Gościem Jacka Bańki był prof. Konrad Pędziwiatr z Centrum Zaawansowanych Badań Ludnościowych i Religijnych Uniwersytetu Ekonomicznego:
W polskich szkołach pojawiło się mniej ukraińskich uczniów, niż się spodziewano
Panie profesorze, przed początkiem nowego roku szkolnego Ministerstwo Edukacji szacowało, że do systemu może wejść od 20 do 85 tysięcy ukraińskich uczniów. Skąd tak duże rozbieżności?
Nie było wiadomo, jaki efekt odniesie inicjatywa ministerstwa połączenia 800 plus z obowiązkiem szkolnym. Dane jeszcze nie do końca oficjalne mówią, że około 30 tysięcy dzieci się pojawiło w szkołach. Jednocześnie spadła liczba wniosków, więc widać wyraźnie, że część rodziców wolała zrezygnować z 800 plus i pozostawić dzieci poza polskimi szkołami.
Były też badania, które pokazywały, że niemal 70% mężczyzn z Ukrainy przed 45 rokiem życia chce wyjechać do pracy na zachód. Stąd mniejsza liczba uczniów w szkołach niż się spodziewano, to może być jedna z przyczyn?
Przyczyn może być bardzo wiele. Moim zdaniem tworzenie systemu wsparcia jest kluczową rzeczą w kontekście tego, co się dzieje w mieście, w regionie i w całej Polsce, czyli szeroki temat polityki integracyjnej, która jest częścią polityki migracyjnej. Aktualnie Komitet Badań nad Migracjami Polskiej Akademii Nauk zakończył pracę nad raportami, rekomendacjami dla ministerstwa. Wkrótce się one ukażą i ministerstwo pokaże swój pomysł na politykę migracyjną Polski w najbliższych latach. To jest pierwsza tego typu próba stworzenia polityki integracyjnej, która obejmuje kwestie dotyczące funkcjonowania polskiej szkoły, w tym nauki języków i kwestia kluczowa, jedna z najważniejszych w polityce integracyjnej - w jaki sposób Polska ma uczyć imigrantów, którzy do nas przyjeżdżają języka polskiego. Do tej pory ta sprawa była absolutnie, całkowicie zaniedbana. Założenie było takie, że rynek pracy wchłonie każdego, w jakimkolwiek kodzie językowym on się porozumiewa. Widzimy, że to się tak nie dzieje. Polska jest liderem światowym migracji ekonomicznej. Od 2014 roku napływało mnóstwo imigrantów z Ukrainy, ale też z innych części świata. Polska stała się krajem imigracyjnym, jest krajem docelowym dla wielu imigrantów, a jednocześnie nie posiadała skali europejskiej. Najwięcej ludzi przyjeżdżało do pracy, nie prosząc o status uchodźcy, a jednocześnie te kwestie były całkowicie zaniedbane, wymagają naprawy, składa się na to m.in. właśnie nauka języka. Na poziomie dzieci młodszych integracja idzie łatwo, dzieciom starszym, nastolatkom dużo ciężej wejść do polskiego systemu. Często rodzice ukraińscy wolą je pozostawić pod systemem, żeby zdały maturę ukraińską, bo wiedzą, że nie będą w stanie w ciągu roku, dwóch przygotować się na tyle dobrze do tej matury polskiej, żeby ją zdać. Różnego typu działania, zachęty muszą istnieć, żeby nastolatkowie ukraińscy chcieli się pojawić w polskiej szkole. Odebranie 800 plus u niektórych zadziało, ale jak widzimy nie u wszystkich.
Najsłabsze punkty polityki migracyjnej
Czyli, jak rozumiem, w polityce edukacyjnej, integracyjnej zawiodła kwestia nauki języka, języka polskiego. To jest najsłabsze ogniwo?
To jest jedno z istotnych ogniw. Pokazuje szerszy obraz, w kontekście całej Europy i tego, jak procesy migracyjne się kształtują. Na pewno kwestia znajomości języka jest super istotna i ważna. To jest coś, co bardzo silnie kuleje od wielu, wielu lat i z naszych rozmów, wywiadów, badań, które prowadzimy w Krakowie, poza Krakowem ten element jest widoczny. Na pewno jest to także kwestia przygotowania szkół, napływu cały czas młodzieży. Szczególnie widzieliśmy to w zeszłym roku w danych, teraz jeszcze silniej widać, że szczególnie wielu chłopców w wieku przedpoborowym pojawia się w Polsce. Rodziny tych, którzy nawet pozostali w Ukrainie wysyłają ich do Polski. Tu jest bardzo dużo wyzwań.
Mówi pan o Polsce jako jednym z liderów migracji zarobkowej. A czy ścieżka awansu zawodowego w Polsce jest atrakcyjna dla obywateli Ukrainy? To jest pytanie w kontekście tego, o co już wcześniej pytałem, mianowicie o plany związane z pobytem i z wyjazdem do innych krajów Unii Europejskiej.
Tak, to jest absolutnie kluczowe. Badania, które prowadzimy i prowadzą też inne ośrodki, w tym Narodowy Bank Polski, pokazują, że migranci ekonomiczni generalnie są lepiej zintegrowani na rynku pracy. Wynika to z kontekstu, w którym oni przybywali. To są też inni migranci. Tam jest zdecydowanie mniej kobiet z dziećmi. Uchodźczynie, które stanowiły największą część tych migrantów przymusowych, którzy przybyli do Krakowa i Polski po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji, nie przyjechały tutaj, bo chciały, tylko zostały do tego zmuszone. Takich migrantów w Polsce jest około miliona. Szacuje się, że jest ok. trzech czwartych z nich na rynku pracy - nie wiemy do końca, ile jest w szarej strefie. Widzimy, że te osoby przede wszystkim wykonują proste prace. To jest jeden z problemów. Kwestia znajomość języka jest tutaj kluczowa. Kwestia tymczasowości, która wciąż istnieje. Około 30% jest zainteresowana tym, żeby w Polsce pozostać na dłużej. W przypadku migrantów ekonomicznych ta grupa jest zdecydowanie większa. Ale integracja generalnie jest całkiem niezła, wyższa nawet niż w Niemczech. Tam widać, że te różnego typu zasiłki w pewnym sensie sprawiają, że migranci są częściej poza rynkiem pracy. Więc bardzo dobrze, a w porównaniu z innymi grupami uchodźczymi, to świetnie migranci również przymusowi się zintegrowali. Ale język, kwestia niedostosowania do rynku pracy, kwestie związane z opieką stanowią pewne wyzwania związane z pełniejszą integracją na rynku pracy.
Migranci wybierają szarą strefę, by być mniej widocznymi
Tak duży napływ migrantów zarobkowych wpływa też na naszą kulturę pracy, kulturę organizacyjną?
Myślę, że może wpływać. Kluczowa sprawa jakby z perspektywy gospodarki polskiej to jest zadbanie o to, żeby szara strefa nie była większa. Jest sporo niebezpieczeństw też związanych z tym, co się dzieje w Ukrainie. Pojawiają się sygnały, że część mężczyzn preferuje albo wręcz w ogóle zaczyna wchodzić wręcz do szarej strefy po to, żeby być mniej widocznym, żeby nie narażać się na potencjalne naciski związane z powrotem. To są poważne wyzwania, jak stworzyć dla tych osób bezpieczny dom w Polsce. Dom, w którym dobrze by się czuli i chcieli tutaj pozostać dłużej, nawet po zakończeniu działań wojennych. Wiele osób, z którymi prowadziliśmy wywiady w Tarnowie, w Nowym Sączu, mówiło nam, że nawet jeśli wojna się skończy, to oni i tak nie wyjadą do Ukrainy bezpośrednio po wojnie, bo odbudowa zajmie bardzo dużo czasu. A im dłużej tu zostaną, tym lepiej. Szczególnie w miejscach, które się bardzo silnie wyludniają.