Marek Krajewski i dr Jerzy Kawecki byli gośćmi audycji "Przed hejnałem"

 

Sylwia Paszkowska: Odwiedzili panowie Kraków w związku z premierą wspólnej książki „Umarli mają głos. Prawdziwe historie”. Czyj to był pomysł, aby ją napisać?

 

Dr Jerzy Kawecki: Pomysł zrodził się podczas naszego kolejnego spotkania. Powiedziałem wówczas panu Markowi Krajewskiemu, że zbierałem historie, które miałem okazję opiniować, różne ciekawe przypadki szczególnych zabójstw. Zwierzyłem się, że mam taką myśl, aby po przejściu na emeryturę opublikować to w formie zbioru. Spotkałem się z zaskakującą reakcją: pan Marek Krajewski powiedział, że nie ma co czekać i należy to zrobić już teraz i to wspólnie. Tak się zaczęło.

 

Marek Krajewski: Dostrzegłem w tych opowieściach wielką, interesującą siłę narracyjną. Są to opowieści, które mają w sobie wszystko to, co świadczy o dobrej historii: punkty kulminacyjne, niespodzianki. Wtedy po raz pierwszy zauważyłem, że rzeczywistość może być ciekawa. Dotąd twierdziłem, że tylko fikcja jest ciekawa. Teraz wiem, że rzeczywistość także może być ciekawa, trzeba ją tylko dobrze literacko obrobić, co starałem się uczynić.  

 

Sylwia Paszkowska: Rzeczywistość bywa nawet ciekawsza od fikcji, chociaż czasami bywa niewiarygodna.

 

Marek Krajewski: To prawda. Teraz przychylam się do tego poglądu, ale jeszcze dwa lata temu bardzo mocno bym z panią polemizował.

 

Sylwia Paszkowska: Która z tych historii, tych wybranych dwunastu, bo oczywiście było ich dużo więcej, ale z naturalnych względów trzeba było dokonać pewnej selekcji, najbardziej pana uderzyła?

 

Marek Krajewski: Jeśli można mówić o emocjach towarzyszących pisaniu tej książki, to najbardziej przejmująca była historia dwóch chłopców, którzy sprzedawali jagody na poboczu drogi. Rozpędzony samochód wypadł z toru jazdy, zmiażdżył tych chłopców. Wstrząsająca historia, ponieważ mamy do czynienia ze śmiercią dzieci. Śmierć dzieci to jest gwałt na naturze: osoby, które mają jeszcze szansę rosnąć, rozwijać się, nagle zostają z tego świata zabrane. Dochodzimy do różnych filozoficznych myśli, także  nasuwają się pesymistyczne wnioski. Tak właśnie było w przypadku tej historii, którą zatytułowaliśmy „Chłopcy z jagodami”.

 

Sylwia Paszkowska: A która historia miała największy potencjał na rozrośnięcie się do pełnowymiarowej powieści?

 

Marek Krajewski: Ostatnia historia pt. „Królowa siłowni”. Opowieść o kobiecie, która drobiazgowo zaplanowała zbrodnię, ponieważ chciała pozbyć się swojej rywalki. Nigdy nie napisałbym jednak takiej powieści, ponieważ negatywny bohater mógłby być zadowolony, że został opisany i jego czyn został rozsławiony.

 

Sylwia Paszkowska: Często bywa w naszej rzeczywistości, że zbrodniarze, seryjni mordercy stają się ikonami popkultury, bohaterami świadomości.

 

Marek Krajewski: Tak się dzieje. Wynika to stąd, że ludzie interesują się historiami kryminalnymi.

 

 

Sylwia Paszkowska: Zło fascynuje?

 

 

Marek Krajewski: Może nie tyle zło, ale rozum ludzki. Rozum śledczego, detektywa, który dochodzi do prawdy. Obaj z dr. Kaweckim jesteśmy ludźmi oświecenia przywiązanymi do rozumu. Rozum, którym się odznacza racjonalność, umiejętność wyciągania wniosków typowa dla detektywa, jest bardzo często przedmiotem zainteresowania czytelników, którzy towarzyszą detektywowi w logicznej drodze do sprawcy. Sami chcą się przekonać, czy ich przewidywania się spełniły i w tym upatrywałbym popularność kryminałów.

 

Sylwia Paszkowska: To jest wspólna książka. Dr Kawecki dał treść, a Marek Krajewski dał formę. Czy tak można powiedzieć?

 

Dr Jerzy Kawecki: W pewnym sensie, ponieważ treść to także zasługa pana Marka. Przetransponowanie suchych faktów na kolejne epizody to jest warsztat literacki.

 

Marek Krajewski: Element fikcji musiał być wprowadzony choćby z tego powodu, że negatywni bohaterowie często odpokutowali już swoje winy, żyją, chcemy wierzyć, że starają się prowadzić życie godziwe i zacne. Nie chcieliśmy ich stemplować i sugerować, kim mogliby być. Zmienialiśmy nazwiska, okoliczności

 

Sylwia Paszkowska: Ale chyba także z szacunku do ofiar. Ta książka jest szansą na to, by przemówili.  

 

Dr Jerzy Kawecki: Takie przedstawienie ofiar gwałtownych i nieszczęsnych śmierci ma także walor profilaktyczny: osoby, które są o krok od popełnienia takiej czy innej zbrodni, może się zastanowią i może pohamuje to ich zamiary.

 

Sylwia Paszkowska: Bo nie ma zbrodni doskonałej.

 

Dr Jerzy Kawecki: Nie ma zbrodni doskonałej - to mogę z całą pewnością stwierdzić.

 

Sylwia Paszkowska: Ale bywa tak, że pojawia się nieudolność śledczych.

 

Dr Jerzy Kawecki: Na niepowodzenie wykrycia sprawców zbrodni składa się wiele czynników. Często służby zaangażowane naprawdę dają z siebie wszystko, a prześladuje je przysłowiowy pech, stąd praktyka powracania do spraw niewyjaśnionych po pewnym czasie.

 

Sylwia Paszkowska: Z jakich powodów został pan lekarzem medycyny sądowej? Zazwyczaj młodzi ludzie studiujący medycynę chcą ratować zdrowie i życie ludzkie.

 

Dr Jerzy Kawecki: Rzeczywiście jest to specjalność dość specyficzna i moim zdaniem niedoceniana, ale dająca sporo satysfakcji. Wbrew pozorom praca lekarza medycyny sądowej ma wiele cech wspólnych z pracą lekarza praktyka, który też do pewnego stopnia jest detektywem. Jak zostałem lekarzem medycyny sądowej? Moja matka była lekarzem, specjalistą chorób wewnętrznych, a mój ociec- patomorfologiem. Nasiąkałem tą atmosferą od najmłodszych lat. Czytałem książki ojca, różnego rodzaju protokoły.

 

Sylwia Paszkowska: Często lekarze z taką specjalizacją mają czarne poczucie humoru. To ratuje?

 

Dr Jerzy Kawecki: Ta praca, jak praca każdego lekarza, nie jest pozbawiona emocji negatywnych. Trzeba być optymistą z natury, mieć mocną psychikę i dystans do tego, co się robi.

 

Sylwia Paszkowska: Ale macie swoją nomenklaturę. Jest coś takiego, jak barszcz.

 

Dr Jerzy Kawecki: To nic innego, jak krew zmieszana z płynami ustrojowymi.

 

 

Sylwia Paszkowska: Do tego pierwszego tomu wybraliście panowie dwanaście historii. Wiem, że planujecie już ciąg dalszy, bo w tej teczce materiału było dużo więcej.

 

Dr Jerzy Kawecki: Tak, rzeczywiście mamy taki zamiar.

 

Marek Krajewski: Ta książka „Umarli mają głos” to mój debiut na polu literatury faktu. Co roku pisze jedną powieść fikcyjną, czytelnicy mają okazję zapoznać się z dochodzeniami, które prowadzi Edward Popielski – bohater mojego cyklu lwowskiego i wrocławskiego. Tu jest pewna przygoda literacka. Czekam na reakcje i opinie czytelników. Jeżeli ta książka się spodoba, to dr Kawecki ma przepastne archiwum.

 

Sylwia Paszkowska: Panowie po raz pierwszy spotkali się przy okazji książki Marka Krajewskiego, którą pan chciał skonsultować z lekarzem, ze specjalistą medycyny sądowej. Marek Krajewski nie był wówczas jeszcze uznanym autorem. Nie pomyślał pan, że przyszedł panu zawracać głowę?

 

Dr Jerzy Kawecki: Nie mam takiego nastawienia do ludzi, którzy przychodzą do mnie. Pan Marek Krajewski zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie, ponieważ chciał przekonać się naocznie, jakie są warunki pracy lekarza medycyny sądowej podczas sekcji zwłok. Nie bał się wejść na salę sekcyjną, nie bał się kontaktu ze zwłokami. W pewnym momencie stał się moim współpracownikiem, protokolantem, ponieważ notował wszystkie szczegóły.

 

Marek Krajewski: Tego pamiętnego ranka, 2 stycznia 2004 roku, znalazłem się w prosektorium dr. Kaweckiego, ponieważ chciałem opisać woń, jaką wydzielają ludzkie zwłoki. Wszyscy, których pytałem, używali tych samych określeń: mdła. Mdła woń to nic nie znaczy. Chciałem wiedzieć, do czego można ją porównać. Opisałem także organa wewnętrzne, wygląd śledziony, wątroby, opon mózgowych. To wszystko mnie interesowało, bo poszedłem do dr. Kaweckiego kierowany pasją poznawczą.

 

 

Sylwia Paszkowska: Z czasem się zaprzyjaźniliście.

 

Marek Krajewski: Przychodziłem do dr. Kaweckiego z każdą moją książką i spotykałem się z życzliwością. W końcu doszło do wspólnej przygody literackiej.

 

Sylwia Paszkowska: Czy pan jako lekarz medycyny sądowej lubi czytać kryminały?

 

Dr Jerzy Kawecki: Tak, lubię kryminały, podobnie jak historie przedstawiające rozwój technik śledczych.

 

Sylwia Paszkowska: Czy panów praca: autora kryminałów i lekarza medycyny sądowej sprawia, że człowiek staje się bardziej przewidujący w życiu?

 

Dr Jerzy Kawecki: To jest niewątpliwie pewne skażenie zawodowe. To jest ten moment, kiedy wyczucie niebezpieczeństwa pojawia się znacznie wcześniej niż u innych ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy z konsekwencji sytuacji pozornie niegroźnej.

 

Marek Krajewski: Ja stałem się bardziej podejrzliwy.