Zapis rozmowy Jacka Bańki z wiceministrem edukacji i nauki, Włodzimierzem Bernackim.
Nauczycielscy związkowcy odrzucają projekt zmian w karcie nauczyciela, między innymi w postaci zwiększenia pensum o 4 godziny, co miałoby się wiązać ze wzrostem wynagrodzenia. Będzie nowa propozycja ministerstwa dotycząca wynagrodzeń i pensum?
- Ministerstwo przedstawiło propozycje dotyczące konieczności zrewidowania systemu zatrudniania w statusie nauczyciela. Jednym z głównych aktów tutaj jest ustawa z 1982 roku, przyjęta w stanie wojennym w Sejmie PRL. Dzisiaj jest rok 2021. Po ponad 41 latach należy dokonać zmian. Ministerstwo przedstawiło propozycje urealnienia liczby godzin. Nie chodzi o kolosalną zmianę. Chodzi o to, że badania pokazują, iż nauczyciele pracują około 21-22 godzin przy tablicy. Stąd nasza propozycja. Nawet licząc godziny nadliczbowe, licząc najwyższe stawki, nauczyciel może mieć z tego około 700 złotych. Ministerstwo proponuje podwyżkę 1400-1500 złotych dla tych, którzy zaakceptowaliby zmianę. Jest tu wiele kwestii, które powinny być zmienione. To dodatki wiejskie. Nauczyciel, który pracuje z klasą 30-osobową, nie ma dodatku. Dostaje go jednak nauczyciel, który ma miej uczniów. Jak dodatek wiejski był wprowadzany w latach 80., był problem z brakiem nauczycieli na wsiach. Dziś jest odwrotnie. Przykładów archaizmów jest wiele. Jest kwestia działki gruntowej, którą nauczyciel powinien mieć, gdy pracuje na wsi. Podobnie z komórką do składowania węgla. Takie rzeczy są w prawie. ZNP jest zabetonowane na stanie wojennym.
Mówi pan o ZNP. Dlaczego resort nie chce zaakceptować postulatu wszystkich central związkowych? Chodzi o powiązanie wynagrodzenia nauczycieli ze średnią w gospodarce narodowej.
- Chcemy to uczynić. Nie wiem, czemu pan mówi, że ministerstwo nie chce. Chce. We wtorek było spotkanie części ministerstwa z premierem. Wszystko zmierza w tym kierunku. Trzeba szukać wskaźnika, który by regulował pensje. Wszystkie zmiany będą możliwe, gdy związki zawodowe będą chciały przyjąć pewne propozycje dotyczące urealnienia liczby godzin przy tablicy i tego, żeby nauczyciele mogli wykazywać godziny do dyspozycji. To godziny spędzone w szkole, gdy są rady pedagogiczne, przygotowanie klasówek, sprawdzanie ich. Chcemy zmian, które dostosują prawo do rzeczywistości. Niestety związki zawodowe kreują problemy, których nie ma.
Kolejne rozmowy w przyszłym miesiącu w tej sprawie...
- Oczywiście. Na początku października. Ministerstwo jest przygotowane, żeby rozmawiać. Samorządowcy są dużo bardziej otwarci. Oni mają świadomość, że rozwiązania z czasów PRL nie przystają do rzeczywistości XXI wieku.
Miesiąc od momentu rozpoczęcia roku szkolnego w trybie stacjonarnym pokazuje jednoznacznie, że było to najlepsze z możliwych rozwiązań?
- Tak. Ilość szkół pracujących w trybie stacjonarnym to powyżej 99%. To rozwiązanie jest dobre. Póki co nie ma zagrożenia, które by prowadziło do seryjnego zamykania szkół. Jeśli wziąć pod uwagę kwestię dydaktyczne i wychowawcze, to rozwiązanie było konieczne. Cieszę się, że możemy działać w trybie stacjonarnym.
Pan byłby za rozszerzeniem grupy osób, którzy mogą się szczepić po raz trzeci, o nauczycieli i nauczycieli akademickich? Nauczyciele byli w pierwszej szczepionej grupie.
- Tak. Jestem zwolennikiem szczepień. Nie chcę jednak nikomu narzucać tego. Nie jest to obowiązek. Ja jestem zaszczepiony, czuję się komfortowo. W poniedziałek mam pierwsze zajęcia ze studentami. Spotkam się z nimi. Nie będę zagrożony Covidem. Nawet jeśli, czuję się bezpiecznie. Nauczyciele sami powinni podjąć decyzję, jeśli do tej pory się nie zaszczepili. To bezpieczeństwo wykładowców i studentów.
Wolność wygłaszania poglądów na uczelniach jest zagrożona? Procedowany jest pakiet wolności akademickiej. Rektor nie będzie mógł wszczynać postępowania dyscyplinarnego, jeśli – tak sobie to wyobrażam – pracownik uczelni będzie otwarcie negował istnienie pandemii Covid-19.
- Skądże? O czym pan mówi? To dotyczy innej materii. Pomyślmy o przypadku Marka Migalskiego, który dopiero na którejś z rzędu uczelni mógł się habilitować. Są przypadki profesora Zybertowicza, profesora Kika. Oni nie mieszczą się w głównym nurcie ideowym i mają kłopoty. W 2011 roku byłem na dywaniku, bo wystąpiłem w TV Trwam. Mówiono, że splamiłem dobre imię Uniwersytetu. Jeszcze przykład z Torunia. To prof. Polak. Przykładów jest wiele. Wszczynanie procedury dyscyplinarnej... Rektor zawsze będzie mógł to wstrzymać, ale uczony będzie mógł się odwołać do komisji przy Ministrze Edukacji. Komisja istnieje od dawna. Będzie to instancja odwoławcza. Nie będzie karać, ale może uwzględnić stanowisko uczonego, który ze względu na swoje poglądy jest ukarany. Ustawa uniemożliwia zawieszenie pracownika z tego tytułu, że jest wszczęte powstępowanie. Podobna ustawa jest w Izbie Gmin, żeby ustrzec uczonych przez tyranią poprawności politycznej.
Wszystkie wyższe uczelnie zaczynają zajęcia w trybie stacjonarnym, czy może w lekko mieszanym?
- Lekko mieszane. Sam jestem zmieszany. Są informacje, że niektóre wydziały zdecydowały się na tryb zdalny. To działanie nieodpowiedzialne. Straty, które ponoszą studenci z tego powodu, są duże. Nie zdajemy sobie sprawy, że zajęcia jak wykład, konwersatorium i seminarium jest efektywniejsze, gdy jest kontakt student-wykładowca. Kontakt tylko przez monitor i mikrofon to sztuczna relacja, bez dialogu, dyskusji. Debata zawsze jest ważna dla uniwersytetu. Proszę przemyśleć jeszcze raz te stanowiska rad wydziałów, żeby w sytuacji minimalnego zagrożenia podjąć zajęcia w trybie stacjonarnym.
W Krakowie mamy do czynienia z takimi rozwiązaniami?
- Tak. Mój Wydział Studiów Międzynarodowych i Politycznych prowadzi zajęcia w trybie stacjonarnym. Wybieram się na zajęcia w poniedziałek. Wydział Prawa i Administracji będzie działał jednak zdalnie. AGH czy Politechnika, CM UJ w najcięższych czasach pandemii prowadziły zajęcia w trybie tradycyjnym. Można.