Na polityków Polskiego Stronnictwa Ludowego ze strony Lewicy wylewa się fala krytyki po tym, jak Ludowcy zapowiedzieli, że nie poprą projektu ustawy o związkach partnerskich zaproponowanej przez minister Kotulę. Posłanka Scheuring-Wielgus mówi o średniowieczu, w którym tkwi PSL, marszałek Czarzasty używa mocniejszych nawet słów. Są też tacy politycy Lewicy, którzy mówią, że Ludowcy boją się spotkań z proboszczem. Czy rzeczywiście wszyscy parlamentarzyści PSL mówią „nie” dla tego projektu?
- Nie po raz pierwszy Lewica nas kopie po kostkach. Przyzwyczailiśmy się. PSL ma swoje poglądy, trzymamy się fundamentów. Nie pozawalamy sobie na rewolucje obyczajowe. U nas jest jedna zasada - w takich sprawach, jak życie, światopogląd, nigdy nie ma dyscypliny głosowania. Każdy poseł i posłanka decydują sami, jak im rozum podpowiada. W sprawach związków partnerskich nie będzie dyscypliny. Nie będzie nacisków i sugestii. Każdy podejmie swoją decyzję.
Słyszymy, że są wśród Ludowców osoby, które mogłyby poprzeć projekt minister Kotuli. Ilu tych parlamentarzystów mogłoby być?
- Co do zasady trzeba rozróżnić jeden problem, nazwać go. Nie chodzi o to, czy my poprzemy, czy nie związki partnerskie. Rozmowy z lipca, w których brała udział poseł Pasławska, z uwagi na rozbieżności, zostały zerwane. Zapowiedzieliśmy, że chcemy rozwiązać problem ludzi żyjących w konkubinatach. Oni mają problem z pewnymi czynnościami administracyjnymi. Dlatego zaproponowaliśmy swój projekt ustawy, gdzie regulujemy to. Będzie to w najbliższych dniach. Chcemy rozwiązać problem dziedziczenia, wspólnego rozliczania, pochówków. Nie lubimy jednak, kiedy ktoś próbuje nas zapędzić do narożnika w ringu i mówi, że jesteśmy średniowieczem. Nie. Chcemy pomagać ludziom, ale nie chcemy być stawiani pod pręgierzem i przymuszani do tego, że ktoś oczekuje danej decyzji. Rozumiemy problem, ale chcemy to zrobić po swojemu.
Pani mówi o rewolucji obyczajowej. PSL nie zgadza się na to, by związek partnerski zawierać w urzędzie stanu cywilnego, nie zgadza się na zmianę nazwisk, no i oczywiście na tak zwaną małą pieczę.
- Mówimy o związkach jednopłciowych. Precyzujmy.
To rzeczywiście jest rewolucja obyczajowa?
- Tak na zdrowy rozum. W konstytucji jest napisane, że związek małżeński jest zawierany między kobietą i mężczyzną. Dzieje się to w kościele lub urzędzie stanu cywilnego. Jeśli ktoś ma potrzebę zawarcia takiej umowy, niech to uczyni u notariusza. Ten model tradycyjny, który jest przyjęty od lat, nie powinien być burzony. Jak są związki jednopłciowe, które chcą uregulować swój status – proszę bardzo, ale u notariusza. To osoba zaufania publicznego, nie ma tu kolizji i problemu.
Problemem jest dla pani tak zwana mała piecza?
- To głębszy problem. Jako PSL nie zgadzaliśmy się na adopcję. Jak chodzi o pieczę w związkach heteroseksualnych, toczą się dyskusje. Co do związków jednopłciowych, jesteśmy przeciwni adopcji dzieci i zawieraniu związków małżeńskich w urzędzie stanu cywilnego. Powiedzmy, żeby społeczeństwo zrozumiało. Związki partnerskie to te między kobietą i mężczyzną, ale też związki jednopłciowe. Nie zgadzamy się na pewne rzeczy przy związkach jednopłciowych. Ludzie z różnych powodów żyją w konkubinacie, wolnych związkach.
Czyli nie jest problemem kwestia tzw. małej pieczy? W projekcie nie ma zapisu o przysposabianiu dzieci. Jest tylko mała piecza, czyli jak to zapisano w projekcie, osoba w związku partnerskim jest uprawniona do uczestniczenia w sprawowaniu bieżącej pieczy nad wspólnie z nim przebywającym dzieckiem, pozostającym pod władzą rodzicielską drugiej z osób w związku partnerskim i jego wychowaniu, chyba że sprzeciwi się temu którykolwiek z rodziców.
- Tak. Jednak jeszcze jedna rzez. Polskie prawo daje możliwość opieki nad takim dzieckiem. Można to uregulować. Jak jedna osoba ma dziecko, ma do niego prawo drugi rodzic lub rodzina zstępna, wstępna. Prawda?
Rozumiem, że to będzie zapisane, doregulowane w tym projekcie PSL-u, który w tym tygodniu się pojawi?
- Urszula Pasławska powiedziała, że będzie to na dniach. Pod koniec miesiąca na pewno. W naszej ustawie sprawy pieczy nie podnosimy.
Jednocześnie politycy PSL zapowiadają, że przygotowują projekt, bo tylko taki projekt jest do zaakceptowania przez prezydenta Andrzeja Dudę. To jest trochę tak, jakby się pisało nie dla pół miliona par, które mają z tym problem, ale dla jednej osoby. Skoro mówimy o prezydencie, nawiążę do zeszłotygodniowego orędzia. Po wyborach prezydenckich drogi Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polski 2050 się rozejdą i skończy się historia Trzeciej Drogi? Takie płyną do nas informacje.
- Wiele osób już dawno wieszczyło, że Trzecia Droga szybko się skończy. Projekt obowiązywał w wyborach parlamentarnych, samorządowych. On jest skuteczny. Jak zapadnie decyzja, że projekt będzie zmierzał ku końcowi, będzie to suwerenna decyzja liderów obu ugrupowań: PSL i Polski 2050. Wielu złośliwych życzy nam szybkiego końca współpracy, ale my dobrze współpracujemy. Czasem się różnimy, ale potrafimy rozmawiać.
Sam Marek Sawicki, polityk Polskiego Stronnictwa Ludowego, mówi, że Polska 2050, która jest za tą ustawą o związkach partnerskich, skręca w lewo. Szymon Hołownia mówi, że PSL idzie na prawo. Ma przyszłość ten projekt znany jako Trzecia Droga, zwłaszcza po tym, kiedy prezydent tak dobrze oceniał szefa Ludowców? Nie nastąpi zmiana przymierza po wyborach prezydenckich?
- Prezydent powiedział prawdę, mówiąc, że minister Kosiniak-Kamysz dobrze wykonuje swoje obowiązki. Wspomniał też o ministrze rolnictwa. Kwestie polityczne pomijamy. Rozumiemy, że niedługo kadencja prezydencka się skończy i prezydent będzie szukał swojego miejsca na scenie. On chce wrócić do łask PiS, więc to podkreślał. Zabrakło mi w orędziu współpracy międzynarodowej, zadań w paktach członkowskich. Nie wszystko zostało powiedziane.
Prezydent też podpisał ustawę o dochodach jednostek samorządu terytorialnego. Jak wylicza prezydent Aleksander Miszalski, Kraków dzięki temu zyska 285 mln zł, bo dochody będą bazować na udziale w dochodach podatników mieszkających na terenie miasta. Jak wiemy, ekonomia to gra o sumie zerowej. Ktoś zyskuje, ktoś traci. Skoro Kraków zyska, kto straci?
- Patrzę przez pryzmat swojego okręgu, na południu Małopolski. Większość samorządów tu też zyskuje. Na pewno ta ustawa porządkuje wiele kwestii i da kolejną możliwość. Da szansę na wypłacenie samorządom w listopadzie 10 miliardów, które pozwolą dopiąć budżety na koniec roku. Środowiska samorządowe mocno rozmawiały z prezydentem, żeby to podpisał. Swoje zadanie samorządy wypełniły i wpisały się w słuszną decyzję. Cieszymy się. To dobra ustawa.
Rewolucja w finansach samorządów rzeczywiście?
- Inne podejście. Koniec z rozdawnictwem dla przyjaciół partii.