W badaniach przeprowadzonych dla TVP po całej sekwencji debat Rafał Trzaskowski notuje spadek poparcia aż o 8 punktów procentowych. Jak to państwo odczytują? Czy to jest efekt właśnie tych debat?
- Oczywiście, że tak. Teraz wszystko dzieje się na dużych emocjach. Było zamieszanie, chaos. To działa na odbiorców, stąd takie notowanie dzisiaj. Do końca kampanii jest miesiąc, wiele się wydarzy. 4 tygodnie to sporo czasu nie tylko w polityce, ale w życiu. Przed nami święta. Jak chodzi o emocje obywateli, one będą jeszcze bardzo różne.
W pani ocenie Rafał Trzaskowski nie powinien pojawić się w TV Republika na poniedziałkowej debacie? Jej obecność nie była powtórzeniem tego błędu sprzed pięciu lat, kiedy to debatę w Końskich organizowała TVP prowadzona przez Jacka Kurskiego.
- Widzę różnicę między TV Republika i innymi mediami. Radio Kraków i stacje publiczne bardzo się różnią. Sama przez wiele lat byłam dziennikarką radiową. Nigdy bym się nie podpisała pod tym, co się dzieje w Republice. Ludzie używają tam kłamstw, hejtu. Jak pan uważa, że to jest środowisko dziennikarskie, uznałabym pana za grzecznego człowieka. To, co oni wyprawiają na konferencjach, spotkaniach, jest niegrzeczne, chamskie, bezczelne. Tego nie powinniśmy rozważać w kategorii dziennikarzy. Mam o dziennikarzach lepsze zdanie.
Nie przeszkadza to jednak Szymonowi Hołowni. On bierze udział w debatach Republiki.
- Ja wyraziłam swoje zdanie. Uważam, że dość akceptowania takich zachowań. Jak komuś nie przeszkadza ten hejt, przepychanki i bijatyki, może to akceptować. Ja nie akceptuję przychodzenia na spotkania i rozbijania się tam, krzyczenia. Nie. Albo wchodzimy w standardy białoruskie, albo zostajemy przy demokracji, gdzie ludzie się szanują.
Mimo wszystko mają państwo żal do marszałka Hołowni, że bierze udział w tych wszystkich debatach i że rozbił piątkową debatę, pomyślaną jako spotkanie dwóch liderów sondaży?
- Każdy odpowiada za siebie. Marszałek Hołownia tak wybrał. To jest kampania. Niestety ona jest inna niż życie. Ludzie wzbudzają emocje, wywołują je. Każdy to wie. Mamy przegląd kampanii na całym świecie. Widzieliśmy, co tam się dzieje. To inny świat. Jak kampania się skończy, pewnie wróci normalność. Są jednak granice, których trzeba przestrzegać. KO się porusza w tych granicach. Tak odczytuję słowa premiera Tuska, który wyraził aprobatę, że większość rządu nie angażuje się w kampanię. Kandydaci walczą, im to zostawmy.
Mają państwo deklarację, że w drugiej turze marszałek zaapeluje do swoich wyborców o wsparcie kandydata Koalicji Obywatelskiej? Marszałek Hołownia mówi, że nie zaakceptuje kandydata polaryzacyjnego. Rozumiem, że chodzi również tutaj o Rafała Trzaskowskiego. Takie wyciągam wnioski. No i już deklaruje, że na pewno nie weźmie udziału w tym Marszu Patriotów, no bo to jest marsz Koalicji Obywatelskiej.
- To cały czas kampania. Uważam, że każdy w kampanii ma prawo walczyć o punkty dla siebie. Nauczyliśmy się wybiegać w przyszłość. Nie ma jeszcze II tury, nie wiemy, kto w niej będzie. Wierzę, że będzie tam Rafał Trzaskowski. Poczekajmy, 4 tygodnie to jeszcze wiele czasu.
Politycy Koalicji Obywatelskiej już dyskutują o tym, że konieczna będzie renegocjacja umowy z ugrupowaniami tworzącymi Koalicję 15 października? Tym bardziej że nie wiadomo, co dalej będzie z Trzecią Drogą?
- To ciągle gdybanie. Jak będzie, będziemy rozmawiać. Na razie mamy kampanię, niech ona się toczy. Koalicja pracuje, jest w porządku. Poczekajmy, aż będzie II tura, wtedy wszystko złożymy.
Poparłaby pani projekt Szymona Hołowni de facto zakazujący używania smartfonów w szkołach podstawowych? To jest pytanie do byłej wiceminister edukacji również.
- Nie wiemy, jaki ten projekt będzie. To, że warto o tym rozmawiać, powiedział nie tylko Szymon Hołownia, ale było ministerstwo, organizacje pozarządowe, nauczyciele, uczniowie. Warto rozmawiać, warto też wyciągać wnioski. Debata powinna potrwać. Polacy mają taką naturę, że jak coś jest zakazane, zakazany owoc zawsze kusi. Można wypracować takie metody działania, żeby uświadomić wszystkim, jak groźne jest przebywanie tylko w wirtualnym świecie i szukać sposobów, żeby to było bezpieczne. Chodzi o treści. To moment, żeby dyskusja była bardziej obecna w publicznej debacie, rodzice powinni w tym uczestniczyć. Musimy znać zagrożenia. Wtedy może znajdziemy kompromis. Nie łudźmy się, smartfony nie znikną. To jak korzystanie z noża. Można go wykorzystać dobrze.
Mają państwo narzędzie, jakim jest edukacja zdrowotna, nowy przedmiot, plus studia podyplomowe, między innymi przygotowywane przez Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. To jest narzędzie, żeby to ucywilizować, niekoniecznie tworzyć centrum higieny cyfrowej, o którym mówi Szymon Hołownia?
- To bardzo ważne narzędzie. Im więcej czasu upłynie, więcej osób będzie chciało, żeby to był obowiązkowy przedmiot. Jak on będzie ciekawy, a chyba tak będzie, będzie poważany i zaczną się zmieniać zdania. My ciągle debatujemy w kampanii. Tutaj chęć różnienia się, podkreślania swojego zdania jest wielka. Po kampanii będzie lepszy klimat dla kompromisu.
Edukacja zdrowotna stała się ofiarą kampanii. Miała być przedmiotem obowiązkowym, będzie nieobowiązkowym. Za rok, po tej ewaluacji rocznej, trzeba będzie jednak decydować na obowiązkowy przedmiot?
- Chciałabym, żeby wszyscy rozumieli, że to bardzo ważne. Lwia część tego przedmiotu to zdrowy tryb życia. Co powoduje, że jesteśmy otyli i słabi? To jest ważne. Rodzice, nauczyciele i starsi uczniowie zrozumieją, że to bardzo ważne. Sami będą dążyli, żeby on był obowiązkowy. Potrzeba czasu, spokoju.
MEN powinno się zdecydować na wykreślenie tego zakazu obowiązkowych zadań domowych i ich oceniania? Związek Nauczycielstwa Polskiego zwraca uwagę na to, że to sami rodzice proszą o obowiązkowe zadania domowe. Nauczyciele z kolei twierdzą, że nigdy uczniowie tak słabo nie byli przygotowani do zajęć jak obecnie.
- Z drugiej strony trwa okres ewaluacji. Niech MEN to pozbiera, sprawdzi, wysłucha stron. Niech będzie debata. To pokaże, co jest dobre, co niedobre. Jestem przekonana, że trzeba szukać takiej drogi. Jak idziemy na 8 godzin do pracy, robi się z tego 9, 10 godzin. Tak samo z dzieciakami. Oni są tam wiele godzin, a po południu siedzą dalej i odrabiają zadania. Niekoniecznie poprzedni model był dobry. MEN zrobił pierwszy krok, odciążył. To nie może być jedyny krok. Jest wiele składników, choćby mądra podstawa programowa, żeby ona była elastyczna. Wiele rzeczy trzeba zrobić obok zadań domowych, żeby to się złożyło na bardziej efektywną edukację. Wiem, że nie może być tak, że dziecko jest w szkole, potem tylko do nocy robi lekcje. Nie tędy droga.
Czyli by się pani nie zdecydowała?
- Ja uważam, że czas ewaluacji jest bardzo dobry. Posłuchajmy nauczycieli, rodziców i uczniów. Każdy ma swoje zdanie. Popatrzmy na efekty.