Zapis rozmowy Rafała Nowaka-Bończy z prawnikiem i publicystą Polityki Krzysztofem Burnetko:
Poprosiłem pana o rozmowę po pierwsze, żeby spróbować wyjaśnić, o co chodzi z immunitetem Marcina Romanowskiego, byłego wiceministra sprawiedliwości, odpowiedzialnego za Fundusz Sprawiedliwości, a po drugie żeby zastanowić się, czy zamieszanie z odmową aresztu, z opozycją nazywającą rząd Gangiem Olsena może mieć realne polityczne znaczenie, czy za chwilę wszyscy o tym zapomnimy. Zacznijmy od werdyktu sądu. Pana zdaniem sąd miał rację, odmawiając aresztowania Romanowskiego?
Moim zdaniem sąd nie miał racji, dlatego że - jak wszystko w prawie - tę rzecz można interpretować dwojako. Literalnie rzecz biorąc, przepis europejski, na którym oparł się sąd, mówi, że immunitet dotyczy działalności w czasie pełnienia mandatu, a sprawa Romanowskiego dotyczy czegoś zupełnie innego. Immunitet to nie jest narzędzie gwarantujące bezkarność zawsze i wszędzie, jest to rodzaj bezpiecznika, który ma zapewniać posłom, sędziom, eurodeputowanym komfort pracy w znaczeniu wolności od nacisków, od obaw przed naciskami w czasie pełnienia obowiązków.
Możemy zakładać, że sąd wydałby inny werdykt, gdyby nie dostał tego pisma ze Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
To pismo sprawia wrażenie standardowej odpowiedzi nieopartej na znajomości tego, czego te zarzuty, które postawiono Romanowskiemu, dotyczą. Tu prokuratora chyba zaniechała kontaktu ze Zgromadzeniem Rady Europy i wyjaśnienia Strasburga, o co w tej sprawie chodzi. Prawdopodobnie z czysto technicznego punktu widzenia wyglądało to tak, że Strasburg dostał pismo od prawnika Romanowskiego z sugestią, że jest on represjonowany i odesłał odpowiedź, jaką odesłał. Sąd moim zdaniem podszedł oportunistycznie do tej odpowiedzi i wydał werdykt, który oczywiście należy uszanować. Jest już postępowanie do Sądu Okręgowego, do drugiej instancji. Na tym właśnie polega praworządność, że jest droga odwoławcza.
Jedna kwestia – pojawiły się niepotwierdzone doniesienia, że być może Arkadiusz Mularczyk, ewentualnie pełnomocnik Romanowskiego zataili, że ten ma uchylony immunitet w Polsce. To by dosyć dużo zmieniało.
Tego dotyczy moja uwaga, że prokuratura nie próbowała wyjaśnić kulis tej sprawy Strasburgowi.
Niezależnie od tego, jak się ta sprawa zakończy, to jest poważny problem dla obozu rządzącego, który ostatnio zalicza porażkę za porażką. Jesteśmy świeżo po głosowaniu w sprawie depenalizacji aborcji, a teraz z punktu widzenia rządu, zamiast o tym, jakie na Romanowskim zaciążą zarzuty, to więcej się mówi o procedurach i zaniedbaniach.
O ile merytorycznie ta sprawa nie wygląda tragicznie, to wizerunkowo jest to dla rządu bardzo duże obciążenie. O ile twarde elektoraty zarówno Zjednoczonej Prawicy jak i Koalicji Obywatelskiej przyjmą to, co im podają ci, na których głosowali, to wyborcy, którzy oddali głos 15 października, a mniej się interesują polityką, to odbiorą to właśnie jako wielką wpadkę rządu, wpadkę prokuratury. Będą myśleć, że może coś jest na rzeczy, że rzeczywiście Romanowski jest represjonowany, a podejrzenia, które na nim ciążą, związane są z Funduszem Sprawiedliwości, to tylko element politycznej rozgrywki. Jak pan zauważył, jest to element serii wpadek - jest kwestia głosowania aborcyjnego, jest sprawa konfliktu między wydawcami a wielkimi korporacjami internetowymi, który rząd najpierw próbował zlekceważyć i stanął wyraźnie po stronie wielkich koncernów medialnych przeciwko wydawcom. Przeciwko, między innymi, tym mediom, które w trudnym okresie PiS-owskim walczyły o wolność słowa, o demokrację. Te media były w bardzo ciężkiej sytuacji, bo nie dostawały reklam ze spółek Skarbu Państwa, jechały na oparach finansowych, mówiąc potocznie, a teraz ten rząd, który w jakiejś mierze zawdzięcza im swój sukces, odwrócił się od nich. Chwilę potem premier organizuje spotkanie z wydawcami i nagle mówi, że wszystko jest do odkręcenia. Jest dyskusyjna kwestia zapowiedzi likwidacji mediów samorządowych, prowadzonych przez samorządy lokalne. To wcale nie jest tak jednoznaczna sprawa, jak to przedstawia rząd. Jest także sprawa strefy bezpieczeństwa przy granicy z Białorusią, moim zdaniem niedostatecznie wyjaśniona przez rząd. Rząd nie ma polityki medialnej, funkcję rzecznika prasowego pełni premier. Wychodzi mu to raz lepiej raz gorzej, jedzie - znowu tu użyję kolokwialnego słowa - na swojej popularności, z wieców wyborczych, kiedy pojawił się w Polsce jak zbawca na białym koniu i były entuzjastycznie przyjmowany, świetnie wypadał, ale w tłumaczeniu detali idzie mu gorzej. Nawet na czysto werbalnej płaszczyźnie widać, że premier się zacina w swoich wypowiedziach, kiedy jest dociskany przez dziennikarzy, widać, że nie zna często detali spraw. Pytanie, czy premier powinien być rzecznikiem prasowym i czy polityka, tłumacząca poczynania rządu nie powinna być bardziej profesjonalna.
Pomówmy teraz o opozycji, o Prawie i Sprawiedliwości. Wydaje mi się, że jest nowa strategia Prawa i Sprawiedliwości, które nie tylko ustawia się w pozycji ofiary - gnębionej i ciąganej po więzieniach, ale otwarcie wyśmiewa rządzących, kpi z ich skuteczności. To może im przynieść jakiś sukces, korzyści?
Myślę, że niestety może. Opozycja dostaje na tacy różne podarunki od rządu w postaci wpadek i tego, że rząd nie umie się ze swoich poczynań wytłumaczyć. Zmiana tonu w narracji Zjednoczonej Prawicy jest wyraźna, to już nie jest wysokie C, że jesteśmy represjonowani, ale są dodawane prześmiewcze zwroty typu „rząd Olsena”. Niektórzy z fighterów Zjednoczonej Prawicy nawet się w takiej roli sprawdzają, więc to może zadziałać. Z poważnej dyskusji o polityce, może dojść do tego, że rząd zacznie być wyśmiewany.
A to jest najbardziej niebezpieczna rzecz, jak się z ciebie śmieją.
Tak, to bywa dotkliwe. Zwłaszcza że rząd nie znajduje na to odpowiedzi, utrzymuje wysoki ton, że chodzi o likwidowanie strasznych zaniedbań po okresie PiS-u i Zjednoczonej Prawicy, ale to likwidowanie idzie stosunkowo wolno. Słuszne są zarzuty wobec rządu, tym razem kierowane przez jego sympatyków, że można to wszystko rozwiązywać szybciej i bardziej zdecydowanie.
Czy sposobem koalicji na problemy powinno być więcej tego samego? Minister Bodnar wymienia 20 afer, jest postanowienie o zarzutach dla byłego europosła Ryszarda Cz. za kilometrówki; na dniach do Parlamentu Europejskiego ma trafić wniosek o uchylenie immunitetu Michałowi Dworczykowi w związku z manipulacją jego skrzynką mailową, jest sprawa byłego ministra Wosia. Mamy teraz - dzisiaj i wczoraj - nagromadzenie spraw podobnych i to wszystko są rozliczenia, tylko rozliczenia.
Pojawiły się sugestie, że jest to sposób przykrywania wpadki z Romanowskim, ale PiS ma tyle na sumieniu, że w zasadzie można było - podkreślam czas przeszły - takie zarzuty stawiać dużo wcześniej. Zarzuty w sensie czysto prawnym, nie tylko jak wykonywać ruchy rozliczeniowe. Przez długi czas tych ruchów nie wykonywano i nagle jest ich wysyp. Po pierwsze te poważne oskarżenia się dewaluują jeżeli jest ich nagle w przestrzeni publicznej tyle, a po drugie może się pojawić sugestia, że próbują przykryć swoje wszystkie wpadki z ostatnich dni.
Za rok odbędą się wybory prezydenckie, na razie faworytem jest, jak się wydaje, kandydat Koalicji Obywatelskiej. Czy ta pozycja lidera sondażowego może być zagrożona? Czy PiS może mieć swojego prezydenta za rok?
Myślę, że może, oczywiście. Pytanie, kto będzie kandydatem PiS. Może się powtórzyć manewr z Andrzejem Dudą bis, czyli PiS może wystawić osobę z drugiego szeregu, za którą nie idzie odium otarcia się o rządy PiS-owskie z ośmiu lat, może to być na dodatek kandydat, który będzie przedstawiany jako osoba spoza sporu partyjnego. Do wyborów mamy trochę czasu, mogą dojść problemy czysto ekonomiczne, przez ten czas kandydat z drugiej linii może jeszcze tu sporo Koalicji Obywatelskiej namieszać. To jest bardzo poważne niebezpieczeństwo.