Wojciech Klich - urodzony 18 maja 1964 roku w Tarnowie, gitarzysta, kompozytor, autor tekstów, aranżer i wokalista. Jeden z najbarwniejszych muzyków na polskiej scenie rockowej i bluesowej. W latach 90. gitarzysta tarnowskiego zespołu Ziyo. Później założyciel formacji Bardzo Orkiestra. Współpracował z czołowymi polskimi muzykami, m.in. Tadeuszem Nalepą, Robertem Gawlińskim, Kasią Kowalską, Grzegorzem Markowskim, Janem Borysewiczem czy też Januszem Panasewiczem. Za oceanem koncertował wspólnie z Wojciechem Waglewskim. W Tarnowie współorganizuje cykliczne imprezy muzyczne, m.in. Zaduszki Dżemowe czy też Rockowe O!płateczki. W 1989 roku był studentem Politechniki Krakowskiej.


Zapis rozmowy Bartłomieja Maziarza z Wojciechem Klichem:

Dzień 4 czerwca 1989 roku to był dla pana dobry dzień?

- Nie pamiętam dokładnie, jaki to był dzień, ale pamiętam, że byłem w Krakowie i mieszkałem na Czyżynach. Wszyscy o tym mówili i wszyscy głosowali. Ten dzień, jak się okazało, że wygraliśmy, był euforyczny. Duch wśród studentów się unosił. Wszędzie były ulotki i je czytano. To była niezwykła atmosfera.

Pan na wybory szedł sam czy z kolegami?

- Szliśmy z kolegą. Mieszkałem w dwuosobowym pokoju. Nie opamiętam szczegółów, ale poszliśmy razem do wyborów a potem na piwo. Nie znałem nikogo wśród studentów, kto by postawił na starą ekipę. Głosowaliśmy na "Solidarność". Byłem przed 1989 roku świadkiem niezwykłych zdarzeń. Jak zomowcy jechali do Nowej Huty na akcję, to zajechali kiedyś pod akademiki i stworzyli kordon. W nocy wszyscy studenci krzyczeli w niewybrednych słowach, żeby sobie poszli. Oni tak godzinkę postali i pojechali. To, co my wtedy wykrzyczeliśmy, to nasze.

Bał się pan wtedy?

- Nie. To była społeczność studentów. Byliśmy młodzi. Co nam mogli zrobić? Mogli wejść do akademików, ale wtedy byłaby masakra. Bronilibyśmy się. Byliśmy w stanie wszystko zmieniać, chcieliśmy zmieniać świat.

Zastanawialiście się wtedy co z tego może wyniknąć?

- Wtedy się nie zastanawiałem, jak to będzie politycznie wyglądało. Wiedzieliśmy, że to, co jest stare, jest złe, i musi odejść. To, że wszystko można było załatwić po znajomościach, że ręka rękę myje - było złe. Chcieliśmy z tym zerwać. Nie wiedziałem, kto i jak będzie rządził. Spodziewałem się jednak czegoś lepszego.

Oczekiwania się spełniły?

- Potem był rok 1990. Obserwowaliśmy, jak odchodzi PZPR. Śmialiśmy się z tego, ale nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Po pierwszych wyborach już podejrzewałem, że coś będzie nie tak. Myślałem, że my chyba jesteśmy narodem, któremu trudno jest zbudować coś rozsądnego. Tak jest do tej pory.

Nie wykorzystaliśmy tej szansy czy nie wykorzystaliśmy jej tak, jak mogliśmy ją wykorzystać?

- Myślę, że jej nie wykorzystaliśmy i nie potrafimy tego wykorzystać. Nie wiem, czemu tak jest, może przez wydarzenia historyczne mamy taką mentalność, ale nie potrafimy się uporządkować. Nie umiemy współpracować. Ciężko jest sklecić w Polsce coś rozsądnego.

Co dobrego dla pana wyniknęło po 1989 roku?

- Przede wszystkim to, że otworzył się świat. Można było wyjechać, nie trzeba było składać paszportów. Wszystko znormalniało, nawet to, że mogliśmy się normalnie napić piwa. To są marne rzeczy, tak się wydaje, ale dla nas ta normalność była istotna. Potem obserwowaliśmy te zderzenia Janowicza z Wałęsą. Wszyscy to oglądali i trzymali kciuki za Wałęsę. Wiedzieliśmy, że Lech może palnąć coś ciekawego, ale był naszym reprezentantem.

Pan wykorzystał dla siebie te nowe szanse?

- Wielokrotnie wyjeżdżałem. Nie trzeba było się tłumaczyć. Moi koledzy mówili, że po wyjazdach było nakłanianie ze strony władz do opowiadania, co tam się widziało. Trzeba się było ze wszystkiego tłumaczyć.

Nie byłoby tak łatwo?

- To był bardzo dziwny ustrój, gdzie ludzie mogli spokojnie żyć, ale wszyscy tak samo. Jak ktoś miał inne stanowisko to był piętnowany.

Wykorzystał pan wszystkie możliwości czy jednak są jakieś rzeczy, których pan żałuje lub, które by pan zmienił?

- Trudno ocenić. Wydaje mi się, że wiele możliwości wykorzystałem. Te wyjazdy, to że mam firmę, że funkcjonuje i mam wolność, to są wykorzystane szanse. Mam wrażenie, że nikt mi nie przeszkadza w wolności duchowej.

A polityka interesowała pana wtedy? Interesuje pana dziś?

- Ciągle szukam klucza do tego, jak ludzi zainteresować polityką. Jaki klucz stworzyć, żeby ludzie mogli wybierać właściwe osoby. Nie wiem, jak to zrobić.

Może trzeba się samemu zaangażować?

- Tak, ale brakuje na to przestrzeni. Świat przyspieszył. Chciałbym, żeby ludzie głosowali na dobrych ludzi. Oni często głosują na kogoś, kto jest wyznaczony z partii. Znając politykę wiem, że niewiele jest tam wartościowych osób. To jest zmanipulowany świat. Nie wierzę politykom.

Wspominał pan o Lechu Wałęsie. Jakby pan miał wskazać symbol 25-lecia to będzie właśnie on?

- Ewidentnie Lech Wałęsa. Jestem przekonany, że 99% studentów z przełomu lat 89/90 wskaże tę osobę. To taka spektakularna osoba, jak Adam Małysz w skokach narciarskich.

Mimo tego, że Lech Wałęsa nie uniósł wszystkich nadzieli Polaków?

- Tak. Nie da się spełnić wszystkich marzeń. My patrzyliśmy na Wałęsę i mu wierzyliśmy. Nie chcę się specjalnie wypowiadać. Chcę zachować swój duchowy status. Ja mu wierzę i on robił wiele dla Polski.


Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego



Partner Główny: