Jutrzejszy protest, który będzie miał charakter ostrzegawczy. Jakie są nastroje wśród pracowników poczty? Ile osób może dołączyć do tego protestu?
Pracownicy są bardzo zdeterminowani, jeżeli chodzi o walkę o nasze miejsca pracy i o płace. Ta determinacja jest spowodowana decyzjami zarządu. 80% pocztowców, to jest około 50 000 pracowników, od 1 stycznia 2024 roku na umowę o pracę na pełen etat ma kwotę 4 023 zł. Aby płacę minimalną otrzymać, pracodawca stosuje triki księgowe: dopłaca dodatki wyrównawcze lub premię. Nie mamy żadnego systemu motywacyjnego, bo ta premia i tak się należy. 80% pocztowców ma płacę 4 023 zł i tutaj nie ma znaczenia, czy to jest listonosz, pracownik okienkowy, naczelnik, kierownik, księgowy informatyk, co powoduje bardzo duże spłaszczenie wynagrodzeń.
Protest będzie się odbywał jutro między 8:00 a 10:00. Czy to w ogóle ktoś zauważy?
Tak mówi ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Jesteśmy na etapie mediacji z zarządem Poczty Polskiej i ustawa mówi jasno: mamy prawo jako związki zawodowe do zorganizowania dwugodzinnego strajku ostrzegawczego. Jeżeli pracodawca dalej nie będzie chciał z nami rozmawiać, mamy kolejne kroki sporu zbiorowego: zakończenie etapu mediacji, referendum strajkowe i ewentualnie strajk generalny, który wtedy może trwać nieokreślony czas.
Kiedy ten strajk generalny mógłby się odbyć?
Nie wybiegamy aż tak daleko w przyszłość. Mamy jutrzejszy strajk ostrzegawczy. Wiemy, że został zauważony i przez media, i przez polityków. Równocześnie ze strajkiem ostrzegawczym przeprowadzamy akcję wysyłania listu otwartego do pana premiera Donalda Tuska, w którym informujemy o tej tragicznej sytuacji pocztowców, jak również o zapowiadanych przez zarząd zmianach polegających na ograniczeniu dostępności do usług pocztowych, które ze zwolnieniami by się wiązały.
Co może zatrzymać strajk generalny Poczty Polskiej?
Myślę, że konstruktywna rozmowa zarządu ze związkami zawodowymi, z pracownikami, której do tej pory nie ma. Nowy zarząd z nami nie rozmawia ani nie negocjuje. w spotkaniach, które mieliśmy w tym roku, nie uczestniczył ani prezes, ani nikt z zarządu. Uczestniczą jego pełnomocnicy, ewentualnie dyrektorzy.
Mówi pan o zarobkach, które są poniżej płacy minimalnej. Ile powinni zarabiać pracownicy Poczty? Jakich podwyżek domagają się związkowcy?
W zeszłym roku złożyliśmy nasze żądania w sporze zbiorowymi o około 1000 zł. Od tej kwoty zaczynaliśmy negocjacje, ale nie otrzymaliśmy żadnej oferty. Stoimy dalej na stanowisku, że chcielibyśmy otrzymać podwyżki o ok. 1000 zł, ale jesteśmy otwarci na wszelkie rozmowy. Ze strony pracodawcy jest oferta 0 zł.
Mówimy o 63 000 pracowników poczty. 63 000 razy 1000 - tak należałoby policzyć?
Nie do końca tak, dlatego że pracodawca w związku ze wzrostem płacy minimalnej od 1 stycznia 2024 roku podniósł niektórym pracownikom to wynagrodzenie do 4 023 zł. Według informacji pracodawcy będzie to spółka kosztowało 550 milionów złotych, więc szacujemy, że żeby spełnić nasze oczekiwania, czyli podniesienie też pracownikom pozostałym, trzeba będzie dołożyć drugie pół miliarda złotych.
Czyli jak idziemy na pocztę i spotykamy w pocztowym okienku pracownika poczty, ta osoba w pana ocenie powinna zarabiać 5400 brutto?
Jeżeli by to była taka kwota, to byliśmy bardzo zadowoleni. Zawód pocztowca nigdy nie był zawodem jakoś specjalnie docenianym. W 2015 roku pocztowcy zarabiali 50 zł powyżej minimalnego wynagrodzenia. To ta stawka rekrutacyjna plus 12% premii. Dzisiaj zarabiamy poniżej minimalnego wynagrodzenia lub tylko to minimalne wynagrodzenie, więc realne zarobki pocztowców spadły o jakieś 12%. Minimalne wynagrodzenie plus 12% premii motywacyjnej, 5400 całkiem nieźle brzmi jako wynagrodzenie zasadnicze, które może otrzymać listonosz czy pracownik okienkowy. Nie są to wygórowane żądania, patrząc na odpowiedzialność, funkcję społeczną, którą pełnimy.
No i na presję płacową i rosnące płace w gospodarce narodowej.
W dzisiejszym wywiadzie pan prezes Mikosz mówi, że podwyżka 1000 zł w ogóle go nie oszukuje i zgadza się, że ona powinna tyle wynosić. Bardzo się cieszymy, że się zbliżamy do wspólnego stanowiska. Jesteśmy otwarci na podpisanie porozumienia, skoro i prezes uważa, że nie jest to wygórowane. Możemy siadać nawet dzisiaj do stołu wieczorem. Podpisujemy porozumienie płacowe na 1000 zł i i odwołujemy jutrzejszą akcję protestacyjne.
Podwyżki to jedno, z drugiej strony plany związane z restrukturyzacją i z planowaną redukcją 5000 etatów. No to jest olbrzymia liczba, nawet biorąc skalę 63 tysiące pracowników Poczty Polskiej.
I tutaj jest kolejny ciekawy wątek. Pracodawca cały czas mówi nam o jakichś planach transformacji Poczty Polskiej, nie przedstawia nam tych planów. Jedyną informacją, którą otrzymaliśmy, to jest budżetowe zmniejszenie 5000 etatów. Tutaj jest ważny jeden aspekt. Mówimy o 5000 etatów budżetowo średniorocznie, co oznacza 7 do 10 tysięcy pracowników, których poczta chciałaby się pozbyć. Pracodawca zakładał, że te zwolnienia będą się odbywały tak zwaną naturalną fluktuacją, czyli niezatrudnianiem pracowników za tych, którzy odchodzą na emeryturę i nieprzedłużaniem umów czasowych. Prezes wczoraj wydał komunikat do pracowników, iż zaczyna się wycofywać z tego pomysłu. Te redukcje zatrudnienia nie będą odbywały się w eksploatacji, czyli wśród listonoszy, pracowników okienkowych. Tam ta skala powinna być mniejsza. Ciężar redukcji ma zamiar przerzucić na pracowników administracyjnych.
To będzie taka sama skala?
Nie wiemy tego. Pracodawca nie ujawnia nam swoich planów, nie współpracuje ze związkami w tym w zakresie. Ogłosił, że przedstawi plan transformacji. Przypuszczamy, że po 9 czerwca radzie nadzorcze i pracownikom. Wtedy się przekonamy, jak ta nowa poczta ma wyglądać i jaka będzie realna skala zwolnień w Poczcie Polskiej. Myślimy, że to 5000 to jest początek tego, co pan prezes ma zamiar przeprowadzić.
Mówi pan po 9 czerwca. Wiadomo, wybory do Parlamentu Europejskiego. Niepopularne decyzje nie są w cenie przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Czy będą zwolnienia w urzędach pocztowych, czy w administracji to ludzie stracą pracę. Do tej pory nie byli jakoś specjalnie wynagradzani, teraz zostaną bez zatrudnienia. Co dalej z nimi?
Problem jest jeszcze jeden. W tym momencie zwalniamy jakąś liczbę pracowników. Nie widzimy zmiany procesów ani spadku wolumenu usług. Pozostali pracownicy będą musieli jeszcze ciężej pracować za 4 023 zł. To trochę, jak tutaj w komunikacie do klientów pisaliśmy, przypomina czas sprzed 460 sześciu lat, kiedy wymyślono pocztę i gdzie był wyzysk. Pracowaliśmy nawet nie za pensje minimalną, będziemy mieli coraz więcej pracy za te same pieniądze. Żadnej oferty nam się nie proponuje.
A czy związkowcy mają jakiś pomysł związany z tymi ewentualnymi zwolnieniami? Co z tymi ludźmi mogłoby się stać dalej?
Pracodawca tam tych zwolnień grupowych nie zaproponował. Jeżeli będzie chciał dokonać zwolnień grupowych, to mamy regulamin zwolnień grupowych i wtedy usiądzie ze związkami i mam nadzieję, że wypracujemy jakiś kompromis. Oczekiwaliśmy, że nastąpi naturalne przejście listonoszy z funkcji listowej na paczki pocztowe. Nie ukrywamy, że Poczta Polska bardzo często wynajmuje podwykonawców, którzy doręczają paczki na przykład na terenie Krakowa. Dlaczego nie mają tego robić listonosze zatrudnieni na umowę o pracę? Wystarczy wziąć samochody w leasing i zamiast jeździć listami jeździć z paczkami. Dalej utrzymujemy zatrudnienie i dalej pełnimy tę funkcję społeczną. Chciałbym też zaznaczyć, że Poczta Polska jest firmą strategiczną, jest w systemie obrony kraju, ma swoją funkcję, ma swoje przypisane zadania. Mamy przecież bazy logistyczne, mamy ogromną bazę pojazdów, które w czasie wojny mogą być wykorzystywane. Według naszej oceny, patrząc co się dzieje za wschodnią granicą, osłabianie tak strategicznego miejsca i firmy jest działaniem niepokojącym szczególnie, że w dzisiejszych czasach wojny hybrydowej wystarczy jedną wtyczkę wyłączyć i zostajemy bez możliwości komunikacji. Pocztowcy pokazali, że odgrywają ważną rolą i w czasach wojennych, kiedy broniliśmy państwa polskiego, ale też czasach Covidu, gdy wszystkie firmy gdzieś się chowały, a listonosze cały czas dzielnie obsługiwali rejony doręczeń. Część kolegów przypłaciło to życiem i zdrowiem. Te czasy są niebezpieczne, wszystkie państwa europejskie mają poczty narodowe. Te poczty nigdzie nie są rentowne. W Europie Zachodniej zaczęto dużo wcześniej dopłacać do poczt narodowych. One się zdążyły zmienić, stransformować. My jeszcze nie otrzymaliśmy żadnych pieniędzy od państwa polskiego. Poczta oczekuje na zwrot dofinansowania do usługi powszechnej za lata 2020-2021, a mamy rok 2024, w kwocie 750 milionów złotych. Jeżeli te 750 milionów złotych by się znalazło na naszym koncie, to mamy zupełnie inną sytuację. Prezes mówi minus 750, 750 państwo ma nam oddać, więc jesteśmy w okolicach zera.
Trudno pogodzić ze sobą dwie rzeczywistości. Niedawno informowaliśmy o tym, że że brakuje listonoszy, tymczasem plany zwolnienia 5000 osób mamy prezentowane.
Myślę, że klienci odczuwają to, że brakuje listonoszy. Ciągle czytamy na forach w komentarzach, ile te listy potrafią iść. W samym Krakowie w zeszłym roku brakowało około 80 listonoszy. Nie ukrywamy, że listonosze, którzy pracują, są przepracowani, są bardzo dociążeni. Muszą obsługiwać nieraz po dwa rejony doręczeń albo na zmianę chodzi po różnych rejonach doręczeń. To też powoduje osłabienie terminowości. Jeżeli znowu byśmy zmniejszyli zatrudnienie, to już nie wiem, na jakie wskaźniki tutaj zejdziemy. Zgadzamy jako związkowcy, że poczta potrzebuje transformacji, ale powinno to być robione etapami, a nie jedno cięcie i zobaczymy, czy pacjent przeżyje. Pan prezes mówi, że jest śmierć kliniczna. Nie tak się leczy pacjenta w śmierci klinicznej. Powinno się go po trochu wyciągać z tego stanu.
Posłuchaj całej rozmowy: