Kilka lat temu pozwala pani do sądu o mobbing swojego byłego pracodawcę - Bunkier Sztuki w Krakowie. Niedawno, o czym wszyscy wiemy, ponieważ zrobiła się z tego naprawdę duża afera - wygrała pani w pierwszej instancji. Dlaczego zdecydowała się pani iść do sądu?
Jestem osobą honorową, dla której sprawiedliwość jest niezmiernie ważna i w momencie kiedy widzę, że komuś dzieje się krzywda - nie tylko mnie - to włączają się we mnie takie „instynkty wilczycy” i chcę tę przemoc zatrzymać. Wydaje mi się, że to już nie chodziło o mnie, ja chciałam być tym przykładem, z którego mogą skorzystać inne osoby.
Powiedzmy zatem co się działo?
To był bardzo długi okres, ponad roku kiedy pani dyrektor - wtedy Maria Anna Potocka - stosowała przeróżne metody, które miały mnie zachęcić do złożenia wypowiedzenia. Ja tego wypowiedzenia nie złożyłam dlatego, że po pierwsze: nie miałam innej pracy. Nie mogłam jej znaleźć, mimo że startowałam w różnych konkursach. Była pandemia, ofert dla kuratorek sztuki współczesnej w Krakowie generalnie nie ma, obie instytucje były pod opieką pani Marii, więc nie miałam wyjścia -musiałam trwać w takich warunkach. To polegało na tym, że wszystkie moje propozycje kuratorskie zostały odrzucone. Nawet te, które były w bardzo daleko posuniętej fazie realizacji. Po rezygnacji ze wszystkich moich pomysłów, pani dyrektor chciała mnie zagospodarować abym nie siedziała w gabinecie, w pokoju kuratorskim bezczynnie, bo nie robienie niczego w pracy jest okrutnie upokarzające. Więc wymyśliła różne zajęcia związane ze sprzątaniem - a to w sekretariacie dokumentów, które ponoć miały być niechronologicznie, mimo że były, to w naszym pokoju kuratorskim, który się zwolnił, ponieważ wiele osób złożyło wypowiedzenie, więc przeglądałam te zakurzone długopisy, kasety VHS, papiery i odkładałam na bok te, które są ważne. Te, które były nieważne wsadzałam to niszczarki. Później miałam uporządkować archiwum galerii, które było naprawdę bardzo profesjonalnie uporządkowane przez osobę, która wcześniej pełniła obowiązki archiwisty. On był przeszkolony, znał się na archiwizowaniu dokumentów. Weszłam tam i w ciągu tygodnia sprawdziłam, że wszystko się zgadza.
Gościliśmy wczoraj w Radiu Kraków Marię Annę Potocką. Pani Potocka twierdzi po pierwsze, że dostała dyrektorką Bunkra w dziwnych okolicznościach, na czas remontu, w związku z tym pracownicy Bunkra musieli się zajmować innymi rzeczami, niż zajmowali się wcześniej, bo był remont, a po drugie: powiedziała, że to prawda, że nie jest lubiana przez niektórych pracowników, ale to dlatego, że jest bardzo wymagająca.
Porządkowałam sekretariat rok przed wyprowadzką. Byłam wtedy jedyną kuratorką z najdłuższym stażem. Była młodsza kuratorka, były dwie koordynatorki, były zatrudnione osoby z zewnątrz do robienia spisów książek. Rok przed przeprowadzką porządki w pokoju? To pierwsza rzecz. Druga rzecz: tak, pani dyrektor ma bardzo trudny charakter. Jest wymagająca, ale ja bym doprecyzowała, że jest bardziej autorytarna. Wymaga podporządkowania. Wymaga bycia osobą, która realizuje jej polecenia, a nie jest podmiotem sprawczym. Nie pracownikiem, do którego ma szacunek, którego traktuje z sympatią.
A jak to było z pani zwolnieniem, bo to była druga „odnoga” tego procesu. Pani Potocka twierdzi, że nie pamięta czy tak się stało, czyli czy musiała pani odczytać swoje wypowiedzenie na głos w kawiarni przy świadkach.
Pani dyrektor nie tylko nie pamięta tej sytuacji publicznej, w której brało udział też pięć innych osób. Nie pamięta również powodu, który znalazł się na moim wypowiedzeniu. Musiałam to przeczytać na głos, natomiast ręce, głos i całe moje ciało trzęsło się do tego stopnia, że nie byłam w stanie tego zrobić. Odczytała je pani kadrowa. W wypowiedzeniu jest informacja o likwidacji stanowiska kuratora. W Galerii Sztuki Współczesnej wykonywałam wszystkie polecenia. To nie jest prawda, że powodem było nie wykonywanie prac. Pół godziny wcześniej dziewczyna, która pracowała w galerii Bunkier Sztuki przez ostatnie dwa lata, była młodszą kuratorką - dostała awans. Poszerzono jej zakres obowiązków, przy czym równocześnie mnie wręczono wypowiedzenie. W uzasadnieniu, w odpowiedzi na pozew galeria tłumaczyła, że takie instytucje kultury jak galeria czy muzeum nie potrzebują kuratorów.
Czy pani zdaniem Maria Anna Potocka jest dobrą kuratorką, filozofką sztuki? Bo o tym, że negatywnie ocenia ją pani jako szefową już wiemy.
Na ten temat nie chcę się wypowiadać.
A czy pani zdaniem pani Potocka powinna wciąż być szefową MOCAK-u? Ma jeszcze kontrakt na niemal 7 lat.
Cały ten proces, moja czteroletnia walka służyła temu żeby pokazać, że pani Maria źle zarządza zespołem. To wszystko jest oparte na konflikcie, na przemocy psychologicznej, po której wielu pracowników i pracowniczek musiało się leczyć terapeutycznie. Uważam, że osoby co do których są nawet wątpliwości, że stosują przemoc w miejscu pracy, powinny być odsunięte z tego stanowiska. Chciałam także podkreślić, że w trakcie tych 12 miesięcy kiedy pani dyrektor przenosiła Bunkier do innego miejsca - związki zawodowe galerii Bunkier Sztuki wielokrotnie informowały prezydenta miasta o tym, że w galerii dzieją się złe rzeczy, że dochodzi do sytuacji kryzysowych - szczególnie w stosunku do pracowników. Prezydent jako pracodawca pani Potockiej nie zareagował w żaden sposób. Mam wrażenie, że to niezatrzymanie pani Potockiej w tym pędzie i w tej metodzie stosowania przemocy jest też skutkiem tego, że nikt jej nie powstrzymał. Co więcej, chciałabym też zaznaczyć, że miałam rewelacyjne dowody na mobbing. To się naprawdę bardzo rzadko zdarza. Pani Potocka wszystkie te praktyki mobbingowe robiła oficjalnie, nie przejmując się tym, że są świadkowie, że wszystko jest na piśmie. To są maile, to są dokumenty. Czuła się kompletnie bezkarna. Uważam, że to jest naprawdę skandaliczne, nikt o nas nie zadbał.
Zaczęła pani od tego, że walczyła pani nie tylko w swoim imieniu, ale też w imieniu innych. Czy wie pani od tych innych osób, że też zamierzają teraz iść do sądu?
Nie mam aż takiego kontaktu z tymi osobami. Nie mam social mediów i nie chcę ich mieć, natomiast wiem, że część osób jest nadal w takim traumatycznym przeżywaniu tego, co było. Po pięciu latach mówią mi, że nie chcą do tego wracać, że to było dla nich tak ciężkie, że chcą o tym zapomnieć, wymazać. Dlatego apel o opiekę psychologiczną osób, które naprawdę doświadczyły trudnych momentów jest niezwykle ważny.