O tym, co ważne, zabawne i aktualne w postaci sprzed 100 lat rozmawiamy w programie "Przed hejnałem" z gośćmi programu. Są nimi:
prof. Krystyna Zabawa z Wydziału Pedagogicznego Akademii Ignatianum w Krakowie;
Małgorzata Zwolińska, która do przedstawienia w Teatrze Groteska przygotowała scenariusz i scenografię;
Dominika Guzek, która odtwarza w spektaklu Anię;
Adolf Weltschek, Dyrektor Teatru Groteska, który wyreżyserował Anię z Zielonego Wzgórza.
Sylwia Paszkowska: Po raz pierwszy "Ania z Zielonego Wzgórza" zagościła na deskach Groteski?
Adolf Weltschek: Tak, nie było Ani w repertuarze Groteski przez 70 lat. To nawet ciekawe, dlaczego Ania trafiła na deski teatru Groteska dopiero teraz. Nie zastanawiałem się nad tym, ale dobrze, że tak się stało, bo zarówno dwie premiery, jak i pierwsze spektakle pokazują, że widzowie bardzo na Anię czekali.
Sylwia Paszkowska: W spektaklu zobaczymy te najbardziej znane sceny z książki?
Małgorzata Zwolińska: Tak, jest i farbowanie włosów na zielono i picie soku malinowego z drugiej półki w kredensie od góry, rozmowy z Marylą i Mateuszem, awantura z panią Małgorzatą Linde, pogaduszki z Dianą.
Sylwia Paszkowska: Czy wybrała pani z książki te najbardziej znane sceny i na tej podstawie budowała scenariusz?
Małgorzata Zwolińska: Największy kłopot miałam z Gilbertem: czy w sztuce ma się on pojawić. Zdecydowałam, że pojawi się on w piosenkach, w rozmowach z Dianą.
Adolf Weltschek: Gilbert pojawia się fizycznie w ostatniej scenie, ponieważ uświadomiliśmy sobie, że chyba popełnilibyśmy błąd nie materializując, nie konkretyzując postaci Gilberta. To jest scena bez słów. Westchnienie, które pojawia się na widowni dowodzi, że postać Gilberta była oczekiwana i decyzja o jego wprowadzeniu była sensowna.
Sylwia Paszkowska: Czy pani pokolenie także wychowywało się na "Ani z Zielonego Wzgórza"? Czytała pani wszytskie części?
Dominika Guzek: To była moja pierwsza lektura w szkole podstawowej.
Sylwia Paszkowska: Myślała pani wtedy, że fajnie byłoby zagrać Anię? Pani od najmłodszych lat śpiewa, występuje, ciągnie panią na scenę?
Dominika Guzek: Tak, ale wtedy nie myślałam jeszcze, żeby zostać aktorką i że ta rola jest dla mnie.
Sylwia Paszkowska: Castingu do roli Ani nie było, mimo że rolę tę zagrały dwie bardzo młode artystki.
Adolf Weltschek: Musiały zagrać bardzo młode, innego wyboru nie było. Poprosiliśmy nasze koleżanki z PWST, aby wskazały nam dwie dziewczyny, które zagrają tę rolę i one to zrobiły bardzo skutecznie.
Sylwia Paszkowska: A jakie cechy wskazali państwo jako ważne?
Małgorzata Zwolińska: Nie trzeba było wymieniać żadnych cech, wystarczyło hasło "Ania z Zielonego Wzgórza". Rozmawialiśmy z Ewą Kaim, która powiedziała: "mam Anię, mam Dianę, mam Gilberta".
Adolf Weltschek: Istotnym kryterium, poza cechami psychofizycznymi, były też umiejętnosci warsztatowe, bo zdecydowaliśmy się na wprowadzenie wielu piosenek, które robią dodatkową atmosferę i emocje. To jest spektakl o emocjach. Obydwie Anie, i Dominika Guzek, i Natalia Hodurek, okazały się profesjonalistkami. Pracowały wspaniale, a ich warsztat jest godny podziwu.
Sylwia Paszkowska: Porozmawiajmy o książce. Jest ona najbardziej popularna w Polsce i Japonii, natomiast w samej Kanadzie, gdzie powstała, nie budzi już takiego zainteresowania.
Prof. Krystyna Zabawa: Tak, zajmują się nią głównie naukowcy. Polska premiera miała miejsce w 1912 roku i od tego czasu książka miała 75 wydań. Ta polska premiera odbyła się już 4 lata po premierze w Kanadzie. Ukazało się 13 tłumaczeń pierwszego tomu. Osobiście uważam, że w Polsce książka ta zyskała taką popularność dzięki pierwszej tłumaczce, Rozalii Bernsteinowej, choć współcześni badacze twierdzą, że tłumaczka ta odeszła daleko od oryginału łącznie z tytułem, który powinien być przetłumaczony jako "Anna z domu o zielonym dachu". Ten charakterystyczny dla Kanady zielony dach. To jest także Anna, nie Ania. Bernsteinowa zrobiła ją dużo bardziej sentymentalną dziewczynką, niż jest w istocie, bardziej romantyczną, bardziej "dziewczyńską". W oryginale jest ona dużo bardziej chłopięca. Słowem kluczem do odbioru tej książki jest wrażliwość. Jeśli pani korzystała także z innych tłumaczeń, to może dzięki temu udaje się także dotrzeć do chłopców.
Małgorzata Zwolińska: Moim celem było także zachowanie pewnej elegancji. Język sztuki to nie jest język szkolny, młodzieżowy. Gramy sztukę w kostiumach z przełomu XIX i XX wieku i język, sposób zachowania się aktorów na scenie musi być zgodny z epoką. To dotyczy także piosenek.
Sylwia Paszkowska: Pretekstem do napisania książki była notatka w prasie o pomyłce przy wysyłaniu dziecka z domu dziecka do jednej z rodzin. Zamiast chłopca przyjechała dziewczynka i tak się zaczęło. To był zresztą znany proceder, że dzieci były brane z domów dziecka właśnie do pomocy, do pracy.
Prof. Krystyna Zabawa: Pierwsze niezwykle dramatyczne wydarzenie w książce to właśnie to, że Ania przychodzi do wymarzonego domu i dowiaduje się, że nie jest chłopcem i zostanie odesłana.
Sylwia Paszkowska: Kiedy autorka opisywała Anię, to miała na myśli konkretną dziewczynę, modelkę.
Prof. Krystyna Zabawa: Ponoć jej zdjęcie wisiało cały czas na biurkiem Lucy Maud Montgomery, gdy pisała tę książkę.
Sylwia Paszkowska: Skąd wziął się fenomen Ani z Zielonego Wzgórza?
Prof. Krystyna Zabawa: To świetnie napisana postać, która odpowiada naszej wrażliwości i tęsknotom za ideałem męskim i znalezieniem bratniej duszy.
Sylwia Paszkowska: Jak się gra Anię? To jest pani pierwsza rola pierwszoplanowa.
Dominika Guzek: Gra się fantastycznie, to jest postać niezwykle barwna. To rola dla mnie. Faktycznie taka byłam, jak byłam trochę młodsza. Mogłam dużo dać Ani z siebie.
Adolf Weltschek: Natalia i Dominika - odtwórczynie roli Ani są emocjonalnie różne i oczywiście te Anie przez nie wykreowane są różne, bo rzeczywiście dużo dały ze swoich emocji tej postaci scenicznej. W moim przekonaniu warto obejrzeć przedstawienie zarówno z jedną, jak i z drugą Anią, ponieważ to są dwa zupełnie inne spektakle.
Dominika Guzek: Najtrudniejsze są sceny, w których Ania płacze. Jest płacz ze szczęścia i płacz sieroty.
Sylwia Paszkowska: Nie ma z nami Olgi Przeklasy, która zagrałą rolę Małgorzaty. Sceny z jej udziałem budzą sporo emocji wśród widzów, ale Olga Przeklasa nie podchodziła początkowo entuzjastycznie do roli zołzy, a przecież zołzy są najciekawsze.
Adolf Weltschek: Każdy aktor stara się odnajdować, i słusznie, nawet w najbardziej negatywnej postaci jasną stronę jej osobowości. Olga też tym tropem podążała.
Sylwia Paszkowska: To jest książka bardzo babska, bardzo "dziewczyńska". Pan nagle wchodzi w ten świat. Rozumie pan te emocje dorastającej dziewczynki sprzed 100 lat?
Adolf Weltschek: To jest uniwersalny model bohatera, którego archetypicznym wzorem było brzydkie kaczątko. Harry Potter też jest oparty na tym schemacie: słabego, sieroty, porzuconego, któremu udaje się odnaleźć w świecie. Każdy z nas potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, a to daje nam akceptacja środowiska. Ta postać dotyka najbardziej elementarnych potrzeb emocjonalnych każdego z nas.
Sylwia Paszkowska: Będzie ciąg dalszy?
Adolf Weltschek: W pewnym momencie w spektaklu Diana mówi: "Trudno mi się jeszcze w tym momencie zdecydować".