Wiaczesław Wojnarowski: Na początku chciałbym serdecznie podziękować słuchaczom, pracownikom Radia Kraków za to, że w tak trudnej chwili, w ciągu tego tysiąca dni byliście razem z nami, solidarnie z Ukrainą. Dziękuję z całego serca.
Jacek Bańka: Który z tych tysiąca dni szczególnie zapamiętał pan, tu, w Krakowie?
Na pewno o każdym z tych dni można napisać odrębną książkę, ale nigdy nie zapomnę pierwszego dnia. Ten dzień był szczególnie trudny i każdy Ukrainiec ma w pamięci na pewno odbitki tego dnia w sekundach. Zamartwianie się krajem, przyszłością, rodziną, najbliższymi. To też wyzwanie, które spadło na mnie jako na konsula i na moje koleżanki i kolegów w konsulacie.
Były też dni pełnego zwątpienia?
Wróg nam nie pozostawił wyboru i od pierwszego dnia wierzyliśmy w naszego prezydenta, nasz rząd, nasze siły zbrojne i nasz naród. Wybór był bardzo prosty: albo wywalczymy zwycięstwo albo zginiemy.
Premier polskiego rządu napisał dzisiaj: „Tysiąc dni agresji rosyjskiej, tysiąc dni bohaterstwa i cierpienia Ukraińców, tysiąc dni polskiej pomocy i solidarności”. Dodałby coś pan?
Na pewno tysiąc dni odwagi, tysiąc dni tego, że wierzymy w nasze zwycięstwo. Przez tych tysiąc dni to jest też 20% okupowanego terytorium Ukrainy, 30% terytorium zaminowanego. To tysiąc dni, kiedy straciliśmy wiele córek i synów naszego narodu, którzy walczą w tej chwili o przyszłość nie tylko naszego kraju, ale całej Europy.
A jak potrzeby i problemy obywateli Ukrainy w Krakowie zmieniały się w ciągu tych tysiąca dni?
Jeżeli wracamy do tych momentów, to powinniśmy wrócić do tych pierwszych dni, tygodni, miesięcy, kiedy do Krakowa każdej doby przybywało powyżej 40 tysięcy naszych rodaków. W Galerii Krakowskiej pomagało im ponad 2,5 tysięcy wolontariuszy, Polek i Polaków różnych fachów, różnego wieku, osób, które otwierały swoje serce i domy dla naszych rodaków. I za to też szczególnie dziękuję.
A jak zmieniała się przez ten czas liczba obywateli Ukrainy mieszkających w Krakowie?
Jeszcze przed inwazją w Krakowie mogło być około 100 tysięcy Ukraińców. Wielu z tych, którzy przybyli, jechało dalej, do innych krajów i miast. Możemy powiedzieć, że w tym najwyższym momencie było na pewno powyżej 200 tysięcy Ukraińców w Krakowie.
Co o Krakowie mówią ci obywatele Ukrainy, którzy przyjechali tutaj już po rozpoczęciu tej pełnoskalowej agresji Rosji?
Dość często te opowieści czy myśli naszych rodaków zaczynają się od konkretnych ludzi. Ludzi, do których domów oni trafili; ludzi, którzy udzielili im pierwszej pomocy i naszym rannym, i żołnierzom, i cywilom, i lekarzom. Także pedagogom, którzy też w szkołach uczyli i uczą nadal nasze dzieci i studentów. Solidarność właśnie wspólnoty akademickiej Krakowa była ważna. Szczególne podziękowanie dla samorządu, i Krakowa, i Małopolski – naprawdę bohatersko się zachowali w tak trudnej sytuacji.
A czy na wzajemne stosunki choćby codzienne, sąsiedzkie wpływają relacje pomiędzy rządami obu państw? Mieliśmy kryzys zbożowy.
Już kiedyś rozmawialiśmy o tym i jestem głęboko przekonany, że więzi naszych rodaków, którzy mieszkali i czasem nadal mieszkają w rodzinach polskich, są praktycznie rodzinne i żadne fale polityczne nie są w stanie ich zrujnować.
Do systemu edukacyjnego po 1 września nie weszło około 20 tysięcy ukraińskich dzieci. Co mogło stać za tą decyzją?
To jest złożony problem. Przede wszystkim trzeba zrozumieć, że kiedy mówimy już o nastolatkach to przejście z systemu ukraińskiego, który dość poważnie się różni od systemu edukacyjnego w Polsce, to poważne wyzwanie. Wcześniej były trzy systemy, kiedy nasi uczniowie uczyli się online zgodnie z programem ukraińskim. Były też dzieci, które chodziły do szkół polskich, ale też uczniowie, którzy łączyli dwa programy. Dużo naszych rodaków wróciło do kraju, szczególnie do regionu centralnego, zachodniego, gdzie jest nie to że bezpiecznie, bo nie ma takiego miejsca na terenie Ukrainy, ale gdzie te szkoły właśnie funkcjonują.
To wszystko także odbywa się kosztem uzyskania 800+, a to jest przecież realne wsparcie dla rodzin.
Myślę, że każda rodzina wybiera sama. Niektórzy wracają do swoich domów, ale są i tacy, którzy nie mogą tego zrobić, bo tak naprawdę wiele wiosek i miast już nie istnieje. Zniknęły z powierzchni Ziemi.