Zapis rozmowy Jacka Bańki z senatorem PiS, Włodzimierzem Bernackim.
Jakie poprawki w ustawie o wyborach prezydenckich byłyby do przyjęcia przez Zjednoczoną Prawicę? Są między innymi zastrzeżenia NSA dotyczące zbyt szerokich kompetencji Marszałek Sejmu i ministra zdrowia.
- Dyskusja rozpoczęła się wczoraj w komisji senackiej. Ta dyskusja o ordynacji w sumie trwa od wielu tygodni. Sytuacja ważna i istotna jest ta związana z pandemią. Stad ten projekt i ta ustawa. Ona wyszła z Sejmu. To zadośćuczyni sytuacjom, które mogą się pojawić. Stąd nasi przedstawiciele w Senacie i w Sejmie będą ważyć racje przedstawione na posiedzeniu połączonych komisji senackich. Nie możemy mówić o zdecydowanych rozstrzygnięciach. Profesor Czarnek wskazał na punkty, które mogą być zrealizowane i na istnienie propozycji, które mają zabełtać w kotle i nie mają prowadzić do konkretnych rozwiązań. Do przyjęcia są poprawki zgłoszone przez senatora Borowskiego. Duża część poprawek i dyskutowanych problemów zostanie rozstrzygnięta w środę na komisji senackiej i na posiedzeniu plenarnym.
Obywatele mogą być pewni, że zagłosują 28 czerwca? Tę datę podaje premier, politycy Zjednoczonej Prawicy, ale Marszałek Sejmu nie ogłasza daty wyborów.
- Dlatego, że cały kalendarz wyborczy – nie tylko termin 28 czerwca, ale też terminy dotyczące zbieranie podpisów przez nowych kandydatów – jest uzależniony od decyzji marszałka Grodzkiego. W jego rękach leży rozstrzygniecie. Zjednoczona Prawica mówi o najlepszych terminach. Wiemy, że kilka razy w ciągu kadencji Senatu nasze propozycje i rozwiązania były niszczone przez marszałka Grodzkiego.
Jest jeszcze kwestia zbiórki podpisów przez nowego lub nowych kandydatów, o ile tacy się pojawią. Ile czasu będzie miał na zbiórkę podpisów Rafał Trzaskowski?
- Trudno powiedzieć. To zależy od tego, co się wydarzy w środę w Senacie. Jestem zadziwiony, że marszałek Grodzki do teraz nie zwołał posiedzenia Senatu. Cały kalendarz wyborczy jest w rękach marszałka Grodzkiego.
W kilka dni można zebrać 100 tysięcy podpisów?
- Patrzę na to inaczej. Nie spoglądam na wybory z perspektywy takiej jak pan sugeruje, czyli czasu zbierania podpisów. W lutym marszałek Witek oficjalnie ogłosiła termin wyborów na 10 maja. W międzyczasie stało się wiele ważnych rzeczy. Jest pandemia i wiele złych kwestii politycznych. Kiedy mówimy o nowym terminie wyborów, mówimy o 10 kandydatach, którzy się zdecydowali dużo wcześniej na start. Ta ustawa jest nowelizująca i daje możliwość pojawienia się nowych kandydatów. To ważne. Patrzmy na problem z perspektywy od lutego i kalendarza politycznego. O wyborach prezydenckich w maju 2020 roku wiedzieliśmy dużo wcześniej. Wszyscy się przygotowywali. Problem jest problemem jednego z zamierających ugrupowań politycznych, które wystawiło fatalnego kandydata. Teraz ma nowego. Na kalendarz patrzmy z perspektywy kandydatów, którzy zdołali zebrać 100 tysięcy podpisów. Jaki czas będzie miał w tym wypadku Rafał Trzaskowski? To zależy od Grodzkiego.
Mamy kilka sondaży, które pokazują spadek poparcia Andrzeja Dudy. Mamy odrabiającego straty Małgorzaty Kidawy-Błońskiej Rafała Trzaskowskiego. Można mówić o tendencji?
- Powiem o efekcie świeżości. Jak pojawia się nowy kandydat, on koncentruje na sobie uwagę tych, którzy pójdą do wyborów. Ten nowy kandydat ma efekt świeżości, on przebija się w mediach. Nie tylko media sprzyjające PO-KO, ale też media publiczne wiele czasu poświęciły panu Trzaskowskiemu. To zaskakujące. Trzaskowski to osoba znana ze swoich niedziałań. Efekt świeżości powoduje ten chwilowy wzrost notowań pana Trzaskowskiego.
Pan się zgadza z kolegami ze Zjednoczonej Prawicy, którzy w kuluarach mówią, że w ewentualnej drugiej turze trudniejszym kandydatem dla prezydenta Dudy byłby Władysław Kosiniak-Kamysz?
- Nie. Uważam, że kandydaci rywalizujący z Andrzejem Dudą są z tej samej grupy. To politycy, których poparcie może oscylować między 20-5%. Stawka ścigających prezydenta jest wyrównana. Faktycznie pan prezydent Duda dał się poznać jako poseł, europoseł, minister w rządzie i Kancelarii Prezydenta i jako prezydent. To człowiek czynu. To różni go od wielu gadatliwych polityków opozycji.
Studenci wrócą na uczelnię w październiku?
- Chciałbym. Taki kontakt poprzez internet zaprzecza temu co nazywamy uniwersytetem. Kontakt prowadzącego wykład ze studentami jest ważny. Wzajemne relacje budują wspólnotę. Sztuczność internetu jest dla mnie czymś chemicznym, zimnym. To nie jest to, co mnie pociąga w pracy na uczelni. Mam nadzieję, że tak się stanie. Wszyscy pracownicy uniwersytetu i studenci stoimy przed wyzwaniem – sesja egzaminacyjna, która zacznie się w połowie czerwca. Mam nadzieję, że powiedzie się to wielkie przedsięwzięcie dla studentów i dla egzaminatorów.
Część zajęć może już na stałe być prowadzona w trybie zdalnym?
- Nie. Jak będzie możliwość wyboru, ja rezygnuję z nagrywania wykładów. Będę chciał to prowadzić ze studentami wprost.
Jaka Europa po pandemii? Słyszymy o 500 miliardach euro na ratowanie europejskiej gospodarki. Wczoraj w Radiu Kraków profesor Kowal przekonywał, że nie będzie nam łatwo teraz negocjować ws. tych pieniędzy, bo stosunki z Brukselą nie układają się najlepiej.
- Można powiedzieć, że pula rzucona na stół brukselski na pewno robi wrażenie, ale to nie jest problem relacji państw z Brukselą, ale między państwami UE. Napięcie główne nie jest między Polską i Brukselą, ale między Niemcami i Francją a Włochami, Hiszpanią i Portugalią. Hiszpania i Włochy żądają wsparcia i pomocy w postaci subwencji na konkretne działania. Nie jest to problem państw nowych w UE. Popatrzmy na mapę pandemii. Nowe państwa UE najlepiej sobie poradziły z pandemią. Problem jest złożony. To problem tego, czego Unia nie uczyniła. Lista zaniechań jest bardzo długa. To pytanie stawiał Macron, czy pandemia nie jest początkiem końca UE w dotychczasowym kształcie.