Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z senatorem PiS, Włodzimierzem Bernackim.

 

Wczoraj rząd ogłosił czteroetapowy plan odmrożenia gospodarki i życia społecznego. Minister zdrowia powiedział jednak, że powrót do normalności nie nastąpi zanim nie zostanie wynaleziona szczepionka, która zabezpieczy wszystkich Polaków. To perspektywa roku, półtora, kiedy będziemy musieli przywyknąć do nowych realiów?

- Niestety faktycznie jest tak, że jesteśmy wychowani przez kulturę masową, która buduje głębokie przekonanie, że jesteśmy panami losu, sami decydujemy i rozstrzygamy co wydarzy się wkrótce. Ten kryzys, który nas dotknął, pokazał, że nasza wiedza i umiejętności ograniczają się do wąskiej perspektywy. Pandemia pokazała, że nasze planowanie i myślenie o przyszłości musi się koncentrować na przesłankach, które mamy dzisiaj. Odnosząc się do słów premiera i ministra, trzeba powiedzieć, że plan odmrażania gospodarki i to, co jest związane ze stanem zdrowia, jest pewną niewiadomą. Przyjmujemy założenia. Tak należy czytać ten komunikat premiera. Przyjmujemy założenia co do odmrażania gospodarki i dążenia do normalności. To plan, który na pewno będzie weryfikowany przez rzeczywistość. Można założyć, że sytuacja będzie się poprawiała i ilość osób wracających do zdrowia będzie wzrastała. Nie żyjemy jednak w próżni. Jesteśmy w otoczeniu państw i narodów, które koronawirus spustoszył zdecydowanie mocniej. Pandemia ma swój wymiar zdrowotny i gospodarczy. Mamy pewnego rodzaju paradoks. Państwo, które pierwsze doświadczyło epidemii, także jako pierwsze wkracza w ekspansję gospodarczą. Chiny teraz postrzegamy jako państwo, z którego do Europy i USA wędrują wielkie transporty sprzętu medycznego. Wskazania rządu odczytujmy jako pewne otwarcie i wskazanie celu w drodze do normalności. Nie możemy być w ogonie.

 

Jaka będzie rekomendacja ministra zdrowia ws. wyborów prezydenckich? 10 maja to termin, w którym one w jakiejkolwiek formule będą się mogły odbyć? Może powinny być przełożone?

- Tu obok czynnika medycznego, który ma charakter obiektywny… Minister wprost powiedział, że metoda korespondencyjna jest bezpieczniejsza niż inne metody. Obok tego czynnika jest też czynnik polityczny. Mamy sytuację, w której ustawa została przyjęta. Można przeprowadzić tak wybory, ale jest ten czynnik polityczny. To marszałek i prezydium Senatu. Tam większość ma opozycja, która będzie hamowała przeprowadzenie wyborów w maju. Jest też czynnik polityczny inny. To Porozumienie, nasz koalicjant, który niejednoznacznie daje do zrozumienia, że nie do końca akceptuje termin 10 maja. Wypowiedzi Jarosława Gowina i innych polityków wskazują na niewiadome.

 

Pan wierzy w sukces misji Jarosława Gowina, który chce z opozycją konsultować swój pomysł na zmianę konstytucji, żeby kadencja Andrzeja Dudy mogła rwać 7 lat? Już na początku kwietnia liderzy opozycji powiedzieli, że nie ma ich zgody na takie działanie.

- Ja jako polityk PiS tę sugestię Jarosława Gowina o przesunięciu wyborów o dwa lata i skrócenia kadencji ewentualnej Andrzeja Dudy... Uznałem, że trzeba wykorzystać każdą możliwość, żeby wybory w Polsce odbyły się w terminie konstytucyjnym. Wcześniej pan Gowin komunikował się z PSL, Koalicją Polską. Wstępnie pan Kosiniak-Kamysz to zaakceptował. Wśród różnych wariantów możliwy był ten, gdzie opozycja zaakceptuje zmianę kadencji do roku 2022.

 

Potem coś się zmieniło i Władysław Kosiniak-Kamysz zmienił zdanie.

- Tak. Kosiniak-Kamysz poszedł z nurtem. Koalicja Obywatelska i inne ugrupowania mają siłę przekonywania Kosiniaka-Kamysza. On uległ propozycji.

 

Czyli przyznaje pan, że propozycja Jarosława Gowina nie ma wielkich szans powodzenia?

- Żadnej szansy tutaj nie można zaniedbać, ale pan Gowin wpadł we własną pułapkę. Z jednej strony jest dążenie do zmiany konstytucji, z drugiej do zmiany terminu, z trzeciej pozostania w koalicji. Mówię o jego ugrupowaniu. Pan Gowin chciał mieć ciasteczko, ale też chrupnąć jego połowę.

 

Emocjonalne było wystąpienie szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen, która przyznała, że Europa powinna przeprosić za to, ze nie było zbyt wielu chętnych do pomocy Włochom na początku pandemii. Zarazem powiedziała, że od zaraz Europie jest potrzebny plan Marshalla, żeby ożywić gospodarkę. Jest szansa, że kraje starej UE i nowe kraje w tej sprawie dojdą do porozumienia? Kluczowy będzie podział finansów.

- Odpowiedź jest trudna. Nie chcę, żeby było tak, iż przeprosiny Ursuli von der Leyen będą powtarzane co miesiąc. Popatrzmy na ekonomię. Może być tak jak prorokuje prezydent Macron. Unia może się rozsypać. Dlaczego? Macron powiedział, że nie ma zgodności co do wsparcia państw strefy euro, jak Włoch czy Hiszpanii. Poza tym problemem jest inny. To podzielenie państw UE na dwie kategorie. Jest przygotowanie funduszy dla strefy euro i państw spoza tej strefy.

 

Czyli Unia kilku prędkości?

- To sytuacja okropna. Czym innym jest dyskusja o wprowadzaniu euro w czasach spokoju i prosperity. Czym innym jest podzielenie Europy na Europę trzech kategorii. Będą Niemcy, Holandia, Belgia i północ. Z drugiej strony Włochy, Hiszpania i z trzeciej państwa, które nie z własnej winy były poza układem europejskim po 1945 roku. UE ma wielkie wyzwania. Jeśli nie wygra zdrowy rozsądek, będzie to kres tego systemu budowanego z trudem przez wiele lat.