Jacek Bańka rozmawiał z doktorem Bartłomiejem Bigą z Uniwersytetu Ekonomicznego:
Pierwszego lipca czeka nas częściowe odmrożenie cen za gaz i energię elektryczną. Jak bardzo będzie to bolesne?
Wygląda na to, że powinniśmy się spodziewać około 20% podwyżki. Odczujemy to boleśnie, bo startujemy z bardzo wysokiego poziomu. To, co kiedyś było zaletą naszej gospodarki i ułatwiało nam codzienne funkcjonowanie, czyli tani dostęp do energii, do prądu, do gazu to jest przeszłość. Co prawda najbiedniejsi zostaną objęci częściowo wsparciem nadal, natomiast nadchodzące podwyżki to problem dla bardzo wielu gospodarstw domowych, ale też i dla przedsiębiorstw.
Mówimy o bonie energetycznym - czy w pana ocenie dobrze zostało skalibrowane kryterium dochodowe w wypadku energii elektrycznej?
Trudno powiedzieć. Tak naprawdę zastosowano te mechanizmy, które mają pomóc najbiedniejszym i tym troszkę mniej biednym. Cały czas mamy problem z przedsiębiorcami, którzy są oparci też o inne taryfy, nie tylko te, o których mówimy dzisiaj. To nie jest tak, że problem z płaceniem rachunków to jest problem tylko tych najbiedniejszych, którzy spełniają to kryterium. Gdyby chcieć uczciwie do tego tematu podejść, to potrzebne byłoby dalsze zamrożenie. Oczywiście nie można tego utrzymywać nieskończoność, natomiast zapóźnienia energetyczne (to dotyczy głównie prądu) powodują, że wysokie ceny będą nas nękać jeszcze przez długie lata. Nie tylko dlatego, że sama energia jest droga, ale też, że potrzebujemy masę pieniędzy zainwestować w to, żeby nasza energetyka się zmieniła, co dopiero w perspektywie kilkunastu lat może stanowić dla nas jakąś ulgę.
Efekt podwyżek będzie natychmiastowy
W wypadku powrotu starej stawki VAT na żywność było tak, że rozpoczęła się wojna cenowa sieciówek i to w początkowych tygodniach było nieodczuwalne, ceny pozostały na tym samym poziomie. Niestety, tego też się można było spodziewać, po kilku tygodniach wzrosły. A jaki będzie efekt częściowego odmrożenia cen energii? Co się wydarzy po pierwszym lipca?
W tym wypadku efekt będzie natychmiastowy, ponieważ rynek energii jest silnie regulowany i wszystkie taryfy są zatwierdzane, tutaj nie będzie takich podchodów, na jakie mogły sobie pozwolić sieci spożywcze, jeśli chodzi o ceny energii, zmiany odczujemy od razu.
Jeśli chodzi o energię elektryczną to według wyliczeń, średnio 30 zł zapłaci gospodarstwo domowe, za gaz o 20% więcej, ale czy to są koszty całkowite?
Stawki dla przedsiębiorców są zatwierdzane w zupełnie innym trybie niż dla gospodarstw domowych. Na pewno był teraz moment niepewności, bo jeżeli rząd się wycofuje z tarcz, to bez dopłat to te rachunki by wzrosły o ponad 100%. Wszyscy uspokajali jednak, że tak nie będzie, ponieważ regulator rynku energetycznego wymusi obniżenie stawek w związku z tym, że na rynku globalnym ceny spadły.
Kolejny wzrost płacy minimalnej odbije się na rynku pracy?
Pierwszego lipca idzie do góry także płaca minimalna, choć tylko o około 60 zł. Jaki to będzie miało efekt, choćby dla rynku pracy?
Nasz rynek pracy okazał się bardzo odporny na podwyżki płacy minimalnej. Większość ekonomistów spodziewa się, że tak szybkie wzrosty płacy minimalnej, jakie obserwowaliśmy w Polsce w ostatnich latach, muszą skutkować nawet nagłym wzrostem bezrobocia, w Polsce coś takiego się nie wydarzyło. Z całą pewnością natomiast otworzy to presję płacową na podwyżki nie tylko dla mniej zarabiających, ale tych nieco więcej. Trudno też oczekiwać jednoznacznych deklaracji, jak długo możemy podnosić płacę minimalną. Ekonomiści nie są zgodni, są różne wyliczenia, najczęściej dotyczące stosunku płacy minimalnej do płacy średniej w gospodarce. Kiedyś uważano, że poziom między 40% a 50% jest bezpieczny, a powyżej 50%, czyli to, co już w Polsce obserwujemy, zaczyna być niebezpieczny. Są jednak kraje, które nawet zbliżają się do 60%, nic złego tam się nie dzieje, więc tutaj niestety ekonomiści niewiele mogą pomóc wcześniej, ostrzegając, że to już ten moment. Dopiero zaobserwujemy, co się stanie.
Minister mówiła, że to powinno być 60% średniego wynagrodzenia, to przesada w pana ocenie?
Wydaje się, że jest to dość ryzykowne. To by wymagało dalszych wzrostów płac i na pewno frustracji po stronie tych, którzy do tej pory byli wyraźnie powyżej płacy minimalnej, a teraz płaca minimalna ich goni. Poniekąd rozumiem, dlaczego rząd jest zainteresowany podnoszeniem płacy minimalnej. To nie tylko politycznie jest korzystne, ale też jeśli chodzi o składki, podatki. To jest sposób walki z płaceniem pod stołem. Kiedy przyjrzymy się rzeczywistości, szczególnie najmniejszych firm w Polsce to bardzo często jest tak, że na umowie jest płacami minimalna, a część wynagrodzenia jest płacona pod stołem.
Co dalej z inflacją?
Czy te czynniki, o których mówiliśmy - podwyżka cen energii dla odbiorców indywidualnych, wzrost płacy minimalnej - wpłyną na na wskaźniki inflacyjne?
Z całą pewnością. Nikt z ekonomistów nie zakłada, że ta bardzo ładnie wyglądająca w ostatnich miesiącach inflacja się utrzyma. Spodziewamy się, że będzie to przynajmniej 4 procent.
Siła nabywcza Polaków jest poniżej średniej w Unii Europejskiej. Na zakupy mamy rocznie około 4 tys. euro, podczas gdy średnia to 6,5 tys. euro. Dlaczego wciąż gonimy i nie możemy dogonić?
To jest problem, który bardzo wyraźnie widać w danych. Patrząc na siłę naszej gospodarki, na nasze pensje, coś jest nie tak. Powinniśmy zarabiać znacznie więcej, patrząc na to jak rosła wydajność pracy, jaki mieliśmy wzrost gospodarczy, to do pracowników trafiało nieproporcjonalnie mało. Można powiedzieć, że te wszystkie działania, które teraz podejmujemy na przykład podnoszenie płacy minimalnej, mają pomóc pracownikom nadrobić te zaległości, żeby ich siła nabywcza rzeczywiście wzrosła. Ja mam wątpliwości, czy robimy rzeczywiście wszystko w tym kierunku. Samo podnoszenie pracy minimalnej to jest jedno, ale przecież rząd ma w swoich rękach podwyżki dla całkiem sporej w Polsce strefy budżetowej. Patrząc na reakcję właśnie, chociażby urzędników na plany podwyżek na przyszły rok to pokazuje, że rząd nie jest gotowy z pełną determinacją walczyć o wyższe pensje dla Polaków.
CPK może nam zapewnić skok cywilizacyjny
Jeszcze na koniec pytanie o coś, co wywołuje najwięcej emocji w ostatnich dniach – CPK. Za poprzednich rządów nazywany skokiem cywilizacyjnym, impulsem dla naszej gospodarki. Teraz nowy rząd zmienia nieco koncepcję, to jest już nowe CPK, ale nie odchodzi od planów budowy lotniska w Baranowie i rozwoju kolei. W jakim wymiarze będzie to impuls gospodarczy?
Skuteczna realizacja CPK to wielki projekt, który rzeczywiście dla Polski byłby czymś, co pozwoliłoby się wyrwać z problemów, pozwoliłoby nam wejść na jeszcze wyższy poziom i dlatego czy wam kciuki za ten projekt. Natomiast i poprzedni i ten rząd popełniają szereg błędów, bo chcą realizować za dużo, a przez to rozmywa się efekt skali, który chcemy osiągnąć w Baranowie. Poprzedni rząd chciał mieć CPK i zarazem budował lotnisko w Radomiu, co nie miało żadnego sensu. Teraz słyszymy o tym, że będziemy budować CPK, ale rozbudujemy też Modlin i Okęcie. Wszyscy specjaliści od biznesu lotniczego mówią, że tworząc taki hub, nie ma miejsca na podobne lotniska w okolicy. Projekt, który w swoim założeniu może stanowić dużą zmianę, zostanie trochę rozmyty. Jeżeli zachowamy możliwość sensownego dojazdu kolejowego, to wtedy rzeczywiście na duży skok cywilizacyjny możemy liczyć.
Czy skok także dla naszych przedsiębiorców?
To jest potężny problem zamówień publicznych, które będą realizowane przy tak dużym projekcie. Mam nadzieję, że będziemy w stanie prowadzić to rozsądnie i że będzie to impuls. Jest już sporo infrastruktur, autostrady się krzyżują niedaleko Baranowa. Przedsiębiorcy nie tylko związani z budowaniem tej infrastruktury mogliby na tym zyskać, bo coraz głośniej mówi się, że w takim wypadku między Warszawą a Łodzią powinna powstać wielka strefa ekonomiczna. Nie strefa ekonomiczna w tym rozumieniu, że będzie zwolniona z podatków, tak jak robiliśmy to do tej pory, tylko będzie tak dobrze skomunikowanym miejscem, z tak dobrą siłą roboczą, wykształconą, innowacyjną, że to będzie nowe serce przemysłowe Europy.