13 grudnia PiS organizuje manifestację przeciwko, jak twierdzi, nieprawidłowościom podczas wyborów. "Te marsze organizowane są od lat. Teraz w związku z wyborami pójdziemy pod hasłem obrony demokracji" - tłumaczył poseł Bernacki w porannej rozmowie Radia Kraków.

 

Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PiS, Włodzimierzem Bernackim.

Wczoraj sąd okręgowy w Krakowie oddalił protest wyborczy. Wynik kolejnych protestów wydaje się przesądzony. Dobrze, że sądy zostały zasypane takimi sprawami?

- Społeczeństwo obywatelskie jest zbiorowością ludzi aktywnych. Każdy kto ma świadomość, że dopuszczono się takiego czy innego działania sprzecznego z prawem, powinien zgłosić protest. To aktywizacja społeczeństwa. Nie patrzyłbym czy sądy są przytłoczone. Sądy muszą kontrolować działania innych.

 

Czyli sądy muszą się spiąć i te protesty szybko przerobić?

- Ani szybko ani przerobić. Rolą sądu jest dotrzeć do prawdy materialnej i ją określić. Musi być jasne czy doszło do naruszenia kodeksu wyborczego.

 

Mimo że wynik wydaje się przesądzony?

- Nie. To tak jakbyśmy mówili „sprawiedliwość po naszej stronie”. Zostawmy to niezawisłym sądom.

 

Projekt zmian w kodeksie wyborczym proponowany przez PiS został odrzucony przez koalicję rządzącą. Jakie rozwiązania zmieniłyby tę sytuację? Co trzeba wprowadzić, żeby do takich zjawisk nie dochodziło?

- Ja byłem zadziwiony, że do kodeksu wyborczego wprowadzono zasadę, że komisje zostały zwolnione z obowiązku oddzielenia kart nieważnych ze zbyt dużą liczby pól zakreślonych od tych niezakreślonych. Nie wiemy jaka jest relacja tych dwóch grup. Dobrze byłoby gdybyśmy mogli kontrolować lokale wyborcze. Chodzi o kamery, przezroczyste urny. To było w naszej propozycji, ale to było składane wiosną. Wydawało się, że był czas na to. Ja miałem możliwość przysłuchiwać się wypowiedziom pana Czaplickiego, który sobie nie poradził jako szef Krajowego Biura Wyborczego. Pan przewodniczący próbował swoimi informatykami budować ten system. Doszło do przetargu, ale formalnie te zmiany powinny być głębsze.

 

Z drugiej strony da się rządzić jak się wygrało nieznaczną różnicą głosów. Pokazują to w Małopolsce powiaty. PiS chce pokazać, że koalicja z PSL jest możliwa i straszenie PiS-em mija się z prawdą?

- Warto zestawić ten wynik w powiatach z wynikiem do sejmiku. Tutaj znów jest rozziew między poparciem dla PiS. Jeśli chodzi o powiaty to PiS odniosło wielki sukces. Nie sprawdziły się czarne scenariusze, które mówiły o tym, że PiS nie ma zdolności koalicyjnej.

 

W Krakowie nie ma, ale w powiatach ma.

- Powiaty to nasz elektorat. W Krakowie, jak chodzi o wyniki, nie jest tak jak sobie to wyobrażamy, chociaż też wygraliśmy w radzie miasta. W powiatach możemy rządzić samodzielnie lub w koalicji.

 

Będzie pan w Warszawie 13 grudnia?

- Tak.

 

Jak pan tłumaczy tę sugerowaną paralelę między 13 grudnia a wynikiem wyborów samorządowych?

- Po pierwsze te marsze były i są organizowane od lat. Co roku spotykamy się i maszerujemy od placu Trzech Krzyży w kierunku pomnika Piłsudskiego. W związku z tym, że teraz były wybory, które nie przebiegły w sposób zgodny z prawem zdecydowaliśmy, żeby na sztandarach marszu były hasła obrony demokracji. Te procedury okazały się podważać zaufanie obywateli do wyborów. Chcemy iść z tym hasłem i bronić wyborów. Z drugiej strony dziennikarze byli aresztowani. To niesłychane. To wypadek poważny.

 

Nie słyszę, żeby była taka mocna paralela między tym co się wydarzyło w 1981 roku a wyborami. Z pana ust to nie padło. Jest pan ostrożny?

- Nie. Ja na to patrzę inaczej. 13 grudnia to ważny moment. Jako politolog, wiem, że to był moment kiedy narodowi przetrącono kręgosłup. Do 13 grudnia w Solidarności było 10 milionów członków. Po wprowadzeniu stanu wojennego, liczba osób była zdecydowanie mniejsza. Pamiętam lata 80. jako lata, kiedy liczba tajnych współpracowników była niebotyczna. To sytuacja, która miała miejsce niedawno. Jak mówimy o święcie 13 grudnia to pamiętamy o odcięciu się od tego czasu i od tych, którzy uważają Jaruzelskiego czy Kiszczaka za ludzi honoru. Chodzi też o stosunek do porozumień zawartych na przełomie 1988 i 1989 roku. Mówimy, że jesteśmy przeciwnikami układów, których konsekwencje obserwujemy po dzień dzisiejszy jak chodzi o świat mediów i polityki. Na korytarzach sejmowych widzę ludzi, którzy zasiadali w komitecie centralnym czy byli sekretarzami. Oni chodzą uśmiechnięci i mówią jak my możemy maszerować 13 grudnia. My chcemy przypominać ten moment.

 

Muszę jeszcze o jedną rzecz zapytać. Co przyniesie sprawa rozliczeń tak zwanych kilometrówek od marszałka Sikorskiego po posła Hofmana? Pan to widzi od dawna i nagle mamy taką aferę.

- Dla mnie było zaskoczeniem to, że kiedy otrzymałem ryczałt na prowadzenie biura poselskiego, nie mogłem wydać ani złotówki na działalność społeczną czy charytatywną. Natomiast procedury, które porządkują działanie biura, są bardzo sztywne, ale otwierają pole do swobodnego działania. Jak dotykamy sprawy ryczałtów na podróże prywatnym samochodem to on nie jest duży jak chodzi o posłów działających w okręgach miejsko–wiejskich. Tak ja mam. To jest jedna kwestia. Być może faktury i rachunki, ale nie ma zgody, żeby minister miał limuzynę i brał ryczałt na paliwo. To nieporozumienie.