Premier Tusk zwołał na jutro pilne posiedzenie rządu. Tak pilne, że szef MSZ Radosław Sikorski skraca swoją wizytę w USA. Dziej się coś, o czym nie wiemy, czy chodzi tylko o decyzję ws. zmian w ustawie budżetowej, związanej z usuwaniem skutków powodzi.
- Tu chodzi o budżet. Trzeba dokonać zmian, żeby była pomoc dla powodzian i samorządów. To jest konieczne. Dlatego wszyscy wracają na to posiedzenie.
Naukowcy nie mają wątpliwości, że ta powódź, do której doszło, podobnie,jak coraz bardziej dotkliwe susze, to jest efekt ocieplenia klimatu. Pani ugrupowanie jest bardzo sceptyczne, jeśli chodzi na przykład o unijną strategię walki z tym zjawiskiem. Strategię znaną szerzej jako Zielony Ład. Może czas przemyśleć, zmienić stanowisko?
- Na pewno z niektórymi zapisami Zielonego Ładu się nie zgadzamy. Wiemy jednak, że trzeba iść z czasem i tym, co przyroda dyktuje. Zapisy niekorzystne dla obywateli staramy się omijać, odchodzić od nich. Te konieczne oczywiście poprzemy.
Powtarza pani mniej więcej to, co powtarzał często minister rolnictwa Czesław Siekierski. Można by to sparafrazować bardzo krótko, że popieramy walkę ze zmianami klimatu, niech tylko zapłaci za to ktoś inny. Miłosz Motyka tydzień temu w Krynicy mówił, że europejski Zielony Ład nie może być celem samym w sobie, on musi służyć obywatelom, musi przynosić realne korzyści gospodarcze. Ale to nie o korzyści gospodarcze właśnie chodzi, tylko o zatrzymanie zmian klimatycznych.
- Tak, ale żeby zatrzymać zmiany klimatyczne, cały świat powinien wprowadzać pewne zapisy. Jak wymogi będą tylko dla wybranych, efektu nie będzie.
Czyli jeśli dobrze rozumiem panią, jeśli Stany i Chiny nie będą robić więcej niż Unia, to Europa nie powinna robić niczego? Tylko wie pani, że jeśli tak dalej pójdzie, to za pół wieku w Polsce proso i sorgo tylko będzie można uprawiać?
- Na pewno trzeba zmienić swoje nawyki codzienne. Jak od młodych ludzi będziemy wymagać oszczędności wody, właściwego gospodarowania innymi dobrami natury, na dłużej nam tego starczy. Potrzeba tu jednak świadomości społecznej.
Chciałbym panią prosić o komentarz do głosowania pani kolegów z PSL, Tadeusza Samborskiego i Adama Dziedzica na Komisji Spraw Zagranicznych. Oni głosowali przeciwko kandydatowi na ambasadora w Armenii, Jerzemu Markowi Nowakowskiemu, którego kandydaturę przedstawił wiceminister spraw zagranicznych, też z PSL, Teofil Bartoszewski.
- Tak. Nasz poseł, minister Teofil Bartoszewski prezentował kandydata na to stanowisko. Głosowanie moich kolegów z klubu nie było uzgodnione z władzami klubu. Ciężko mi się odnieść.
Podobno, tak mówią gazety, poszło o to, że pan Nowakowski zarzucał kiedyś panu Samborskiemu prorosyjskie poglądy. Trochę pachnie piaskownicą...
- Trudno mi się odnieść do osobistych animozji i uwag. Trudno o tym mówić. Faktem jest, że głosowanie naszych kolegów sprawiło, że kandydat nie został zaakceptowany. Doszło do zmian w komisji, jest jedna osoba więcej.
Wcześniej była awantura oczywiście.
- W polityce się rozmawia, czasem się kłóci. To się zdarza.
Zbigniew Ziobro poinformował, że składa zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez "funkcjonariuszy państwa podległych Donaldowi Tuskowi" za ujawnienie opinii biegłego lekarza, który uznał, że może zeznawać przed tą komisją. Jak pani oceni to, że dziwnym trafem ta opinia trafiła do mediów? To jest ujawnienie tajemnicy lekarskiej.
- Ja nie będę dyskutować z decyzją lekarza. Nie jestem lekarzem.
Nie o to pytam. Pytam o ujawnienie opinii.
- Opinia nie powinna być ujawniana. Przewodnicząca komisji powiedziała, że do przesłuchania dojdzie. Jest termin. Przesłuchanie będzie z zachowaniem zasad narzuconych przez lekarza, który wydał opinię. Praca komisji będzie wyglądała inaczej niż przy innych przesłuchaniach do tej pory.
Czy powinno być jakieś wewnętrzne postępowanie, jak doszło do tego "wycieku"?
- Na pewno trzeba się temu przyglądnąć. Nie powinno być tak, że takie informacje się przedostają do opinii publicznej.
Teraz komisja wizowa. Wydaje się, że NIK potwierdza ustalenia komisji, że za rządów PiS do Polski przyjechało ponad 360 tysięcy osób z krajów afrykańskich i muzułmańskich. Coś w tym złego? Potrzebujemy rąk do pracy. Dlaczego nie powinni przyjeżdżać z tamtych regionów?
- Jeżeli procedura udzielania stosownych zgód odbywa się prawidłowo i nie ma niepotrzebnych zachowań, nie ma w tym nic złego. Polskiej gospodarce potrzeba rąk do pracy. Byłoby lepiej, jakby to były osoby kulturowo podobne, ale musimy być otwarci też na innych. Procedura musi zachodzić jednak bez jakichkolwiek podejrzeń.
Ale te nadużycia, podejrzenia, nieprawidłowości, to według tego, co niedawno mówił poseł Sowa, to jest kilkaset wiz, może troszkę więcej, ale na pewno nie 360 tysięcy, prawda?
- Czy to będzie 1 czy 50, taki proceder nie może się odbywać. Są procedury, których muszą przestrzegać wszyscy – urzędnicy i osoby starające się o wizę.
Mówi coś pani nazwisko Andrzej Hawranek?
- Nie.
Chodzi o informację z nocy, która wypłynęła w Krakowie. Andrzej Hawranek to jest były wieloletni radny krakowskiej Koalicji Obywatelskiej, który przegrał ostatnio konkurs na szefa małopolskiego Sanepidu. Pani partyjny kolega, wojewoda Krzysztof Klęczar i tak jego, a nie osobę, która wygrała konkurs, chce zatrudnić na tym stanowisku. Nie, żebym porównywał, ale sporo państwo mówili ostatnimi laty o tłustych kotach...
- Nie umiem się odnieść. To nowa dla mnie informacja. Jestem w Warszawie. Nie mam kontaktu z Krakowem teraz. Wojewoda jest odpowiedzialny, doskonale konsultuje każdą decyzję ze swoimi urzędnikami. Nie mam powodu, że twierdzić, że te decyzje wzbudzają wątpliwości. Wiedzy jednak nie posiadam.
Czy jeśli ktoś wygrywa w konkursie na dane stanowisko, to nie powinien jednak obejmować tego stanowiska?
- Może jest inna sytuacja i inny powód, który sprawia, że osoby powołać nie można? Przy konkursie nie wymaga się wszystkich orzeczeń. Ufam wojewodzie. Jak ma wątpliwości, musi mieć jakieś podstawy.
Pan wojewoda Klęczar wcześniej mówił, że dla niego na to stanowisko, czyli szefa małopolskiego Sanepidu, w ogóle nie musiało być konkursu, a jeśli chodzi o pana Andrzeja Hawranka, to po prostu takiego szefa Sanepidu chciałby mieć.
- Skoro wojewoda tak mówi, pewnie tak jest.