Głębsze źródło uzależnienia
Jesteśmy uzależnieni od social mediów, czy może od samych telefonów? Zdaniem ekspertki Joanny Burdek nie chodzi o konkretne aplikacje, lecz o samą informację. Mózg ludzki został zaprogramowany tak, by poszukiwać informacji, które kiedyś warunkowały przetrwanie gatunku.
Specjalista od mózgu, Anders Hansen powiedział, że nasz mózg nie służy do szczęścia, ale służy tylko i wyłącznie do ewolucji. Mózg został skonstruowany tak, żebyśmy byli na coraz lepszym poziomie, żeby gatunek ludzki mógł przetrwać. To dlatego my tak mocno poszukujemy informacji – mówi Joanny Burdek.
Z tym zjawiskiem wiąże się popularne FOMO (fear of missing out), czyli lęk przed tym, że coś nas ominie. Joanna Burdek zachęca, by zamienić je na JOMO, czyli joy of missing out. Współczesny człowiek musi nauczyć się świadomego ignorowania niepotrzebnych bodźców i informacji. Mózg człowieka, który przez tysiące lat ewoluował w środowisku zagrożeń, jest szczególnie wyczulony na informacje o niebezpieczeństwie. Dlatego negatywne newsy przyciągają naszą uwagę bardziej niż pozytywne. To mechanizm przetrwania, który dzisiaj powoduje, że portale informacyjne pełne alarmujących nagłówków są dla nas tak atrakcyjne, nawet jeśli wpływają destrukcyjnie na nasze samopoczucie.
Telefony w szkołach – problem ukryty w plecakach
Coraz więcej placówek edukacyjnych wprowadza zakazy korzystania z telefonów na terenie szkoły. Joanna Burdek popiera ten trend, powołując się na badania, które pokazują, że nawet wyłączony telefon, znajdujący się w pobliżu, rozprasza ucznia i obniża jego zdolność koncentracji. Mózg, który koncentruje energię na obecność telefonu, traci zdolność skupienia się na innych zadaniach.
Baltazar, uczeń jednej z krakowskich szkół, wyjaśnił, że w jego placówce obowiązuje zasada odkładania telefonów do specjalnych skrzynek, z których można je odebrać dopiero po zakończeniu zajęć. Mimo że nie ma całkowitego zakazu wnoszenia telefonów, ich obecność w szkole nadal wpływa na uczniów.
Problem polega na tym, że w szkołach jest zawsze grupa rodziców, która w ogóle nie kontroluje tego, co ich dzieci robią na komórkach. Z drugiej strony jest też grupa rodziców, która limituje dzieciom internet. Zgłaszają się do mnie tacy rodzice, którzy mówią, że ich dzieci są wyśmiewane i szykanowane, bo nie wiedzą, co się dzieje na TikToku – mówi Joanny Burdek.
Presja obecności online nie dotyczy tylko dzieci i młodzieży. Dorośli również czują potrzebę „bycia na bieżąco” – nie tylko jako konsumenci, ale także jako twórcy. W dobie cyfrowych mediów wielu młodych przedsiębiorców zakłada, że obecność na Instagramie czy TikToku automatycznie przełoży się na sukces. Joanna, jako ekspertka od marketingu, podkreśla jednak, że w wielu branżach – zwłaszcza B2B – relacje bezpośrednie są nadal znacznie skuteczniejsze niż działania w mediach społecznościowych.