O Janinie Kosmowskiej wiadomo najmniej. Mam nadzieję, że odezwą się jej bezpośredni potomkowie, ponieważ nie miała dzieci, ale miała wiele sióstr i opowiedzą coś więcej. Pochodziła z zaboru rosyjskiego i z całą pewnością wiemy o niej tylko tyle, że jej rodzina pochodziła z Warszawy. To była dość prominentna rodzina. Janina zaczęła zajmować się farmacją. Wiemy, że praktykę odbyła w Łęcznej. Nie wie o tym Łęczna, ponieważ pisząc tę książkę, próbowałam ustalić, gdzie ta apteka mogła się znajdować. Łęczna to niewielkie miasteczko. Ileż tamtych aptek mogło tam być pod koniec XIX wieku?. Nie udało mi się tego ustalić i osoby związane z historią Łęcznej były zaskoczone, że ja takie pytania zadaję, więc tutaj niestety niewiele się udało dowiedzieć.
Wiadomo, że razem ze swoimi koleżankami przyjechała do Krakowa w 1894 roku i razem z nimi podjęła studia, ale była tą trzecią, jakby z zewnątrz. Znały się, lubiły i dużo o sobie wiedziały. Jadwiga Sikorska po tym, jak wyszła za mąż, używała nazwiska Klemensiewicz, więc podpisała swoją książkę jako Jadwiga Klemensiewiczowa. Wspomnienia wydała tuż przed śmiercią. Książka nosi tytuł "Przebojem ku wiedzy" i opisuje całą wyboistą drogę na Uniwersytet Jagielloński. Dużo dowiadujemy się o Stanisławie Dowigiałło, ponieważ łączyła ją z nią bardzo bliska więź i bardzo się lubiły. A o Janinie wiemy najmniej, natomiast jedno jest pewne - we trzy realizowały potrzebę zdobywania wykształcenia, uczenia się w sposób nieformalny, opierając się na strukturach Uniwersytetu Latającego w Warszawie. To one odpowiedziały na wezwanie Kazimiery Bujwidowej, która w 1894 roku uznała, że wieloletnie zabiegi polityczne, towarzyskie, nie tylko w Krakowie, ale też w Wiedniu, jej męża Odona, przygotowały grunt pod to, żeby zadać UJ-otowi pytanie, czy w ogóle przyjmie je na studia.
Kazimiera Bujwidowa zorganizowała akcję pisania listów, aplikacji na UJ. Kobiet zgłosiło się około 60. Czasem pisały same, czasem w grupie. Zdaniem Uniwersytetu aplikacji było tak dużo, że wybrano trzy kobiety, którym pozwolono pojawić się na uczelni w październiku 1894 roku, czyli dokładnie 130 lat temu. Mogły pojawić się jako hospitantki, czyli wolne słuchaczki. Co to oznaczało? Mogły zdawać egzaminy, ale ich stopnie nie miały żadnego znaczenia, ponieważ nie mogły zdawać egzaminu magisterskiego. Mogły uczestniczyć w zajęciach, ale teoretycznie, bo dla własnej satysfakcji. Ale nie były w ciemię bite i od samego początku prowadziły spis wszystkich przedmiotów, w których uczestniczyły; stawały do egzaminów i brały od profesorów wpisy ze stopniem. Zresztą stopnie miały doskonałe i kiedy już w Wiedniu pojawiła się możliwość, że kobiety mogą zdawać egzamin magisterski, wróciły na Uniwersytet Jagielloński z tym całym spisem stopni i w 1894 roku zdały egzamin magisterski. Wtedy nie wiadomo było, że to się tak potoczy, więc szły tam dla siebie.
Są dwa takie nazwiska, które są dla mnie solą w oku. Teodor Rydygier, czyli patron miejskiego szpitala, wybitny chirurg i jego dokonania na polu chirurgii oczywiście nikt nie umniejsza. Natomiast naprawdę dużo czasu i energii poświęcał na to, żeby kobietom uniemożliwić zdobywanie wyższego wykształcenia. Jest autorem słynnego cytatu: "Prędzej mi włosy na dłoni wyrosną, niż się zgodzę, żeby jakaś kobieta była w mojej sali wykładowej". Dożył czasów, kiedy musiał wręczać kobietom dyplomy magisterskie i doktoranckie, ponieważ to się bardzo szybko później potoczyło. Robił karierę na uczelni, więc biedaczek musiał na to patrzeć i w swoim autorytetem przypieczętować. Druga taka postać to patron pięknego, zabytkowego parku w Krakowie i patron Centrum Kultury Młodzieży w Krakowie, czyli Henryk Jordan. Zasługi dla dzieci ogromne, ale jeśli chodzi o zasługi dla kobiet wręcz przeciwnie.
(cała rozmowa do posłuchania)