Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką Koalicji Polskiej, przedstawicielką PSL, Urszulą Nowogórską.

 

PSL apeluje, żeby regułą było, że prezesem NIK zostanie przedstawiciel opozycji. Dlaczego podczas 8-letnich rządów z PO nie wprowadzili państwo takiego rozwiązania?

- Nigdy nie było takich sytuacji. Dzisiaj widzimy głęboką kłótnię instytucji państwa. Tego wcześniej nie było. Jako Koalicja Polska zwróciliśmy się z wnioskiem o zwołanie komisji ds. kontroli państwowej i spotkanie Prezydium Sejmu. Dzisiaj odbywa się spotkanie marszałek Witek z prezesem NIK. Zobaczymy, jakie będą wnioski i co będzie dalej.

 

Co miałaby zbadać komisja ds. kontroli państwowej? Szefa NIK badają już przecież służby.

- Tak, ale prezes NIK nie zajmuje wysokich stanowisk od dzisiaj. Był ministrem finansów, szefem KAS. To chore, że dopiero teraz ktoś szuka nieprawidłowości. Ktoś, kto zajmuje tak ważne stanowiska, przechodzi jakąś kontrolę. Coś się stało, że w pewnym momencie mechanizmy nie zadziałały. To trzeba rozwiązać. Trzeba dojść do wspólnych konkluzji. Nie może być tak, że jest wielka kłótnia instytucji państwa. To destrukcyjne dla działania państwa.

 

W pani ocenie immunitet prezesa NIK został naruszony? Pytam o kontrole w mieszkaniach i gabinecie Mariana Banasia.

- Prezes NIK posiada immunitet. Instytucja jest z natury niezależna. W jakim trybie doszło do tych kontroli? One są prawidłowe? Sejm nie uchylił immunitetu panu Banasiowi. Trzeba się zastanowić, czy to tak powinno wyglądać.

 

Czego pani oczekuje od dzisiejszego spotkania marszałek Witek i Mariana Banasia?

- Jako kobieta i poseł chciałabym, żeby doszło do uspokojenia wielkiego napięcia, które obserwujemy. To zaburza działanie państwa, wzbudza emocje społeczne. Mam nadzieję, że dojdzie do wyjaśnienia pewnych kwestii. Marszałek Witek powinna określić formułę postępowania, prezes NIK się wypowie w kwestiach, o które jest oskarżony. Nikt z posłów nie zna treści raportu. Nie wiemy, jakie na prezesie NIK ciążą zarzuty. My w pewnym momencie płyniemy z prądem informacji, ale nie jesteśmy pewni, jakie wnioski należy wyciągać. Kłótnia niczemu nie służy. Chcemy żyć w spokojnym państwie demokratycznym, szanującym prawa i obywateli. Należy wyciszyć tę sytuację, wątpliwości wyjaśnić. Mam nadzieję, że dzisiejsze spotkanie rozpocznie tę drogę.

 

Wczoraj Władysław Kosiniak-Kamysz przekonywał w Małopolsce, że Rzeczpospolita jest kobietą i obiecywał wyrównanie szans kobiet na rynku pracy. O ile procentowo mniej kobiety w Polsce zarabiają od mężczyzn?

- Jestem kobietą, która na to nie zwraca uwagi. Uważam, że nasze matki, nasze kobiety, pracownice są bardzo rzetelne, wykształcone. Może mało dopuszczane jesteśmy do pewnych sfer życia. My same w sobie się obronimy wiedzą i doświadczeniem. Dlatego ta kwestia, o której nasz prezes wspomniał, budzi emocje. To powoduje, że kobiety głośniej powiedzą, że są wartościowe.

 

Średnia różnica w wynagrodzeniu sięga 7%. Średnia unijna to 16%. W Niemczech kobiety zarabiają 20% mniej od mężczyzn. Jakie rozwiązania pomogłyby kobietom na rynku pracy?

- Mówię jako kobieta czynna zawodowo. Gdyby doszło do tego, że kobiety będą mogły zajmować stanowiska, które będą dawały możliwość podejmowania ważnych decyzji, z uwagi na wiedzę, doświadczenie… Kobiety łagodzą obyczaje. Zrównanie tego dla kobiet da możliwość wkroczenia w życie zawodowe pełną piersią. Czasem w życiu względy rodzinne nie zawsze dają nam możliwości podejmowania pracy w pełnym wymiarze. Mam nadzieję, że regulacje Władysława Kosiniaka-Kamysza dadzą nam wejść w to pełną parą. Być może doprowadzi to do takiego stanu, że wynagrodzenia kobiet i mężczyzn będą na podobnym poziomie i nie będzie widocznej różnicy. Mężczyźni tak samo są doskonale przygotowani do wypełniania ważnych funkcji w państwie, ale kobiety nie są gorsze. Chcemy traktowania na równi. Mamy duże doświadczenie życiowe i zawodowe. Czasem trudno podjąć pracę równolegle z życiem rodzinnym, ale chcemy to robić. Naszym ambasadorem jest prezes Kosiniak-Kamysz.

 

Poparłaby pani projekt emerytury stażowej, 35 lat stażu pracy dla kobiet?

- Tak. Prezes Kosiniak-Kamysz i Koalicja Polska taki projekt złożyli. Jest on podobny do projektu prezydenta. Tu możemy się porozumieć.

 

Są prowadzone rozmowy ws. paktu II tury, na wzór paktu senackiego?

- Z tego co wiem chyba nie. Mówi pan o II turze wyborów prezydenckich.

 

Tak, o ile taka będzie.

- Zobaczymy. Ludzie decydują, kto będzie prezydentem, jakie będą losy kampanii. Wielką pokorę zachowuję do decyzji wyborców. Oni podejmą bardzo dobrą decyzję. W gąszczu kłótni PSL i nasz kandydat to jest centrum, które łagodzi dwie zwaśnione strony. Predyspozycje osobiste i polityczne naszego prezesa spowodują, że on w II turze będzie mógł poważnie walczyć o fotel prezydenta RP.

 

Rozumiem, że wtedy państwo będą namawiać do takiego paktu II tury?

- My namawiamy do rozmów, które spowodują, że zaczniemy się słuchać i szanować. To nasz głos partii, organizacji i naszego prezesa. Mamy zwaśnione strony, głębokie podziały polityczne i społeczne. My tego nie chcemy. Chcemy normalnie żyć, rozmawiać, słuchać się. Jesteśmy inni, to wartość, ale nie może to powodować wykluczenia. Szanujmy swoje decyzje w pokoju i poszanowaniu. My do tego zachęcamy.

 

Jest porozumienie z górnikami ws. podwyżek. Nadal nie wiemy jednak co z milionami ton polskiego węgla, które zalegają na hałdach i tańszym węglem importowanym z zagranicy. Jaki jest pomysł PSL na branżę górniczą? Co z zamykaniem kopalń?

- Do tego tematu podchodzimy z pokorą. Wiecie państwo, że Polska stoi węglem. Wszyscy mówimy o ekologii, ale tego nie da się zrobić z dnia na dzień. Niektórzy swoje życie oparli na pracy w kopalni, chcą też opieki państwa. Jako PSL jesteśmy za zmniejszeniem importu węgla, za stawianiem na naszą produkcję. Zalegające hałdy są wielkie. Dochodzą do górnych granic, gdzie nie można prowadzić wydobycia i składować węgla na hałdach. To rodzi niepokoje na Śląsku. Trzeba wypracować takie mechanizmy gospodarcze, które spowodują, że nasze wydobycie będzie dalej realizowane.

 

Czyli nie ma w planach zamykania kopalń?

- Jak możemy podejść do tych ludzi i powiedzieć, że jutro stracą pracę, bo nie są potrzebni? Tego nikt nie powie. Jesteśmy takimi samymi ludźmi. Każdy pracuje. Nie wyobrażam sobie zamykania kopalń. Ci ludzie mają rodziny, muszą żyć.

 

Kto straci na podatku cukrowym? Polscy producenci, czy wielkie koncerny, które w tej sprawie ponoć już naciskały?

- Jestem mieszkanką powiatu limanowskiego. Tam 5% powierzchni zajmują sady. Są wiśnie, jabłka. Na tym terenie uprawiana jest czarna porzeczka, aronia, marchew. Nie wiem co mówić rolnikom i sadownikom, którzy wierzą, że ich produkcja będzie brana pod uwagę. Państwo wiecie, że ostatnia ustawa sejmowa powoduje, że nikt nie opracował oceny wpływu nowego podatku w całym łańcuchu produkcji żywności na sadowników, producentów warzyw i przetwórców.

 

Będziecie państwo apelować o weto w tej sprawie?

- Oczywiście. To nasza odpowiedzialność względem rolników, sadowników i producentów napojów i produktów opartych o nasze owoce.