Po wakacjach Nowa Lewica organizuje wielką konwencję, która będzie podsumowaniem pierwszych miesięcy w koalicji rządowej. To będzie konwencja z partią Razem, czy bez Razem?
Pod koniec czerwca partia Razem dostała na wyjazdowym posiedzeniu klubu parlamentarnego prośbę, żeby podjęła decyzję czy wchodzi do rządu. Żeby określiła, jak dalej widzi swoją przyszłość w klubie. Ma na to czas do początku września; myślę, że rozmowy o przyszłości Razem odbędą się już po wakacjach. Konwencja jest organizowana przez Nową Lewicę, będą na nią zaproszeni samorządowcy, przedstawiciele innych formacji lewicowych, bo lewica to jednak rodzina. Nawet jeżeli różnimy się w pewnych sprawach, mamy odmienne spojrzenie, to trzeba wymieniać się poglądami, spotkać się gdzieś pośrodku. Konwencja odbędzie się 7 września w Krakowie i tym bardziej będzie mi miło ją organizować (jako współprzewodniczącemu Nowej Lewicy w Małopolsce). Zaprosiliśmy wojewodów, wiceministrów, prezydentów miast.
A co będzie jeśli Razem powie, że nie chce brać odpowiedzialności za to, co robi rząd i Nowa Lewica?
- Nie jestem członkiem klubu parlamentarnego, więc trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. W tej sprawie na pewno zostanie zwołany zarząd partii, który podejmie stosowne decyzje. Wiem, że tutaj partia razem jest podzielona - część chciałby wstąpić do rządu, część nie, więc to jest jej wewnętrzny problem. Nie jestem członkiem Razem, ale mam tam wielu znajomych, wielu lubię i szanuję. Jestem im wdzięczny za pracę, jaką wykonują na rzecz Lewicy. I tyle.
Skoro nie chce pan mówić o partii Razem, to porozmawiajmy od Trzeciej Drodze. Czy Lewica poparłaby dziś podniesienie wieku emerytalnego? Takiej możliwości nie wyklucza Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, minister funduszy i polityki regionalnej, która jest z tej partii.
Całkowicie nie rozumiem, skąd pani minister ten pomysł wpadł do głowy. Przypomnę, że Lewica idąc do wyborów domagała się, żeby to lata przepracowane, a nie lata życia, decydowały o tym, kiedy przechodzi się na emeryturę. Będziemy przeciwni majstrowaniu w tym temacie. Chyba, żebyśmy poszli z tymi naszymi propozycjami. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że ekonomiści już zwracają uwagę…
Pani minister nie ma racji?
- Rację pewnie ma. Polskie społeczeństwo się starzej, coraz więcej mamy emerytów (dziś to już jedna czwarta) i ta grupa będzie jeszcze liczniejsza. Dziś w Polsce więcej ludzi umiera niż się rodzi. I myślę, że ten system w pewnym momencie będzie problematyczny – osoby starsze żyją dłużej, a emerytury muszą być godne, bo powiedzmy sobie szczerze, że dziś są kiepskie. Przed nami kwestia zabezpieczenia pokoleń, które będą dopiero przechodziły na emeryturę. Ale dziś to nie jest dobry czas na takie rozmowy, nawet nie w tej kadencji. Traktuję wypowiedź Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz jako dość luźną. Na pewno Lewica takiego projektu nie poprze.
Prezydent Włocławka, wywodzący się z Lewicy, wprowadza w urzędzie 35-godzinny tydzień pracy. Pan by wprowadził?
- Zobaczymy, jak ten pomysł sprawdzi się we Włocławku, jak prezydent Kukucki sobie z tym poradzi (a podejmował się już trudnych wyzwań). Cieszę się, że to on wprowadza to rozwiązanie, bo potem będziemy mogli usiąść i porozmawiać, przeanalizować, sprawdzić, jakie są wymierne korzyści dla pracodawców, pracowników, petentów. W jakim to idzie kierunku, czy to ma w ogóle sens. Przypomnę, że Lewica miała w swoim programie skrócenie czasu pracy. Dzisiaj mamy automatyzację, coraz więcej pracy wykonują za nas roboty i komputery, warto dać ludziom trochę wytchnienia. Takie rozwiązania stosuje się w Europie, no może poza Grecją, gdzie pracuje się chyba także w soboty.
Lewica nie zmieni zdania i nie poprze programu „Mieszkanie na start”?
Wszystkie kredyty, nawet te udzielane na najbardziej preferencyjnych warunkach, zawsze będą kredytami i obywatel będzie zobowiązany do spłacania ich przez kilkadziesiąt lat. Program „Mieszkanie na start” wpłynie na koszt nieruchomości, bo one nadal będą przedmiotem zakupu na rynku i będą generować wysokie ceny za metr kwadratowy, a dziś te sumy są horrendalne w dużych miastach. Nowa Lewica postuluje wprowadzenie programu tanich mieszkań na wynajem, które państwo będzie budować w porozumieniu z samorządami. Para idzie do urzędu miasta, składa wniosek, dostaje mieszkanie na wynajem i ma do zapłacenia konkretną sumę co miesiąc (zresztą nie musi to być para, może być singiel). Żyjemy w zglobalizowanym świecie, często zmieniamy pracę, więc co zrobimy z kredytem i mieszkaniem w Krakowie, jeżeli dostaniemy lepszą pracę w Poznaniu czy Warszawie? Ktoś, kto wynajmuje mieszkanie w programie, nie będzie zobowiązany do spłacania kredytu, bo go po prostu nie weźmie. Zostawi mieszkanie w Krakowie i w Poznaniu dostanie takie samo, również na wynajem. Dziś tak wygląda świat.
Czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk to najcenniejszy zasób Lewicy i czy będzie kandydatką na prezydenta RP?
- Na ten temat nie wypowiem się, bo jest wielu innych kandydatów. Chciałbym, żebyśmy porozmawiali o kandydaturach najpierw we własnym gronie, w partii. Jestem za tym, żebyśmy przeprowadzili w Lewicy prawybory, żeby to członkowie zdecydowali, kto będzie najlepszym kandydatem na ten najważniejszy urząd w państwie. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk jest jednym z najlepiej ocenianych ministrów – jej sukcesem jest chociażby wprowadzenie renty wdowiej. Wprawdzie nie w takim zakresie, jak chcieliśmy i do czego się zobowiązaliśmy, ale wiemy, jak dziś wygląda stan finansów państwa i ile w ciągu ostatnich ośmiu lat wyprowadzono pieniędzy z państwowej kasy. Musimy na to patrzeć racjonalnie. Wracając do kandydatów na prezydenta RP- jest Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, jest Krzysztof Gawkowski, Tomasz Trela, Katarzyna Kotula. Lewica ma długa ławkę.
Ale to pani minister Dziemianowicz-Bąk jest najjaśniejszą gwiazdą?
- Dobrze oceniany jest też Krzysztof Gawkowski, wicepremier i minister cyfryzacji, ma wiele nowych pomysłów; Katarzyna Kotula walczy o prawa kobiet i sprawę aborcji. Kto będzie kandydatem Lewicy? Ogłosimy w listopadzie lub grudniu.
Wojewoda uchylił uchwałę Rady Miasta Krakowa o preferencjach dla posiadaczy Krakowskiej Karty Miejskiej przy wejściu na baseny do Parku Zakrzówek. Pan wie, co chcieli osiągnąć radni miasta?
- Rozmawiałem z radnymi klubu Lewicy i idea była taka, jak pan mówi: preferencje w korzystaniu z tej atrakcji. Bo rzeczywiście jest to atrakcja – wiele osób z innych województw i gmin ościennych przyjeżdża tu wypoczywać, a na basenach obowiązują limity. Ta uchwała jest niedopracowana. Ja nie mam Krakowskiej Karty Miejskiej, a pan ma?
Tak.
Poszlibyśmy razem i pan by wszedł , a ja nie. Fajnie by tak było?
Pan by stanął w drugiej kolejce.
Ale przecież radni wiedzieli, że uchwała w takim kształcie będzie nierówno traktowała obywateli. To jest niekonstytucyjna uchwała. Zamysł był słuszny, ale może ktoś tego nie dopilnował. Uchwała mówiła, że na preferencyjnych warunkach wchodzą posiadacze KKM, a co jeśli ktoś nie ma tej karty? Przecież nie ma obowiązku jej posiadania. Mieszkam w Krakowie 50 lat i nie wejdę przez brak karty, a ktoś, kto tu mieszka pięć lat wejdzie, bo ją ma? To niesprawiedliwe.