Crazy Best
Po robić taki szalony motocykl?
Żeby udowodnić sobie, że tym się da jeździć, że jestem w stanie to wymyślić, skonstruować, że to będzie wszystko działać. Jest jeszcze taka duma, że ktoś inny też to zauważy, nagrodzi, dostrzeże. To jest 38 motocykl, który skonstruowałem.
Podczas Mistrzostw Europy było 15 kategorii, w których startowało ponad 600 motocykli. Startowaliśmy w kategorii Crazy Best, najbardziej szalonych motocykli. Rywalizowaliśmy z 40 innymi twórcami.
Te motocykle zawsze mi towarzyszyły i myślę, że póki zdrowie pozwoli i moja kochana Gosia też mi pozwoli, to te motocykle zawsze będą.
Małgosia, Zanikowa Gosia. Żona porusza się na wózku.
Tak, porusza się na wózeczku i ona jest w ogóle motorem całego naszego istnienia wspólnego. Ten motocykl, który sędziowie na Mistrzostwach nagrodzili, nazywa się WilMa – czyli skrót od imienia i nazwiska - Wilczek Małgorzata. Jest to troszeczkę też hołd dla niej.
Na czym polega szaleństwo tego motocykla?
To jest motocykl ze względu na różnice od seryjnych modeli, nie jest dopuszczony do ruchu. Należy do kategorii Show Bike, tylko na pokazy. Można jeździć po prywatnych drogach, po parkingach. Zaraz po wystawie, bo na początku marca jedziemy też na mistrzostwa do Czech, do Pragi, zaraz po tym ten motocykl wyląduje w zaprzyjaźnionym Muzeum Rdzawe Diamenty w Ustroniu.
Ile trwało konstruowanie tego motocykla?
Mnie wydawało się, że to trwa bardzo długo, a jak mówię ludziom z branży, że zrobiłem to w 14 miesięcy, to stwierdzają, że to bardzo szybko.
Obmyślanie było wkomponowane w codzienność. Życie przy Małgosi, masaż, pomoc w funkcjonowaniu codziennym. Małgosia bardzo dużo podpowiadała, bo w poprzednim projekcie, który też został zauważony z kolei na Mistrzostwach Polski w 2022 roku, nie posłuchałem jej i ten projekt, który zrealizowałem, pomalowałem według własnego pomysłu i w opinii Małgosi i innych ludzi dużo stracił ten projekt na tym.
Teraz na przykład słuchałem Małgosi i ten motocykl nie ma w ogóle lakieru, jest z tak masywnych elementów zbudowanych, że jemu korozja nie zaszkodzi. Poza tym, tak jak zaznaczyłem, on trafi do Muzeum Rdzawe Diamenty, więc musi być trochę rdzawy, musi tej patyny nabrać. Małgosia podpowiadała, jak ma wyglądać lampa, czy mają być migacze.
Ta kobieta troszeczkę czasu ze mną już spędziła i czuje ten klimat motocyklowy i warto jej posłuchać.
Krystian Wizner na podium. Fot,. Dzięki uprzejmości gościa.
Zanikowa Gosia
Ile lat już spędziliście razem?
W tym roku będzie 28 lat.
Od pierwszego dnia poznania Małgosi wiedziałeś, że decydujesz się na związek z osobą z niepełnosprawnością. Zanikowa Gosia.
Od początku wiedziałem, że to jest osoba z niepełnosprawnością. Jeszcze się wtedy nie zagłębiałem, co to za choroba. Decyzja na tak stuprocentowe bycie ze sobą, to nie była pod wpływem chwili. Do pewnych rzeczy dojrzewaliśmy.
Jak zacząłem przychodzić do Małgosi, to nie było tak, że od razu na głęboką wodę. Jak trzeba było pomóc w siadaniu, w toalecie, to musiałem wychodzić z pokoju. To moi przyszli teściowie wtedy to robili przy Małgosi, ale stopniowo, stopniowo jak gdyby wchodziłem w te rewiry. Gosia mnie dopuszczała. To, że ja bym chciał coś zrobić, nie wystarczało. Potrzebna była jej zgoda. Trwało to może z pół roku.
Miłość miłością. Ale jak patrzyli na Ciebie teściowie? Badali, kto decyduje się na związek z ich córką?
Małgosia to jest bardzo kochliwa kobieta i ja nie byłem jej pierwszym chłopakiem, więc rodzice już swoje przeszli. Patrzyli jak na kolejnego absztyfikanta, ale musiałem mocno i długo udowadniać, że to nie jest na pół gwizdka. Że to jest na 100%. Nie sztuka rozkochać w sobie drugą osobę, a później po prostu ewakuować się z tego związku. Nie takie są moje intencje. U mnie słowo jest na pierwszym miejscu.
Opieka nad Małgosią to jest opieka 24-godzinna, to trzeba sobie jasno powiedzieć, bo w tej chwili właściwie każda czynność wymaga pomocy.
Przygotowaliśmy się do tego przez 25 lat, bo wiedziałem, że nadejdzie taki czas, że rodzice Gosi nie będą już w stanie tyle czasu poświęcać swojej ukochanej córce. Lata lecą każdemu i sami wymagają zaopiekowania, więc był taki nacisk, żeby zgromadzić pewne finanse, żeby później było na w miarę godne życie. Nie jest to wysoki poziom, ale nie zalegamy z opłatami. Uważamy, że co boskie Bogu, co cesarza cesarzowi. Z tego się wywiązujemy i jeszcze zostaje na to moje hobby i trochę na podróże wspólne.
Motocykle konstruowane w mieszkaniu
Chodzi też o higienę psychiczną. Trudno opiekować się nawet najbliższą osobą przez 24 godziny i nie mieć tej odskoczni, nie mieć tego swojego świata, żeby choćby przez moment odreagować.
Gdybym te swoje projekty tworzył gdzieś w garażu, w pomieszczeniu odległym od zamieszkania, powiedziałbym, że wychodzę na godzinę, dwie, wróciłbym po połowie dnia i nie miałbym w poszanowaniu Małgosi, zagrażałbym troszeczkę jej zdrowiu i jej codziennym bytowaniu. Małgosia wpadła na genialny pomysł, bym składał te motocykle w mieszkaniu, w sąsiednim pokoju. Pozwoliłem sobie wymienić instalację elektryczną na nowszą, która może wytrzymać obciążenie spawarki. Jest wiertarka kolumnowa i gro tych prac robię w ostatnim pokoju, łącznie z ostatecznym montażem tego motocykla. Odpada oczywiście zalewanie go benzyną, olejami, odpalaniem, uruchamianiem, bo na to nie ma zgody Małgosi i reszty sąsiadów, ale gotowa bryła powstaje w tym ostatnim pokoju.
Jest potrzeba, że Gosia mnie woła, przyjdź Krystian, pomóż mi, obróć mnie na bok, albo posadź mnie, to kwestia tylko odłożenia tych swoich narzędzi, umycia dłoni i jestem gotowy.
Wielu ludzi mi tego zazdrości. Przychodzą, patrzą, mówią: Wymarzony pokój, chłopie. Marzyłem od dzieciństwa o takim pokoju, w którym będę mógł trzymać motor. Ja to mam.
Motopomarańcza
Kolejny krok - razem jeździcie tymi motorami po świecie i to jest imponujące.
Są takie motory, które nie idą do muzeum od razu, tylko które wyruszają w świat. Motopomarańcza sprawdza się prawie od ośmiu lat i jak na razie nie szukam następcy. W tym roku mamy obiecaną taką retro podróż z moim kolegą z dzieciństwa, z którym mieszkaliśmy w tym samym bloku, każdy zakładał rodziny, te nasze ścieżki się rozeszły, ale przy ostatnich wydarzeniach udało się odnowić te relacje, zaczęliśmy wspominać pierwsze wyjazdy motocyklowe. Teraz szykujemy się na wakacje, na taki wspólny wypad, podczas którego będziemy wspominać dzieciństwo. Dużo sobie po tym obiecuję, że to będzie taki owocny, miły, spędzony czas.
Co to jest ta Motopomarańcza?
Motopomarańcza to jest połączenie wściekłego motocykla, który ma aż 163 konie, to jest Honda CBR 1100XX Blackbeard, bardzo mocna. Do tego zbudowałem ramę z zawieszeniem, zbudowałem pomocniczą ramę do opasania silnika i zbudowałem całą, w żargonie to nazywamy budę, w której siedzi Małgosia.
Dobrze się mówi: szalona jazda motocyklem, ale Małgosia musi mieć odpowiednią cierpliwość, wytrwałość, żeby jednak wysiedzieć w tej Motopomarańczy. Mówimy o osobie chorującej na zanik mięśni, która obecnie wymaga pomocy przy każdej niemal czynności.
To prawda. Tu też ogromny ukłon Małgosi w moją stronę, bo tam nie ma wygody. Wygoda może być w samochodzie. W motocyklu, gdzie są trzy koła, trzy punkty podparcia, gdzie wszystko jest niziutko zawieszone, każda nierówność jest mocno odczuwana. Zagryza zęby, ale nie chce mnie samego puścić, ja też sam nie chcę jeździć, więc coś za coś. To są takie bolesne, ale dobre kompromisy.
Małgorzata Wilczek, Krystian Wizner, Monika Meleń, Marzena Florkowska - podczas spotkania z cyklu Życie jest piękne w NCK
Nie mogę być pazerny
To nie są tylko przejażdżki niedaleko domu.
Teraz zostały nam tylko takie. Kiedyś była wyprawa do Rumunii, ale takich dalekich kierunków raczej już nie będziemy obierać. Musimy mierzyć zamiary na siły, którymi dysponujemy. Ten zanik mięśni u Małgosi nie zatrzymał się. On postępuje i tych sił nam ubywa z biegiem lat. Nie mogę być pazerny.
Każdy z nas kiedyś stanie przed taką decyzją, że nie w każdym miejscu muszę być, nie wszystko muszę mieć, co mi się zachce. Nie wszystko jest osiągalne. I tak mnóstwo osiągnęliśmy.
To jest trudny taki moment, żeby sobie powiedzieć stop?
Choroba jest taką chorobą, z którą się nie dyskutuje. Ona dyktuje warunki, nie my. Albo się załamiemy, albo po prostu po trochu będziemy rezygnować z pewnych rzeczy.
Najważniejsze, żeby ciągle być razem.
Do końca i jeszcze jeden dzień dłużej. Gdyby się dało, to wyszarpałbym to.
Są takie momenty, kiedy narzekam, jest mi ciężko, brakuje cierpliwości, ale myślę, że każdemu kiedyś pewna instalacja się przegrzewa. Ale jeżeli mam takiego dobrego ducha w postaci Małgosi obok siebie, to ta instalacja się naprawia, samoregeneruje i znowu jest dobrze.
Są takie huśtawki, ale na tej huśtawce zawsze jesteśmy razem.
POSŁUCHAJ CAŁEJ ROZMOWY
Więcej o ZANIKOWA GOSIA i dystrofii mięśniowej