O losie "Dzikiej Kliniki" rozmawiamy w programie "Przed hejnałem" z naszymi gośćmi: Joanną Wójcik - prezes Fundacji Dzika Klinika, Małgorzatą Jantos - radną miasta Krakowa i Krystyną Śmiłek - wicedyrektor z krakowskiego Wydziału Kształtowania Środowiska oraz z dr. inż. Maciejem Lesiakiem - z Dzikiego Pogotowia.
Wolontariusze Dzikiej Kliniki byli też rok temu gośćmi "Ekospotkań" Radia Kraków. ZOBACZ
Goście programu
- W tym roku miasto ogłosiło zapytanie ofertowe o opiekę nad dzikimi zwierzętami i okazało się, że Fundacja Dzika Klinika z Krakowa przegrała z firmą z Racławic, odległą od Krakowa o 50 km. Wszyscy zastanawiamy się, jak to możliwe?
Joanna Wójcik - W zeszłym roku wykonywaliśmy interwencje na terenie Krakowa. Mieszkańcy mogli do nas zadzwonić, poradzić się, choć nie każdy telefon wiązał się z interwencją. Współpracując z kilkoma gabinetami weterynaryjnymi z miasta, mogliśmy od razu zapewnić zwierzętom pomoc. Lekarz weterynarz mógł od razu podać leki, wykonać prześwietlenie, dokonać operacji.
- Kto za to płacił?
Joanna Wójcik - My, jako fundacja. Mamy różne dochody, głównie to są darowizny, nie prowadzimy działalności komercyjnej.
- W tym roku wybrali państwo inną ofertę. Zaważyło kryterium ceny.
Krystyna Śmiłek - Cena była podstawowym kryterium. Zapytanie o cenę i wybór oferty były zgodne z zasadami ustawy o zamówieniach publicznych. Oferta była skierowana do różnych firm.
- Ale jak firma, która mieści się 50 km od Krakowa, może lepiej działać niż firma z Krakowa?
Krystyna Śmiłek - Zapytanie kierowaliśmy do firm, które mają zezwolenie na funkcjonowanie, zatrudniają osoby o wykształceniu przyrodniczym, posiadają zezwolenie na transport zwierząt, mają umowy z gabinetami weterynaryjnymi. Ta firma, którą wybraliśmy, spełniała wszystkie wymogi. W związku z tym, że podała najniższą cenę, wybraliśmy jej ofertę. Cena najniższa, zgłoszona już po terminie przez firmę z Krakowa, wynosiła 6 tys. zł, inna oferta to około 9 tys., najdroższa była oferta Dzikiej Kliniki - 12 tys.. Wybraliśmy najtańszą ofertę.
Dr inż. Maciej Lesiak - W zeszłym roku zwierzęta były transportowane do Michałowa, dalej niż do Racławic. Nie rozumiem, dlaczego jest takie zdziwienie, że zwierzęta mogą być wożone tak daleko. Do naszego ośrodka trafiają różne zwierzęta, często z ościennych ośrodków. Nie jest to żaden problem. Cały czas w Krakowie jest dwóch kierowców i są to osoby z wykształceniem przyrodniczym. Nasza grupa dysponuje zootechnikiem, lekarzem weterynarii, część pracowników to leśnicy.
Małgorzata Jantos - Złożyłam interpelację, mówiąc, że tego typu zachowanie mi się nie podoba. Pani dyrektor mówi, że różnica między cenami wynosi 3 tys. złotych. Gdyby to nie był dramat wszystkich zwierząt, to powiedziałabym, że to zabawne. Zamawiamy firmę z Racławic, dlatego że rozchodzi się o kwotę 3 tys. Cena jest tu najwyższą kategorią, która powoduje, że kasujemy firmę krakowską, która do tej pory świetnie sprawdzała się. Nie było dotychczas żadnych zastrzeżeń.
Joanna Wójcik - Myśmy podali średnią kwotę leczenia zwierząt - karmienie, środki higieniczne, leczenie, transport - to jest dokładnie 12.700 zł. Jeśli chodzi o transport zwierząt do Michałowa, to był zupełnie inny budżet. Koszty te pokrywał Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska.
- Czy dobrostan zwierząt nie powinien być ważniejszy niż cena i czy nie należy korzystać ze sprawdzonych partnerów? Miasto stawia na niesprawdzone podmioty.
Joanna Wójcik - Czy ktoś tam był i sprawdził Racławice? Bo na mapie nie ma żadnego ośrodka.
Krystyna Śmiłek - To jest ośrodek rehabilitacji zwierząt.
- Bazowaliście na papierach?
Krystyna Śmiłek - Bazowaliśmy na papierach. Jednocześnie jest to ośrodek, którego kontrolę przeprowadza Regionalny Dyrektor Ochrony Środowiska. Uprzednio dyrektor finansował transport zwierząt do Michałowa, ale uznał, że to wysoki koszt i zwrócił się do nas 2,5 roku temu z prośbą o finansowanie leczenia dzikich zwierząt. Wspólnie podjęliśmy działanie, że miasto będzie finansować opiekę nad zwierzętami chronionymi. Zabezpieczamy zwierzętom chorym na terenie Krakowa opiekę weterynaryjną poprzez podpisanie tej umowy.
Joanna Wójcik - A gdzie na terenie Krakowa znajduje się punkt, do którego mieszaniec mógłby przynieść ranne zwierzę?
Krystyna Śmiłek - Interwencje są zgłaszane telefonicznie i rejestrowane. Czeka się nie dłużej niż 90 minut. Interwencje są zgłaszane na straż miejską, policję, straż pożarną, a następnie są przekazywane do wykonawcy umowy. Nie kontynuowaliśmy współpracy z Fundacją Dzika Klinika, ale możemy przeanalizować tę sprawę przy podpisywaniu umowy w przyszłym roku.
Joanna Wójcik - Nie chodzi o nas, ale o to, by pomaganie dzikim zwierzętom odbywało się dobrze. W umowie jest mowa: całodobowe udzielanie informacji i prowadzenie interwencji. Komenda miejska policji, straż miejska, czy komendant państwowej straży pożarnej ma udzielić wyczerpującej informacji?
Krystyna Śmiłek - Interwencja jest przekazywana do firmy, z którą podpisaliśmy umowę.
Joanna Wójcik - Ale po drugiej stronie telefonu odzywa się sekretarka z firmy, której zostało zlecone prowadzenie centrali. Kto udziela informacji?
Dr inż. Maciej Lesiak - Sposób przekazywania interwencji to przyjmowanie informacji od instytucji, nie od mieszkańców. System, że podejmowana jest interwencja i dojeżdżają ratownicy na miejsce, jest łatwiejszy niż samodzielne dowożenie zwierząt do najbliższego ośrodka.
Joanna Wójcik - To właśnie jest krótszy czas. Gdy dzwonili do mnie mieszkańcy z Krakowa, to pytałam, czy mogą zawieźć to zwierzę do pobliskiego weterynarza. Chodzi o to, by zwierzę otrzymało pomoc jak najszybciej.
- Na jaki numer mają dzwonić mieszkańcy Krakowa z prośbą o interwencję?
Dr inż. Maciej Lesiak - To np. numer 986 - straż miejska. Jeśli mieszkańcy zadzwonią do staży miejskiej, to telefon zostanie do nas przekierowany. Tak jest sformułowana umowa.
- Dzikie Pogotowie zasłynęło z nieudanej akcji odławiania łabędzi.
Dr inż. Maciej Lesiak - Jak to nieudanej? Łabędzie zostały odłowione. Interwencja została podjęta, ptak został złapany, a to że szybko i skutecznie, może kogoś zaboleć. Udzielono mu pomocy weterynaryjnej. Podczas wykonywania interwencji skorzystaliśmy z pomocy policji.
Joanna Wójcik - Dzika Klinika odłowiła 32 łabędzie w ubiegłym roku. Połowa z tych 32 przypadła na okres zimy. 15 ptaków udało się odłowić. Koleżanka powie, jak odławia się łabędzie.
Agata Żmuda - Przede wszystkim nie może tego zrobić osoba, która nie ma doświadczenia z ptakami. Należy zwabić ptaka na brzeg, najczęściej pokarmem. Można wywabić łabędzia z całego tłumu ptaków, następnie złapać go, czy za skrzydła, czy w inny sposób, by go nie przepłoszyć.
Joanna Wójcik - Nie używa się do tego czerpaka, czy jakiegoś kija z siatką na końcu. Nie trzeba stosować hukowych wystrzałów.
Krystyna Śmiłek - Prof. Kazimierz Walasz ocenił, że interwencja była przeprowadzona prawidłowo. W tej sytuacji trudno dyskutować o metodach podejmowanych przy odławianiu łabędzi.
- Trzymamy za słowo, że będzie to dobrze funkcjonować.
Małgorzata Jantos - Umowy nie powinny być podpisywane co roku, ale przynajmniej na trzy lata.