Z Krzysztofem Szczerskim rozmawiał Jacek Bańka.
Wzniesie pan jutro toast za 10 lat w Unii Europejskiej?
Nie przypuszczam, aby członkostwo w organizacji międzynarodowej było okazją do toastów. W dużym stopniu zaczynamy nadmiernie entuzjazmować się czymś, co jest faktem politycznym. Co trzeba poddać pewnemu bilansowi. Nad czym trzeba pracować, a nie robić z tego święto. To zacznie zastępować inne świeckie tradycje.
Nic się u pana nie zmieniło przez te 10 lat?
Oczywiście, że zmieniło się na lepsze. Pan Bartoszewski kiedyś powiedział, że Polska jest brzydką panną bez posagu i powinna się cieszyć, że jakiś kawaler na nią spojrzał – to skandaliczne słowa. Powinniśmy dziękować, że Unia nas przyjęła – nie. To był taki sam interes dla krajów starej Unii, jak i dla nas. To był fakt polityczny. Wiele zmieniło się w Polsce, ale zmieniło się pracą Polaków. To my pracujemy nad tym, żeby Polska była lepsza. Nikt za nas tej pracy nie wykonuje. To my sobie dziękujmy za 10 lat ciężkiej pracy w Unii.
To taki optymizm ostrożny. Zamiast szampana... "szampańsko igristoje"?
Nawet tak nie żartujmy. Teraz są wystrzały nie z szampana, a z pocisków, realne, na Ukrainie. Trzeba patrzeć na rzeczywistość realnie, a nie lukrować. Aż może zemdlić od tej słodyczy.Tak jak patrzę na słynny spot, który dla mnie jest sucharem roku, żenadą absolutną - łany zboża, które falują dzięki temu, że jesteśmy w Unii Europejskiej...
Ale władze małopolski wylicząja: 28 miliardów złotych w ciągu 10 lat tylko dla Małopolski. W tym w ciągu 6 lat miliard na same drogi, 2000 nowych firm i tak dalej.
Dobrze, ale postrzegamy siebie jako dziadów kalwaryjskich, którym ktoś dał pieniądze i dlatego możemy istnieć. Jak tak na to patrzy marszałek Sowa, to niech się uda jako dziad kalwaryjski do Kalwarii, a nie zabiera się za rządzenie Małopolską. Pieniądze do Małopolski przychodzą nie dlatego, że jesteśmy biedni i fundusze strukturalne wpływają do Polski z racji naszej biedy. Takie są mechanizmy polityki europejskiej. Te fundusze docierają do różnych rejonów w całej Europie. Nikt za to tak nie dziękuje i nie ekscytuje się tym, jak marszałek Sowa i Platforma Obywatelska... 80 centów z każdego euro, które spłynęło wraca do tych krajów, które do tego budżetu najwięcej łożą. W kontraktach, jakie wykonują na terytorium Polski za te pieniądze. Te pieniądze przepływają, a nie zostają. Co zostaje z nich jako powód do przyszłego rozwoju: infrastruktura, przemysł? O tym należy rozmawiać. Po 10 latach - czy zbudowaliśmy taki przemysł, że bezrobocie będzie malało trwale.? Czy zakłady pracy powstają, czy nie?
To co się udało w ciągu tych 10 lat w Małopolsce?
Trochę udało się inwestycji strukturalnych, ale nie za wiele. Nie polepszyły realnie samopoczucie Małopolan, że Małopolska jest już województwem o dobrej infrastrukturze: kolej słaba, północna obwodnica Krakowa - to wszystko jest przed nami. Trochę udało się jeśli chodzi o ratowanie zabytków i infrastrukturę kulturalną. Powtórzę – to istotna praca Polaków. To, że otworzyły się rynki europejskie dla naszych produktów. Zniknęły bariery handlowe, zniknęły bariery w podróżowaniu . My, Polacy jesteśmy przedsiębiorczy.
Zamykamy bilans. Przyjdzie pan na piknik trzeciomajowy przygotowany przez wojewodę na Błoniach?
Jestem u siebie w okręgu wówczas na mszy, czyli w Chrzanowie. Później postaram się być, i jednocześnie zapraszam, na marsz patriotyczny od Krzyża Katyńskiego po Grób Nieznanego Żołnierza. Będzie to bardzo radosne manifestowanie patriotyzmu i przywiązania do Polski, dbania o tradycję – obchodów 3 maja. Wszystkich Małopolan zapraszam.
To te obchody. Zostanie pan w Krakowie i pójdzie na Błonia?
Mam dość sceptyczny stosunek do tego hasła, że w majówkę "sztandary zwinąć - grill odpalić". Wojewoda, prezydent, bojąc się obywateli i mieszkańców, starają się ukryć obchody pod pozorem jakiegoś pikniku. Na piknik zawsze jest czas. Majówki robić można cały maj.
Ale co w tym złego? Marszy i pochody źle się nam kojarzą?
Może wojewoda boi się Polaków, którzy manifestują i nie chce z nimi się spotkać. Piknik może organizować każdy. Natomiast władza publiczna powinna zorganizować państwowe obchody, które by temu dniu nadały charakter patriotyczny, wspólnego narodowego uczczenia 3 maja, a nie zabawy w niego.
Śpiewy patriotyczne są w planie.
To nie jest zabawa w 3 maja, to nie są orły czekoladowe... to nie jest poważne. Poważne władze, które chcą budować wspólnotowy patriotyzm organizują to, o co za komuny walczyli krakowianie pałowani przez milicję, żeby móc mieć patriotyczny przemarsz przez miasto z okazji 3 maja. To, co udało się w wolnej Polsce wywalczyć i utrzymywać, wojewoda mając dyskomfort, gdy spotykał się z Polakami, którzy niekoniecznie go lubili i mu klaskali, zlikwidował te obchody i udaje, że tradycji nie ma.
A może to są obchody komplementarne? Trzeba i pikników, i pochodów?
Nie mam nic przeciwko, temu, że Polacy 3 maja tak obchodzą, bawiąc się. Żal mam do władz publicznych, że nie potrafią stanąć na wysokości zdania. Tylko z powodu osobistej niechęci kilku osób, co powoduje, że Kraków jest pozbawiony elementów, o które za komuny walczono, a całą wolną Polskę można było to organizować. Panu wojewodzie przeszkadza marsz?
Zapytamy o to wojewodę pojutrze. Jak pan zagłosuje w referendum: na zimowe igrzyska olimpijskie, ścieżki, metro?
Pytanie czy chcę, żeby Kraków był bezpieczniejszy, obraża moją inteligencję. Pytania tego typu pokazują rozwój intelektualny radnych Platformy Obywatelskiej. I te pytania pojawią się w referendum, na które idą pieniądze z kasy publicznej. Mam z tym problem, bo uważam, że Małopolska i Kraków powinny być gotowa do tego, żeby organizować wielkie przedsięwzięcia, takie jak ZIO. Natomiast, jak widzę, jak to jest zorganizowane... Zamiast zrobić poważne przygotowania, odkręcono kurek z pieniędzmi, jak w wodopoju, do którego podchodzi coraz więcej cwaniaków fundujących sobie za to namioty sferyczne i wysokie pensje – robi mi się niedobrze.
Czyli dziś jest pan na "nie"?
Jeśli to będzie referendum na "nie", to za to odpowiedzialny będzie komitet organizacyjny. Z zaszczytnej idei zrobiono rzecz śmierdzacą. Referendum na "nie" będzie ich winą.