w budżetówce mają wzrosnąć o nieco ponad 4%, na co związkowcy reagują: to żadna podwyżka! Czy pan się z tym zgodzi?
Jest to żadna podwyżka w ujęciu realnym. Obserwujemy dalej stopy inflacji na poziomie 4-5%, oczywiście jak wielokrotnie podkreślmy, ta inflacja dla każdego jest inna. Natomiast jeżeli nominalna płaca, a więc to co rzeczywiście nauczyciele dostają co miesiąc na swoje konta, podniesiemy o 4%, to będzie zaledwie nadgonienie tego, co stracą w wyniku inflacji.
Ale to, tak czy inaczej, jest więcej, niż zakładany cel inflacyjny.
Tak. Zakładany cel inflacyjny według Narodowego Banku Polskiego to przypomnijmy 2.5% +/- 1 punkt procentowy, ale 4 a 2.5 to niewielka różnica.
Czy te 4% uwzględniają odmrożenie cen energii, które nastąpi 1 lipca?
No nie, a w najbliższych miesiącach koszty życia będą wzrastać.
Jakie będą skutki częściowego odmrożenia cen energii z poziomu inflacji, od razu tak możemy powiedzieć?
Nie, myślę, że nie. Od razu tego nie odczujemy. W całości roku 2024 - owszem.
Wzrośnie płaca minimalna, spadnie liczba ogłoszeń o pracę
Jednocześnie znowu urośnie płaca minimalna w przyszłym roku, która przekroczy 4 600, podczas gdy np. początkujący nauczyciel, podobnie pewnie jest na uczelniach, dostaje około 4 900. Jakie będą efekty kolejnego skokowego podniesienia płacy minimalnej?
No niestety. Rzeczywiście zarówno wśród nauczycieli, jak i nauczycieli akademickich sytuacja tak wygląda. Początkujący nauczyciele zarabiają w granicach płacy minimalnej, co oczywiście nie sprzyja, bo chcielibyśmy żeby do tych zawodów, czy nauczycielskich, czy akademickich, szli najlepsi.
Dlaczego tak po macoszemu, to pytanie stawiamy sobie od dekad, traktowana jest budżetówka, nauczyciele?
To jest taka sfera wydatków budżetowych, którą relatywnie jest najłatwiej obciąć. Szczególnie wtedy, kiedy mamy do czynienia ze wzrostem wydatków na inne obszary, takie jak wojsko.
Jaki będzie wpływ wyższej płacy minimalnej w ogóle na rynek pracy?
Płaca minimalna wzrastała bardzo mocno w ciągu ostatnich lat, z czego przede wszystkim przedsiębiorcy nie są zadowoleni. To im bardzo podnosi koszty funduszu płac, szczególnie tych najprostszych zawodów, początkujących stanowisk. Sytuacja na rynku pracy pewnie będzie więc taka, że liczba wakatów, ogłoszeń o pracę będzie się zmniejszać.
A czy to, co obserwujemy np. w Krakowie, redukcja zatrudnienia w sektorze IT, w centrach usług wspólnych to jest również efekt skokowego podnoszenia, dwukrotnie to się stało w tym roku, płacy minimalnej?
Nie. Tutaj bym się dopatrywał innych czynników, przede wszystkim związanych z polityką międzynarodowych korporacji. Pamiętajmy, że zarobki w firmach, które mają udział kapitału zagranicznego, są znacząco wyższe. Udział płac minimalnych w całości wynagrodzeń jest niewielki. Myślę, zwolnienia masowe z początku roku czy też groźby tych zwolnień w kolejnych miesiącach są jednak związane z innymi czynnikami i często pozostającymi poza polską gospodarką.
Klasa średnia, czyli kto?
Wrócę teraz do budżetówki, do nauczycieli. Czy w odniesieniu do nauczycieli i pracowników sfery budżetowej możemy mówić, pomijając kryteria finansowe, o których za moment nieco więcej powiemy, że to jest nasza klasa średnia?
Chcielibyśmy tak mówić na pewno. Klasa średnia jest nieostrym pojęciem, jest pojęciem, które jest definiowane wielorako. Jest klasa średnia w ujęciu społecznym, w ujęciu ekonomicznym. W tej chwili większość instytucji np. międzynarodowa organizacja pracy i rozwoju definiuje klasę średnią jako dochód w granicach 75% do dwukrotności mediany. Mediana zarobków w Polsce to w tej chwili ok. 5 tys. złotych netto, na rękę. W związku z tym chcielibyśmy, żeby coraz większa część nauczycieli, również stażystów, początkujących zmierzała w kierunku tej klasy średniej.
Biorąc pod uwagę wszystkie kryteria związane z klasą średnią, to młody nauczyciel je spełnia. Kapitał społeczny, kapitał intelektualny, również kwalifikacje. Wykluczają ich zarobki z klasy średniej?
W pewnym sensie w tej chwili tak. Klasa średnia historycznie była definiowana nie tylko przez zarobki. Historycznie możemy powiedzieć, że to była ta grupa ludzi, która posiadała już pewien majątek, już pewien dorobek gospodarczy, ekonomiczny, ale wciąż musiała się utrzymywać ze swojej pracy, więc w tej chwili to zdecydowanie większość naszego społeczeństwa. Jak popatrzymy na widełki, do których możemy klasyfikować, powiedzmy w Małopolsce osoby klasy średniej, to te widełki są bardzo szerokie. To jest, powiedzmy od 4 tys. do 10 tys. złotych netto zarobków. W związku z tym, jeżeli nauczyciel początkujący zarabia poniżej tej kwoty, to niestety wciąż trudno do tej klasy średniej go zaliczyć.
Płaca minimalna gwarantuje mu, że jest powyżej średniej, gwarantuje mu, że formalnie przynależy do klasy średniej.
Nie. Mówimy już o pieniądzach, które faktycznie są do dyspozycji i w ujęciu netto na rękę.
Czyli mówimy tutaj o kryteriach netto, jeszcze raz przypomnijmy, że to jest od 75 do 200% mediany.
Tak, czyli środkowego zarobku.
To w Małopolsce to 75% to ile będzie?
W Małopolsce to będzie przy jednoosobowym gospodarstwie domowym, to będzie około 3 600 złotych, a ten próg dwukrotności mediany to będzie próg 10 tys. złotych.
Czyli początkujący nauczyciel może mieć problemy, mimo że spełnia te wszystkie pozostałe kryteria przynależności do klasy średniej, czyli kapitał społeczny, kapitał kulturowy, rodzaj wykonywanej pracy, kwalifikacje. Po roku 2004 przyrost związany z identyfikacją z klasą średnią wzrósł bodajże o 17%. Dziesięć lat później już tylko o 8%. Identyfikacja z klasą średnią w Polsce będzie zanikać, w związku z tym, że rozjeżdżają nam się zarobki?
Według badań, w Polsce więcej osób samoidentyfikuje się z klasą średnią, niż według obiektywnych kryteriów do niej należy. Mamy więc pewną klasę powiedzmy aspirującą, te kilkanaście do ponad dwudziestu procent osób, które do klasy średniej uważają, że przynależą. I to dobrze, bo klasa średnia rzeczywiście historycznie zawsze była takim elementem stabilizującym społeczeństwa z wielu względów. Po pierwsze to jest właśnie klasa zawodowców, profesjonalistów, nauczycieli, przedsiębiorców, dziennikarzy. To są te osoby, które tworzą potencjał kulturowy społeczeństwa, to są też te osoby, które krytycznie patrzą na władzę, które władzy patrzą na ręce, które nie dadzą się często kupić prostymi obietnicami, często są odporne na rodzaj politycznej korupcji. W związku z tym powinno nam wszystkim zależeć na tym, żeby klasa średnia była silna, liczna, bo ona stanowi podstawę naszego społeczeństwa i gospodarki.
Za moment do tego powrócę, bo mówi się o klasie średniej jako o bezpieczniku procesów demokratycznych, ale tygodnik Newsweek pyta: "Co to za polska klasa średnia, której nie stać na kawalerkę dzisiaj?"
No tak, kwestia samego dochodu, rzeczywiście jest bardzo ograniczonym wskaźnikiem dotyczącym tego, czy my do klasy średniej należymy, czy nie. W amerykańskich badaniach bardzo często odwołują się ekonomiści raczej do majątku, czyli tego co mamy, pomniejszonego o to co jesteśmy winni, o zobowiązania, więc kredyty, pożyczki różnego rodzaju. Kryterium dochodowe jest o tyle niejasnym, nieostrym kryterium, że ono nam nic nie mówi o skali kosztów, wydatków, sytuacji mieszkaniowej, perspektyw. To wynika z tego, że zarobki rosną, ale koszty życia też są wysokie.
Zjawisko, o którym się ostatnio mówi – o „gniazdujących” u rodziców młodych ludziach to przykład na to, że w skali globu klasa średnia ubożeje?
Niestety tak. Pojawiają się co jakiś czas alarmujące wypowiedzi, że w stosunku do pokolenia, dwóch pokoleń wstecz sytuacja ekonomiczna, zwłaszcza mieszkaniowa, ludzi młodszych jest zdecydowanie gorsza. Kiedyś ceny domów, mieszkań w stosunku do średniej płacy były zdecydowanie niższe. Ludzie relatywnie szybko mogli sobie pozwolić na to, żeby zainwestować we własny dom, wziąć kredyt, kupić dom i mieszkać samodzielnie. A to jest jednak też wyznacznik klasy średniej, zawsze pewnym wyznacznikiem klasy średniej była niezależność.