Rząd musi do jesieni przedstawić projekt budżetu. Do tego czasu trzeba zaproponować nowe rozwiązanie, którego na razie nie ma. "Jeśli nie będzie decyzji, nie będzie też pieniędzy" - mówił senator w porannej rozmowie Radia Kraków. Jego zdaniem takie rozwiązanie powinien przedstawić minister kultury.
Dotychczasowy, Bogdan Zdrojewski, jest jedynką PO na Dolnym Śląsku w wyborach do Europarlamentu. Jest niemal pewnie, że mandat europarlamentarzysty otrzyma. Wśród potencjalnych następców Bogdana Zdrojewskiego pada też nazwisko senatora Sepioła. Innymi typowanymi do teki ministerialnej są rzecznik rządu Małgorzata Kidawa-Błońska i wiceminister kultury Małgorzata Omilanowska
Zapis rozmowy Jacka Bańki z senatorem PO, Januszem Sepiołem.
Może się tak zdarzyć, że po raz ostatni siedzi pan w tym studio jako senator? Następnym razem będzie pan ministrem kultury?
- Ukazał się taki artykuł w Gazecie Wyborczej. To miłe, że moje nazwisko jest na giełdzie, ale doświadczenie uczy, że te pierwsze nazwiska są puszczane przez ludzi, którzy raczej nie sprzyjają.
Nie jest pan na początku tej listy. Są jeszcze dwie panie: Kidawa-Błońska i Omilanowska. Minister Zdrojewski mandat eurodeputowanego przecież odbierze.
- Panie maja pierwszeństwo. Tak. Bogdan Zdrojewski zdobędzie mandat. To problem premiera. W Polsce jest wiele osób, które zasługują na to stanowisko.
Pan jak ocenia swoje szanse?
- Nie bawię się w ułamki. Historyków sztuki i architektów nie ma w parlamencie. Do tej pory architektura nie była uznawana za część kultury. Może się to zmieni.
Gdyby został pan ministrem, to by ucichła sprawa przeniesienia pieniędzy na ratowanie zabytków z puli prezydenckiej do ministerstwa kultury?
- Ta sprawa musi być rozwiązana. Może się uda jeszcze rok uciągnąć tak, jak jest teraz. Jak nie będzie dobrego rozwiązania, to może być tak, że Kraków pieniędzy na zabytki nie otrzyma. Mój pogląd jest taki, że powinien być narodowy fundusz ochrony pomników historii. To określenie, które prezydent nadaje niektórym obiektom. Teraz ich jest około 50. Na takie rozwiązanie można znaleźć sojuszników. To mogłoby mieć koalicję. Trzeba na to przeznaczyć jednak więcej pieniędzy. W skali budżetu nie są to ogromne pieniądze, ale 100-150 milionów trzeba by dorzucić. Wtedy taki fundusz mógłby działać bez pomniejszania puli dla Krakowa. U nas powinny być wydawane teraz pieniądze. Czekają nas Światowe Dni Młodzieży. To wielkie przedsięwzięcie.
Co się stanie, jak nie będzie żadnych decyzji?
- Jak nie będzie decyzji, to nie będzie pieniędzy.
Czyli w przyszłym roku zostaniemy bez grosza?
- Jest takie prawdopodobieństwo.
Trwają jednak prace w tej sprawie.
- Rząd musi przedstawić projekt budżetu. Rok temu komisja finansów mówiła, że to ostatni rok, kiedy zabytki w Krakowie są finansowane jak wcześniej. Do tej pory nie ma innego planu.
Kto to powinien zrobić?
- To inicjatywa poselska, ale moim zdaniem odpowiedzialność spoczywa na ministrze kultury.
25 maja to także referendum w Krakowie. Zagłosuje pan cztery razy na tak?
- Tak. Chociaż z różnym poziomem entuzjazmu. Jestem entuzjastą metra. Chcę, żeby Kraków się do tego przymierzał. Jeśli chodzi o ZIO, to byłem umiarkowanym entuzjastą. Sytuacja jest jednak taka, że Kraków ma ogromne szanse i mamy uzgodnione sprawy ze Słowacją. Wycofywać się teraz to nieodpowiedzialność. Najwięcej wątpliwości mam w sprawie monitoringu. To problem kwoty, która jest tak mała, że to nie jest temat referendalny. Mówimy o 40 milionach. Dodatkowo konsekwencje społeczne monitoringu są poważne. To problem. Jak zajmowaliśmy się ustawą o izbach wytrzeźwień, to był problem kto ma dostęp do taśm, jak to przechowywać. Przy masowym monitoringu sprawy naszej prywatności mogą być naruszone. To wymaga specjalnej ustawy. Jeśli usłyszę, że grafficiarza złapano na podstawie monitoringu, to zagłosuje z pewnością na tak.
Nie brakuje opinii, że wypuszczamy Dżina z butelki.
- W USA jest problem, czy policja ma prawo używać dronów. Czy to nie jest przekroczenie granic?
Tymczasem mamy quasi-referendum na wschodzie Ukrainy. W Krakowie przewodniczący Barroso podczas uroczystości na UJ mówił, że pokój Europie nie jest dany raz na zawsze. To, co się dzieje na wschodzie Ukrainy, znajdzie swoje odbicie tutaj w Europie?
- Już znalazło. Co by nie powiedzieć o Putinie, to on mówi prawdę. On robi to, co mówi. Trzeba go tylko słuchać. Jak Putin mówi o dobrych sąsiedzkich stosunkach, to mówi o ograniczonej suwerenności. Państwa sąsiadujące nie mogą być w NATO, wchodzić do Unii i być w ich polu rażenia. Polityka Putina to zagrożenie dla Polski. Pierwszy ruch to połączenie Ukrainy, Rosji i Białorusi. My też się nieco znajdujemy w tej sferze. Może za 10, 15 lat kraje, które nie będą w strefie euro, znajdą się w Unii Euroazjatyckiej.
Skoro mamy takie zagrożenie, to jak tłumaczyć dobre wyniki Kongresu Nowej Prawicy, która chce rozsadzić Unię od środka?
- Największym wrogiem budowy ruskiego miru jest Unia i ją trzeba rozbić. Putin mówi, że to jaskinia upadku moralnego. Ktoś kto w Polsce występuje przeciwko Unii, jest poniekąd sojusznikiem tej ideologii. Przed wojną Polska finansowała ruchy pacyfistyczne w Niemczech. Jak są ruchy antyeuropejskie w Europie, to one nie otrzymują żadnej pomocy?