Odmieni życie sieroty mieszkającego na angielskiej wsi. Zanim jednak do tego dojdzie, małego chłopca o imieniu Pip czeka ciężkie życie w domu siostry i kowala Joe. I nawet jeśli z kowalem życie układa mu się znośnie, to siostra żyć mu nie daje. Wszystko to dzieje się w pobliżu moczarów i bagien, w skromnym domu, w drogach pełnych błota i smutnych krajobrazów. W Państwie Filozofów powieść Karola Dickensa „Wielkie nadzieje”. Przed nami wiktoriańska Anglia z szybko rozwijającym się Londynem i coraz większą przepaścią między biednymi bogaczami, między wielkimi oczekiwaniami jednych i drugich.

 

X to nie X

„Mam mu oznajmić, że od niego zależy, czy ma się stać właścicielem wielkiego majątku. Następnie: istotny właściciel tego majątku żąda, by natychmiast zmienił sposób życia, oddalił się z teraźniejszego miejsca pobytu i mógł otrzymać wychowanie godne dżentelmana. Jednym słowem młodzieńca tego czekają wielkie nadzieje”. To mówi pan Jaggers, który został wykonawcą pewnego tajemniczego zlecenia od tajemniczego kogoś, kto przeznaczył olbrzymie pieniądze dla Pipa, bohatera „Wielkich nadziei” Karola Dickensa. Co jest ciekawego w tej książce?

- Wszystko! Ale odpowiadając na ten pierwszy cytat, od razu sobie pomyślałam o Petrycym, XVI-wiecznym filozofie. Był Petrycy krakowskim filozofem, studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim, uczył się również w Padwie, miał wykłady w Szkole Parafialnej w Olkuszu; bardzo ciekawa postać. Więc ten Petrycy napisał, że pieniądze nie czynią bogatych ludzi. Zwrócił uwagę też na to, że pieniądze same w sobie są dobre, ale ważne jest, jak je wydajemy, jak nimi zarządzamy i czym zaczynają dla nas być. Tu pojawiają się problemy. Pip jest człowiekiem, który doświadcza jako dziecko bardzo wielu opresji – pochodzi z biednej rodziny, jest uwikłany w relacje rodzinne, które powodują, że staje się bardzo zależny od swoich opiekunów.

Ma siostrę, która się nad nim znęca.

- I która jest nieszczęśliwa, że musi się nim zaopiekować. Jej mąż staje się dla Pipa matką i ojcem, opiekunem prawdziwym, który myśli o chłopcu w bardzo ojcowskich kategoriach. Pieniądze, jak sugeruje Petrycy, są czymś dobrym, bo oznaczają, że może zacząć się dziać coś radykalnie innego, co odmieni los tego biednego, pomiatanego dziecka, ciężko pracującego. Co ciekawe, właśnie ten jego wuj nie jest szczęśliwy, czuje, że to nie jest dobre. Pip idzie drogą wyznaczoną przez fundusz, jaki dostaje. Widać wyraźnie w tej powieści, na różnych poziomach, że pieniądze mogą się okazać ogromnym obciążeniem. I to nie jest już tylko historia Pipa, ale tak naprawdę wielu postaci narysowanych w tej książce.

Pip dostaje pierwsze pieniądze, zamawia ubrania u lokalnych krawców i sprzedawców. Czuje, że zmieniła go kwota, którą dostał, ale też stosunek sprzedawców do niego.

- To jest ten pierwszy element negatywny, o którym niewątpliwie Petrycy myślał, gdy pisał, że pieniądze same w sobie nie są negatywne, ale już to, co się z nimi robi, ma charakter negatywny.

Jaki wpływ mają na nas pieniądze?

- Sprzedawcy inaczej patrzą na Pipa, on sam też się zmienia i jego rozumienie rzeczywistości również. Dopóki nic nie miał, to rzeczywistość, była mu bardzo bezpośrednio dana. A im więcej zaczyna posiadać, tym bardziej jest potem skupiony na tym, co posiada, odchodzi od samej rzeczywistości. Jest bardziej skupiony na tym, co ma, jak posiada, jakie ma meble, ubrania, kto dookoła niego jest, a gdzieś zostaje rzeczywistość - bagien i społeczności, w której wyrósł. Był zakorzeniony w przestrzeni geograficzno-społecznej, czy też biologiczno-geograficzno-społecznej. Ta woda, te zwierzęta - wszystko mocno buduje jego świadomość. A potem coraz bardziej się od tego oddala, odchodzi. Pieniądze zmieniają nas, ale też wszystko dookoła.

(…).

Jest coś ciekawego w Pipie – żyje na angielskiej wsi zabitej dechami, ale myśli, że jest jednak  stworzony do czegoś większego.

- Ma też poczucie, że należy do tego miejsca i nie należy zarazem. Cały czas ma poczucie, że chce być gdzie indzie; popełnia błędy. Uparcie myśli, że jego darczyńcą nie jest faktyczny darczyńca, a więc  człowiek, który mu pomógł. Kiedy uwalnia człowieka zakutego w kajdany, nie traktuje tego gestu jako głęboko etycznego.

Bardziej obawia się reakcji siostry - mogłaby odkryć, że ten pilnik ukradł i pomógł przestępcy.

- Jest jeszcze niesamowita figura trwającej w wiecznym zawieszeniu narzeczonej; damy, która właśnie budzi wielkie nadzieje. Pip do końca jest przekonany, że to dzięki niej posiadł majątek i zmienił status społeczny. A tymczasem ona jest złym demonem - bawi się nie tylko Pipem, ale również dziewczynką, którą adoptowała. Bardzo dużo u Dickensa sytuacji, gdzie pojawia się gra pozorów. To, co nam się pierwotnie wydaje jako X, potem szybko okazuje się nie X. Wartości stają się antywartościami.

 

 

Zawieszenie w nadziei

Ekscentryczna stara panna Havisham - kolejna bohaterka powieści Dickensa, która odgrywa jakąś dziwną rolę. Jakby u niej czas się zatrzymał, ona sama się w nim zatrzymała.

- Z panną Havisham to w ogóle bardzo ciekawy motyw - może być tłem całej opowieści albo jej główną bohaterką. Przez jej życiorys przechodzą różne nitki, które plotą ten los Pipa. Potem się okazuje, że jej narzeczony, który ostatecznie ją porzucił, jest też człowiekiem, który morduje dobroczyńcę Pipa. Przyglądając się pannie Havisham, zobaczymy, że w pewnym momencie wpadamy w pułapkę. Pułapka czasu i naszych oczekiwań. Bo jej trwanie w zawieszeniu - nie pozwala posprzątać komnaty weselnej, żyje chwilą niezrealizowaną - jest zawieszeniem w jakiejś nadziei, marzeniu, które całkowicie ją pochłonęło i spowodowało, że już nigdy nie postępuje w inny sposób.

Jej nadzieje rozwiał mężczyzna, który nie pojawił się na ślubie w wyznaczonym dniu.

- Tak, i to jest bardzo stereotypowe. Możemy znów iść za Petrycym, który uważał, że kobiety trzeba wychowywać i trzeba na nie uważać, ponieważ są bardzo słabymi, kruchymi istotami, i jak mężczyzna nie będzie nad nimi czuwał, kompletnie się rozsypią. Nawet uważał, że wychowanie dziewczynki powinno być bardziej srogie właśnie ze względu na to, że są one bardziej emocjonalne, bez kręgosłupa – intelektualnego i racjonalnego. Więc jeżeli zabrać im mężczyznę, od razu będą w bezczasie, zawieszeniu. Ta wieczna żałoba za utraconym ukochanym bardzo dobrze ilustruje tę tezę.

Mary Wollstonecraft (XVIII-wieczna pisarka i prekursorka feminizmu) powiedziała, że jeżeli nie zaczniemy kształcić kobiet, jeżeli nie zaczniemy dawać im szans na rozwijanie racjonalności, tylko będziemy cały czas sprowadzać je do bycia pięknymi dodatkami do mężczyzny, to wtedy stracimy potencjał intelektualny kobiet, ale też potencjał społeczny. Nie damy im szansy na bycie sobą. I to też doskonale widać w tej powieści Dickensa - kobieta, która była nakręcona ślubem i miłością, nie ma szansy na żadną inną realizację. Została zupełnie pozbawiona wszystkiego, tylko dlatego, że opuścił ją mężczyzna. Była wychowywana i przygotowywana, żeby być uzupełnieniem i cieniem. Czy w ogóle będzie istnieć bez czegoś, co ten cień rzuca? To jest niesamowite spojrzenie na kobietę i jak się zastanowimy - jeden z bardziej feministycznych obrazów, które Dickens maluje; pokazuje pęknięcie, które zafundowało społeczeństwo, tak a nie inaczej formatując i wychowując kobiety.

Dickens pokazuje nam różne klasy społeczne – od najniższej po przedsiębiorców, którzy korzystają z dobrodziejstw kolonializmu.

- Jest i arystokracja. Ta złożona struktura jest tutaj bardzo hierarchiczna; można powiedzieć, że z jednej strony jesteśmy już poza czasami feudalnymi, a z drugiej strony hierarchia społeczna ma się dobrze.

Jesteśmy przecież w dzikim kapitalizmie, tak?

- Dickens przeżył niejedno, był dzieckiem osoby, która zbankrutowała - dla jego rodziny zaczął się bardzo podły czas. Jako dziecko pracował nawet w fabryce. Szybko musiał zacząć sam się utrzymywać. Potem, gdy zdobył wykształcenie, został dziennikarzem. Niewątpliwie był self-made manem, który się  przebił, więc ta hierarchia nie była tak nie do pokonania. Miał też niesamowitą wrażliwość społeczną. Zdawał sobie sprawę, że jemu było łatwiej awansować społecznie, ponieważ nie pochodził z rodziny robotniczej czy chłopskiej.

Nie był Pipem.

- Nie był. Pip miał szczęście, ale Dickens wiedział, że jest dużo takich niezwykle zdolnych i mądrych chłopców, którzy spokojnie żyją bez żadnej wielkiej nadziei. Całe ich życie to tylko ciężka, fizyczna praca. Wiedział, że był uprzywilejowanym dzieckiem, ale dzieckiem pracującym. Praca w fabryce była dla niego traumą i bolesną nauką; przekonał się, co to znaczy być człowiekiem, który stracił wszystko i który musi walczyć o swoją codzienność. Awans społeczny jest możliwy, ale bardzo trudny. Dickens zdawał sobie też sprawę, że w społeczeństwie wielu możliwości, bo tak mówimy o  Europie - nie tylko o kolonialnej Anglii - która żyła z wyzysku, pojawiało się bardzo dużo możliwości zarobkowania dla osób inteligentnych czy osób, które miały pewien paradygmat kulturowy działania; to był złoty okres. Dickens właśnie należał do takich osób inteligentnych, więc mógł się rozwijać, ale wiedział, że to wszystko odbywa się czyimś kosztem. W jego powieściach często widać, że awans społeczny nie jest neutralny. W pewnym momencie Pip odcinana się od korzeni, od wuja, który daje mu całe serce. Jest też przerażenie, że wszystko zawdzięcza kryminaliście, więc mamy napięcie wręcz moralne. To są wielkie Dickensowskie pytania: co zyskujemy, jak się rozwijamy? Czym jest ten rozwój? Mamy też na przykład spekulantów, którzy będą rozwijali się ekonomicznie, ale będą równocześnie zagrożeniem ekonomicznym - i tym samym egzystencjalnym - dla ludzi, którzy uwierzą w te spekulacje. U Dickensa mamy mnóstwo głębokich, etycznych pytań, które później zada nam Zygmunt Bauman analizując rzeczywistość ekonomiczną współczesnego mu światu. Bauman też zwrócił uwagę na to, że te ekonomiczne elity cechuje dwuznaczność. Zawsze pojawia się pytanie: czy moja praca jest czysta etycznie? Czy może kogoś obciążę w jakiś sposób?

 

Punkt wyjścia, dekoracja

I jaka jest odpowiedź?

- To chyba pytanie do nas wszystkich, prawda? Bardzo łatwo powiedzieć, że skoro ciężko pracuję, to awans, jaki uzyskuję, jest czymś naturalnym. Tylko jest ten niepokój dickensowski - co zostawiasz za sobą? Czy ciężka praca była rzeczywiście twoim wysiłkiem? Czy może robiłeś to kosztem drugiego człowieka?

Czy Pip swoje wielkie nadzieje wykorzystuje?

- On chyba nawet nie wie, czym są. I to największy problem Pipa - najpierw uwodzi go kobiecość, a z drugiej strony obietnica bycia kimś (może mężem), bycia arystokratą i wejścia w rodzinę arystokratyczną.

Dla chłopaka, który wychował się na wsi i spędził tam pół swojego życia ciężko pracując w kuźni, wejście do arystokratycznego domu już musi robić wrażenie. Trudna sztuka nauczenia się rozpoznania tych wszystkich talerzyków, sztućców i różnych innych urządzeń do konsumowania przy uroczystych obiadach… Stresujące.

- A nie o taką edukację chodziło darczyńcy. Pip dostaje pieniądze i one mają mu pozwolić być kimś innym. Tu jest problem pomylenia tych wielkich nadziei.

Czyli jego wyobrażenie dżentelmena było inne niż wyobrażenie darczyńcy, tak?

- Tak. Miał się edukować, więc darczyńca wysyła go do Londynu. Pieniądze mają mu dać życie na zupełnie innym poziomie egzystencjalnym, ale w takim głębokim sensie egzystencji. Nie chodzi o płytką zmianę, że jest mi po prostu lepiej ekonomicznie. Tutaj chodzi o coś więcej. Wcześniej Pip nie miał szans na edukację, ponieważ nie miał nawet czasu, żeby się uczyć; teraz ktoś mu dał pieniądze na to, żeby miał czas na uczenie się. Wielki prezent. Mógł dzięki pieniądzom wybrać, kim chciałby być. Bez nich byłby przykuty do bardzo ciężkiego zawodu kowala. I to miał być jego los. Tyle że Pip nie dostrzega tej możliwości wyboru, wchodzi w zmianę naskórkowo. Symbolizuje to nauka posługiwania się odpowiednimi sztućcami. A to był jedynie punkt wyjścia, dekoracja. Miał przecież nauczyć się czegoś innego.

Nie wykorzystał wielkich nadziei.

- Lichtenberg, XVIII-wieczny niemiecki filozof, który uwielbiał pisać aforyzmami i zamiast traktatów dał nam całe mnóstwo zapisków, zwracał uwagę, że z bliska nic nie jest prawdziwe. I jeżeli przyjrzymy się życiu Pipa, to przecież słowa Lichtenberga pasują tu idealnie. Nic w życiu nie jest prawdziwe. Wszystko, co Pip sobie założył, staje się w pewnym momencie zupełnie czymś innym. Puste, puste, puste. Coś, przed czym uciekał, staje się istotą jego życia. Bagna, pomoc zbiegowi, kradzież pilnika - to wszystko wraca do niego i potem okazuje się najważniejsze. To, co najbardziej go rani, nie jest utratą dziewczyny, o której myślał, że ją kocha, ale właśnie tego przestępcy, którego chciał całe życie zapomnieć.

 

Kłamstwo jest kłamstwem

Najbardziej szlachetna postać w tej powieści, kowal Joe, nie realizuje swoich nadziei, bo ich nie ma. Chyba, że ma nadzieje związane z Pippem właśnie.

- To jest też paradoks wielkich nadziei. One nie dają szczęścia. Wielkie nadzieje Pipa sprawiły, że nie rozpoznał tego, co było dla niego najważniejsze. Joe jest może stoikiem swoich czasów i nie marzy; woli być tu i teraz. Nie marzy, bo on kocha, więc w jakimś sensie jest spełniony – ma Pipa, pracę, potrafi wykorzystać swój dzień. A ten dzień jest bardzo znojny, przytłaczający, bo umówmy się – żonę ma nieco zrzędliwą.

Ona go bije.

- Tak, ale pomimo całej tragedii, jaka na niego spada - ciężkiej pracy, ciężkiej sytuacji życiowej, rodzinnej - znajduje punkty oparcia. Jak dobry stoik. Z tego, co mu dał los, bierze to, co daje siłę. I żyje dla Pipa. Ale Pip odwraca się od niego, odchodzi z pieniędzmi do nowego życia. Joe odpuszcza. Pojawia się, gdy chce ostatni raz zobaczyć tego dzieciaka, który jest już dorosłym mężczyzną.

Albo pod koniec nawet nim się zaopiekować.

- I w tym jest, paradoksalnie, najmniej egoizmu. Bo być może wielkie nadzieje też wiążą się z naszym egoizmem – z wyobrażeniem, kim ja jestem i kim mogę być. Ten egoizm potem nas uwodzi. I zamiast rzeczywiście żyć, zająć się „tu” i „teraz”, tworzymy jakieś miraże w głowie.

Joe wygłasza, nie wiem czy można powiedzieć, złote myśli. Ale w rozmowach z Pippem zdarza mu się powiedzieć coś istotnego. Na przykład, że kłamstwo jest kłamstwem.Wszystko to pochodzi od ojca fałszu i do niego wraca. Nigdy nie kłam więcej Pip”. Czy wielkie nadzieje są kłamstwem? Nasze marzenia, bujanie w obłokach?

- Kłamstwo jest intencjonalne (ja chcę powiedzieć nieprawdę). A wielkie marzenia, wielkie oczekiwania, to wyobrażenie rzeczywistości. Trochę jak śnienie, trochę jak brak dojrzałości i brak rozpoznania, kim jesteśmy, czym jest rzeczywistość. Więc trudno powiedzieć, że to intencjonalne kłamstwo; raczej zafałszowana rzeczywistość, zatarta. I to jest gra pozorów. Ta książka jest właśnie o grze pozorów. O tym, co się z nami dzieje, kiedy jesteśmy wrzuceni w świat, a nie mamy narzędzi, które pozwoliłyby nam zdystansować się do danej sytuacji.