Polacy w kolejkach po świadczenia zdrowotne - porady lekarskie, badania, operacje - czekają średnio o trzy tygodnie dłużej niż przed rokiem. Według tego raportu jest źle.
- Tak. Oczekiwanie na świadczenia w kolejkach, to jest taki problem, który w systemie opieki zdrowotnej istnieje od zawsze.
Dług zdrowotny
Sprawdziłem termin na wizytę u chirurga naczyniowego w Tarnowie, w poradni - najszybszy termin na taką wizytę jest za siedem lat. A do kardiologa w Małopolsce, i to nie tylko w Krakowie, mogę dostać się już w tym tygodniu. Skąd te różnice?
- Cieszę się, że zwrócił pan uwagę na wyszukiwarkę kolejkową, która jest na stronach internetowych Narodowego Funduszu Zdrowia. I zachęcam wszystkich pacjentów, żeby sprawdzać czasy oczekiwania na różnego rodzaju świadczenia. Czas oczekiwania na świadczenia wydłużył się zdecydowanie w porównaniu z poprzednim rokiem. To wynika po prostu z ograniczonych funduszy NFZ przeznaczonych na kontraktowanie świadczeń. W jakiś sposób wpływa to na limitowanie dostępności. Wiadomo, że łatwiej dostać się do specjalisty - czy to w opiece otwartej, czy w szpitalu - w dużych ośrodkach miejskich, gdzie miejsc, do których możemy udać się po świadczenie, jest więcej. Chodzi tylko o to, żeby ludzie wiedzieli, że podmiotów kontraktujących świadczenia jest całkiem sporo. Ale pacjenci często chodzą utartymi ścieżkami i wybierają świadczeniodawców rozpoznawalnych w danym miejscu.
Wspomniany Tarnów ma 100 tysięcy mieszkańców. To nie jest mniejsza miejscowość.
- W porównaniu z Krakowem - jest. W Tarnowie mogą być różne problemy związane, chociażby, z brakiem specjalistów. Proszę zwrócić uwagę, że kolejka powstaje nie tylko z powodu braku pieniędzy, bo ten aspekt wybrzmiał w naszej rozmowie. Ona może tworzyć się również dlatego, że jest kłopot z zatrudnianiem lekarzy. Jeżeli nie ma lekarza, trudno wykonać świadczenie. Nie od dzisiaj wiemy, że lekarze wybierają pracę w dużych ośrodkach.
Wspomniała pani o problemach w finansowaniu, a ja widzę, że w planie finansowym NFZ na ten rok jest prawie 200 miliardów złotych. Plan nie jest jeszcze zatwierdzony plan, ale to już jest o 10 miliardów złotych więcej niż w zeszłym roku. A będą przecież, jak co roku pewnie, nowelizacje. W roku 2020 budżet ochrony zdrowia to było bodaj 120 miliardów. Dziś 200 miliardów to mnóstwo pieniędzy. To nadal jest za mało?
- Powinniśmy wziąć pod uwagę rosnące ceny, czyli inflację. To jest pierwsza rzecz, na którą zwracamy uwagę, jeśli chodzi o wydatki. Druga rzecz - pamiętajmy, że jesteśmy po pandemii COVID, a dług zdrowotny w czasach pandemii był niezwykle wysoki. I to wpływa na kondycję zdrowotną społeczeństwa.
Skumulowane choroby
Nadal spłacamy ten dług?
- Niestety. W pandemii koronawirusa musieliśmy ograniczać dostęp do świadczeń zdrowotnych dla pacjentów kardiologicznych, neurologicznych, z chorobami neurodegeneracyjnymi… Z onkologicznymi nie, dlatego że tu są ścieżki dostępu, ale za to zupełnie stanęła profilaktyka. To wszystko wpłynęło również na rozwój chorób, w tym również chorób onkologicznych. I wytworzyło ogromny dług zdrowotny, miało wpływ na zdrowie polskiego społeczeństwa. Mówiąc wprost: mamy dzisiaj więcej osób chorujących na różnego rodzaju choroby. Bo w pandemii system ochrony zdrowia się zamknął.
I choroby się skumulowały.
- Tymczasem dane z Profilu Zdrowotnego dla Polski z 2023 roku - i mówię to jako specjalista zdrowia publicznego - wskazują, że dzięki skutecznej profilaktyce i skutecznej interwencji medycznej (gdybyśmy wzięli te dwa wskaźniki), moglibyśmy rocznie uratować 150 tysięcy ludzi. Skuteczna profilaktyka zmniejsza liczbę zgonów. Skuteczna profilaktyka mogłaby uratować, powiedzmy, całe Opole.
Czyli, de facto, najlepszym sposobem na zmniejszenie kolejek jest edukacja zdrowotna. I uczenie Polaków, żeby po prostu chodzili do lekarzy zanim te problemy się pojawią; żeby regularnie się badali, tak?
- Tak. Edukacja zdrowotna, podnoszenie kompetencji zdrowotnych od najmłodszych lat, a do tego więcej profilaktyków w systemie ochrony zdrowia (to są absolwenci zdrowia publicznego) i pieniędzy przeznaczonych na świadczenia o charakterze prewencyjnym, które mogą nas ustrzec przed chorobami.
Ważną rzecz pani poruszyła, której też chciałem dotknąć – pozostaje jeszcze kwestia wydatkowania środków i tego, na co one są kierowane. Przypomnę sprawę sprzed kilku lat: żeby wykonać operację usunięcia zaćmy, Polacy jeździli do Czech a NFZ refundował część kosztów. Kiedy resort zdrowia zniósł limity w Polsce na refundację tych zabiegów, przekierowano po prostu dodatkowe pieniądze na operacje w Polsce i problem z kolejkami się skończył. Może czasem trzeba przekierować środki, które idą – jak sama pani zauważyła – w złym kierunku?
- Dotknął pan bardzo ważnego problemu - jak efektywniej wykorzystywać pieniądze w systemie ochrony zdrowia, wpływając na skrócenie czasu oczekiwania. Doskonałym rozwiązaniem, które udało nam się przyjąć w Polsce, jest koordynowana opieka w podstawowej opiece zdrowotnej. Podmioty POZ-u, które zdecydowały się wejść do koordynowanej opieki zdrowotnej, otrzymują dodatkowy budżet - budżet zadaniowy.
Co to znaczy, że jest koordynowana opieka zdrowotna?
- To znaczy, że w podstawowej opiece zdrowotnej lekarz podejmuje współpracę z pięcioma specjalistami. Oprócz tego angażuje się wprowadzenie programów profilaktycznych. To są tacy specjaliści jak kardiolog, endokrynolog, diabetolog, nefrolog i pulmonolog.
Imponujący standard
Najczęstsze specjalizacje.
- Tak. Oczywiście lekarz rodzinny nie musi współpracować ze wszystkimi pięcioma. Może wybrać dwóch, trzech. Wszystko zależy od wielkości POZ-u, możliwości organizacyjnych nawiązania takiej współpracy. Ale ten budżet zadaniowy, te dodatkowe pieniądze pozwalają na zatrudnienie koordynatora, prowadzenie programów profilaktycznych i kontraktowanie świadczeń, bo lekarz rodzinny z tego budżetu płaci za świadczenia w tych specjalizacjach. To naprawdę mocno wpływa na skrócenie czasu oczekiwania na świadczenia endokrynologiczne (na przykład), na które długo się czeka. Ten standard z opieki koordynowanej, jeśli chodzi o czas oczekiwania na endokrynologa, jest bardzo imponujący, bo to kwestia od dwóch do czterech tygodni. Wtedy wykonuje się badania, na przykład USG tarczycy, badania laboratoryjne, potem jest wizyta endokrynologiczną, za którą płaci lekarz rodzinny. I wszystko wraca do POZ-u. Tam jest konsylium i podejmowana decyzja dotycząca dalszego leczenia takiego pacjenta.
Czyli w skrócie: nie wizyty u specjalistów, których jest za mało, a konsultacje POZ-ów, konsultacje lekarzy pierwszego kontaktu ze specjalistami, co pozwoli na rozwiązanie, przynajmniej częściowe, problemu. Trzeba po prostu dosypać pieniądze do systemu koordynowanej opieki, tak?
- Jestem przekonana, że to jest system, który trzeba wdrażać w całej Polsce. Dziś nie wszystkie placówki podstawowej opieki zdrowotnej są w koordynowanej opiece.
Skoro mówimy o czasie oczekiwania, to zwracam uwagę na element współpracy z tymi najważniejszymi specjalistami, co ma wpływ na lepszą diagnostykę, skrócenie czasu oczekiwania, ale też większą wiedzę lekarza rodzinnego na temat chorób, które mają jego pacjenci.