Obsada aktorska spektaklu "Nie-boska komedia. Wszystko powiem Bogu!" została także uhonorowana Nagrodą Teatralną im. Stanisława Wyspiańskiego. Wręczono ją po raz czwarty podczas 9. Nocy Teatrów w Krakowie. Gościem Radia Kraków jest Juliusz Chrząstowski, aktor Narodowego Teatru Starego w Krakowie, który w sztuce odtwarza rolę Orcia. To nie jedyny powód do zaproszenia Juliusza Chrząstowskiego. Już w najbliższych, sobotnich Nocnych Delikatesach usłyszymy go bowiem w czytającego „Inną duszę” Łukasza Orbitowskiego.
Rozmowa Sylwii Paszkowskiej z gościem programu "Przed hejnałem" Juliuszem Chrząstowskim
- Sylwia Paszowska: Spektakl „Nie-boska komedia. Wszystko powiem Bogu" od początku wzbudzał wiele emocji, były jego różne wersje, ty od samego początku miałeś grać w spektaklu. Ta wersja, którą mamy obecnie odnosi się, z jednej strony, do dramatu Zygmunta Krasińskiego, z drugiej pokazuje nasze lęki przed tym, co nas czeka. Fakt, że spektakl znamy z tej z drugiej wersji, przyniósł mu korzyść?
Juliusz Chrząstowski: Biorąc pod uwagę to, ile nagród dostał i jak fantastyczny czas przyniosły nam wyjazdy i festiwale, to na pewno. Była też ta druga strona medalu. No czasem zdarza się tak, że nie dochodzi do premiery.
- Ale to nie zdarzyło ci się po raz pierwszy?
- Nie, to nie był pierwszy raz. Tak po prostu bywa. Praca nad spektaklem to proces i nigdy nie znamy efektu końcowego.
- Grasz w tym spektaklu Orcia.
- Jestem Orciem/Lęki Poranne Codziennie. Kiedy odbierałem nagrodę z rąk pani minister to usłyszałem od szefa jury, że jestem najstarszym Orciem w teatrze. To magia teatru. Mogę na chwilę być dzieckiem mając ponad 40 lat. Wracając do tych lęków: to są lęki o siebie, o rodzinę, o przyszłość, śmierć. Te wszystkie lęki zostały wpisane w postać dziecka, ale okazało się to niezwykle trafne. Kiedy pracowaliśmy nad spektaklem, było głośno o Ukrainie, nadal jest to aktualne, a kiedy wypowiadam na scenie słowa: "Czy będzie ta wojna czy nie?" zawsze zapada głucha cisza.
- A jak sukces spektaklu podziałał na zespół, który w pewnym momencie zaczął się łamać?
- Zawsze sukcesy działają jak balsam. Nie oszukujmy się, w grupie pięćdziesięciu osób trudno zachować wspólne poglądy, ale niezależnie od tego na scenie zawsze jesteśmy kolektywem i to jest największa frajda dla aktora, usłyszeć, że jesteśmy jak jeden wielki zespół, w którym nie ma miejsca dla indywidualnych popisów.
- Spektakl „Nie-boska komedia. Wszystko powiem Bogu" otrzymał też nagrodę Radia Kraków Transfer Roku 2015. Teraz spektakl zostanie przeniesiony ze sceny do radia i powstanie słuchowisko. Jest to jednak spektakl mocno wizualny. Jak uda wam się go przenieść w świat audio?
- To kolejna przygoda przed nami, zmierzyć się z medium jakim jest radio. Zmierzymy się, wejdziemy do studia, będziemy lepić, nagrywać. Jest dużo piosenek w tym przedstawieniu, więc może to będzie siłą słuchowiska.
- Masz duże doświadczenie jeśli chodzi o słuchowiska. Lubisz to?
- Wszystko zaczęło się od nagrania "Wesela" w Radiu Kraków. To był moment, kiedy zakochałem się w radiu. Zawsze kiedy spływają do mnie propozycje czy to nagrania lektury czy słuchowiska, bardzo się cieszę, ale w narcyzm nie popadam.
- Ale aktor musi mieć coś z narcyza.
- Tak, pod warunkiem, że ma przy tym dużo autokrytyki. Wtedy jest dobrze. Powinien też słuchać trzeciego oka, oka reżyserskiego.
- Przed tobą też słuchowisko Radia Kraków "Szalona lokomotywa", ale nie możemy zbyt wiele zdradzić. Porozmawiajmy o wątkach kolejarskich, bo to nie pierwsze w twojej karierze. W filmie "Disco Polo" w reż. Macieja Bochniaka grasz ojca głównego bohatera, pracownika kolei.
- Świat tego filmu jest lekko przerysowany. Ja sam za tym gatunkiem muzyki nie przepadam, ale tu nie tylko o muzykę chodzi. To były szalone lata 90. To historia awansu chłopaka z polski B i niezgody na ten fakt jego ojca, którego światem są tory i lokomotywy.
- Ta rola od początku była taka komediowa?
- Ja chciałem trochę ocieplić wizerunek ojca. On początkowo był bardzo surowy, a ja nie chciałem, by ta postać była taka oczywista, jednoznaczna.
- Jesteś przede wszystkim aktorem Starego Teatru, ale tez zagrałeś w reklamie. Traktowałeś to jak zastrzyk gotówki tylko i wyłącznie?
- Ja nigdy nie traktowałem świata reklamy jak tego świata, który mnie nie dotyczy. Prawdą jest, że złapanie kontraktu reklamowego dla aktora oznacza kilka pensji teatralnych. Ja przeżyłem dużą przygodę z firmą ubezpieczeniową. Byłem Kapitanem Nostresem. Brałem udział w pracy nad dużą kampanią, bardzo interaktywną. Praca w reklamie to dla aktora też bardzo ważne doświadczenie. Choć są granice. Profesor Peszek opowiadał kiedyś historię, jak zaproponowano mu bycie twarzą kostki toaletowej. Nie zgodził się. Są granice, których przekraczać nie należy.
- A w życiu też jesteś takim Kapitanem Nostresem?
- Mówią o mnie, że jestem człowiekiem spokojnym, ale czasem bywam nerwowy, nie na scenie, w życiu zdarza się, ale rzadko.
W najbliższą sobotę w Nocnych Delikatesach przeczytasz dla nas fragmenty "Innej duszy" Łukasza Orbitowskiego. To historia mordu dokonanego w latach 90. w Bydgoszczy przez nastolatka. Lubisz literaturę opartą na faktach, bo to właśnie taka historia?
- Ja kocham książki w ogóle. Są wakacje, mam urlop, więc mam szwedzkie kryminały na rozkładzie. Jednak śledzę też to, co się dzieje jeśli chodzi o polską powieść współczesną. Na półce czeka "Drach" Twardocha, ostatni Wit Szostak, "Księgi Jakubowe" Olgi Tokarczuk. Ta polska powieść bardzo mocno stoi. Wracając do powieści Orbitowskiego, to są lata 90., Bydgoszcz, ta historia opowiada o tym, jak rodzi się w nastolatku pewne uczucie.
- Nie chcesz tego nazwać złem?
- Oczywiście, że to zło, ale ten chłopak nie potrafi go zdefiniować. On w pewnym momencie wyciąga nóż i zabija. To jednak nie tylko okrutna historia. To też historia przyjaźni osób z biednych rodzin. Są tam historie jak zarabiali pierwsze pieniądze, jak razem podglądali dziewczyny, jak przeżywali uniesienia w związku z inicjacją seksualną. To świetna powieść, polecam państwu.
- To na koniec zapytam o pierwsze zarobione przez ciebie pieniądze.
- Muszę ci powiedzieć, że miałem w swoim życiu dziennikarski epizod. Pierwsze pieniądze zarobiłem w mojej rodzinnej Świdnicy za wierszówkę.