Statuetką Włodek Pawlik został uhonorowany za album „Night in Calisia” i to właśnie decyzja władz Kalisza sprawiła, że zgromadzono pieniądze, żeby mógł nagrać tę płytę. Sukces był także ukoronowaniem muzycznej współpracy z żoną Jolantą. Ona była producentem płyty, którą on skomponował i zagrał.
W piątek Włodek Pawlik odwiedził Kraków i dał koncert w Centrum Kongresowym ICE. Razem z żoną przy okazji odwiedzili studio Radia Kraków i program "Przed hejnałem".
Sylwia Paszkowska:To nie jest Państwa pierwsza wizyta z tą muzyką w Krakowie.
Włodek Pawlik: Rok temu w lipcu mieliśmy zaszczyt wystąpić w Krakowie w Auditorium Maximum UJ na festiwalu Jazz w Piwnicy pod Baranami. Wracamy tu z tym samym repertuarem i bardzo się cieszymy, bo uwielbiamy Kraków. Jest jedna różnica: w ubiegłym roku występowaliśmy z Filharmonią Krakowską, a w tym roku w oryginalnym składzie, tym, który jest na płycie, z Filharmonią Kaliską.
Sylwia Paszkowska: Nagroda Grammy to jest taki Oskar dla muzyka.
Włodek Pawlik: Tak jest. Bardziej znaczącej nagrody, jeśli chodzi o przemysł muzyczny, nie ma.
Sylwia Paszkowska: Pani w dużej mierze przyczyniła się do tego, że ta nagroda trafiła do męża, bo oprócz jego świetnej muzyki, perfekcyjnie została wykonana praca producenta i managera.
Jolanta Pawlik: Staram się tak to wszystko wykonywać, żeby nie przyćmić gwiazdy mojego męża. Po pierwszym wykonaniu w 2010 roku zapadła decyzja, żebyśmy jednak zdecydowali się wejść do studia i nagrać płytę jak najszybciej po premierze. Życie płynie tak szybko, tyle rzeczy dzieje się dookoła, które mogłyby spowodować, że ten projekt rozpłynąłby się. Bardzo dążyłam do tego, bo od początku czułam, że jest to coś niesamowitego. Czułam w tej muzyce siłę, która powodowała, że ludzie na koncertach odbierali ją wspaniale. Trzeba podkreślić rangę gwiazdy, jaką jest Randy Brecker, gwiazda światowa, legenda jazzu. On pomógł przenieść tę muzykę na rynek amerykański i zainteresować tym projektem. To była droga do Grammy.
Sylwia Paszkowska: Z Randim Breckerem poznaliście się jeszcze w latach 90. To jest taka ugruntowana przyjaźń muzyczna.
Włodek Pawlik: To jest mój przyjaciel od ponad 20 lat. Wspaniały człowiek, genialny muzyk o niesamowitym dorobku. To jest żywa legenda amerykańskiej muzyki XX i XXI wieku, nie tylko jazzu. To dla mnie wielki zaszczyt i przywilej, że spotkałem go na swojej drodze muzycznej, że współpracujemy ze sobą, wydajemy płyty. Mamy ze sobą bardzo bliski kontakt. To też jest istotne.
Sylwia Paszkowska: Zainteresowanie pana płytą „Night in Calisia” ciągle trwa, cały czas koncertujecie z tym materiałem, ale wydaliście już kolejną płytę.
Jolanta Pawlik: Czułam po koncertach, po kontaktach z publicznością, że było oczekiwanie na nowy projekt. Zmobilizowałam męża, żeby wszedł do studia ze swoimi muzykami z Włodek Pawlik Trio, czyli: Cezary Konrad na perkusji i Paweł Pańta na kontrabasie. Pierwsze nagranie nowej płyty miało miejsce pod koniec stycznia w Polskim Radiu w Warszawie. Premiera było 24 maja w Filharmonii Narodowej w Warszawie. Płyta przyjęta została absolutnie entuzjastycznie, a powstała w ekspresowym tempie. To były trzy miesiące bardzo wytężonej pracy każdego z nas.
Sylwia Paszkowska: Odwiedzili Państwo Kraków w związku z koncertem „Night in Calisia” w Centrum Kongresowym, ale mamy nadzieję, że nowe koncerty przed nami, bo płyta już jest. Tą płytą „Night in Calisia” w pewnym sensie pokonał pan Amerykanów na ich własnym poletku, zdobył pan najważniejszą muzyczną nagrodę, natomiast ominęły pana Fryderyki.
Włodek Pawlik: To jest problem Fryderyka czy Fryderyków, nie mój.
Sylwia Paszkowska: Co Państwo pomyśleli, gdy tu, w Polsce, ta płyta nie została doceniona?
Jolanta Pawlik: Śmieszne to było, bo ja, jako producent, zgłosiłam tę płytę do Fryderyków i było nam bardzo przykro, że ta płyta nie została nawet nominowana. Z tym uczuciem przetrwałam około roku, do grudnia 2013 roku, do nominacji do Grammy i wtedy to było...
Włodek Pawlik: ...wyrównanie krzywd, jakby powiedział Broniewski. Szczerze mówiąc, nigdy nie przywiązywałem wagi do Fryderyków, natomiast do Grammy tak. Grammy się chwalę, natomiast Fryderykami niekoniecznie. Nie jestem odosobniony w tej opinii, że Fryderyki niczego nie przynoszą muzykom, nie popularyzują ich muzyki, nie wpływają na ilość sprzedawanych płyt. Nie wiem właściwie, po co jest ta nagroda.
Jolanta Pawlik: Ze słów mojego męża przebija taka gorycz. Bardzo chciałabym, aby obiektywizm, który towarzyszy przyznawaniu nagrody Grammy, był także na polskim rynku.
Włodek Pawlik: Nagrodę Grammy otrzymuje się nie wiedząc do końca, że się ją otrzyma. Otrzymuje się statuetkę niewygrawerowaną, dopiero po trzech miesiącach jest przesyłana pocztą do laureatów.
Sylwia Paszkowska: Jeszcze zapytam o statuetkę. Nie stoi w domu na kominku?
Włodek Pawlik: Nie ma kominka, to po pierwsze...
Jolanta Pawlik: Przez jakiś czas stała w Muzeum Instrumentów w Poznaniu. To była duża ekspozycja, teraz nie możemy zdradzić, gdzie się znajduje.
Sylwia Paszkowska: Muszę panią zapytać, jak podopieczny, artysta, sprawuje się po sukcesie międzynarodowym.
Jolanta Pawlik: Będzie zaskoczony tym, co powiem, ale trzy razy lepiej niż w zeszłym roku. Jest bardzo zdyscyplinowany, wszystko jest zaplanowane co do minuty, ja jestem takim chodzącym kalendarzem. Ponieważ sama jestem pianistą, dobrze męża rozumiem. On musi mieć dużo czasu na to, by tworzyć, by wyciszyć się przed koncertem, skoncentrować. On nie może zajmować się takimi zwykłymi rzeczami. Mając takiego męża ja czuję, że on musi być pod pewną ochroną. Trzeba mu w tym wszystkim pomagać, bo wielką nagrodą jest chwila, gdy wychodzi na scenę i płynie piękna muzyka. Ona daje nam wielką energię.
Sylwia Paszkowska: Każdy artysta potrzebuje dopieszczenia i docenienia. Ten sukces międzynarodowy jest takim potwierdzeniem, że nie tylko ja jestem artystą, ale zostałem doceniony przez innych.
Jolanta Pawlik: Ta nagroda sprawiła ogromne zainteresowanie muzyką męża nie tylko wśród miłośników jazzu, ale szerzej. Ta muzyka do nich trafia, ta muzyka ich porywa, przychodzą na koncerty, kupują płyty. Ta muzyka zatacza coraz szersze kręgi.
Sylwia Paszkowska: A czy pani jako artystka, pianistka, nie cierpi trochę na pracy managera i producenta?
Jolanta Pawlik: Absolutnie nie. Te koncerty dodają mi skrzydeł, a odkryłam w sobie także duże zdolności organizacyjne.
Sylwia Paszkowska: Ma pani czas na swoją karierę?
Jolanta Pawlik: Teraz nagrywam czwartą płytę, dwie już są na rynku.
Sylwia Paszkowska: A życie osobiste, nie ucierpiało trochę?
Włodek Pawlik: Cały czas jesteśmy razem. Bardziej niż wcześniej.
Sylwia Paszkowska: Państwo znają się jeszcze z czasów Akademii Muzycznej.
Włodek Pawlik: Poznaliśmy się jeszcze podczas studiów.
Jolanta Pawlik: Jesteśmy najlepszym przykładem tego, że wspólna pasja pomaga przezwyciężyć pewne problemy.
Włodek Pawlik: Problemy są zawsze, bo jesteśmy tylko ludźmi, nie jesteśmy ze stali. Jest zmęczenie, są choroby, różne dramaty. To, co nas niewątpliwie uskrzydla i daje nam siłę, to jest miłość do muzyki.
Sylwia Paszkowska: Pan gra jazz, żona klasykę. Dziś już chyba nie ma sensu w ten sposób dzielić muzyki.
Włodek Pawlik: Tydzień temu grałem w Łańcucie na zakończenie festiwalu mój program z muzyką symfoniczną, która z jazzem nie miała nic wspólnego.
Sylwia Paszkowska: Także córka jest muzykiem. Myślą Państwo o jakimś wspólnym przedsięwzięciu?
Jolanta Pawlik: Ostatni koncert męża z synem w Łańcucie był takim projektem.
Włodek Pawlik: To nie jest takie istotne. Dla córki napisałem utwór, który wykonywała na swoim dyplomie w średniej szkole muzycznej na saksofon i fortepian. Ona w jakimś sensie jest "odfajkowana" w mojej biografii artystycznej. Syn Łukasz jest i pianistą i wiolonczelistą. To jest zupełnie rzadkie, unikalne zjawisko zwłaszcza, że i na jednym, i na drugim instrumencie gra znakomicie. Razem wykonywaliśmy mój utwór na dwa fortepiany i orkiestrę w Łańcucie, a potem wykonywał mój koncert wiolonczelowy na wiolonczeli.
Jolanta Pawlik: Tylko ja z mężem nie miałam okazji wspólnie nagrać koncertu.
Włodek Pawlik: Czasami gramy wspólnie na cztery ręce, o czwartej na ranem, dla przyjaciół, w pięknych okolicznościach.
Sylwia Paszkowska: A mają jeszcze Państwo czas wypoczywać?
Włodek Pawlik: Co to jest wypoczynek?
Sylwia Paszkowska: To robienie tego, co się lubi.
Włodek Pawlik: Jak ktoś mi proponuje wypoczynek na Lazurowym Wybrzeżu i chodzenie po tej samej plaży, smażenie się na słońcu, jedzenie po dwa kilogramy lodów, a wieczorem koniecznie schłodzony gin, to dla mnie to jest udręka, a nie wypoczynek.
Sylwia Paszkowska: Są już jakieś plany wakacyjne?
Włodek Pawlik: Koncerty. Nie ma tygodnia, żebym nie grał po trzy, cztery koncerty i to się nie zmienia od ponad roku.
Jolanta Pawlik: I oczywiście zarezerwowane jest miejsce do komponowania w pałacu w Radziejowicach od 12 lipca. To jest ważne, żeby mąż odizolował się od tego zgiełku i komponował. Bardzo mi na tym zależy.
Sylwia Paszkowska: To tym bardziej cieszymy się, że znajduje pan czas, by odwiedzać Kraków.
Włodek Pawlik: Kraków zawsze jest bliski mojemu sercu i vice versa. Dajemy sobie taką dobrą cyrkulację energii w jedną i drugą stronę.