Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Rzuciła architekturę dla komiksu i stworzyła komiks o… architekturze

„Mord na dzielni” to debiutancki tom komiksowy Beaty Pytko i jak to zazwyczaj przy okazji komiksowych debiutów dużo tam samej autorki. Swoje doświadczenia, przetworzone i zuniwersalizowana włożyła autorka w opakowanie z napisem „thriller”. Architekturę  - jak mówi - rzuciła ze względów moralnych i w dużej mierze ten sam silnik napędził pracę nad „Mordem”. W najnowszym wydaniu audycji zastanawiamy się z autorką nad sprawczością współczesnego_ej architekta_tki, rozmawiamy o żółwiach i o tym, że rysunek to najlepiej tuszem. Zaprasza Tadeusz Marek. 

Kadr z komiksu "Mord na dzielni" | mat. prasowe

Posłuchaj rozmowy Tadeusza Marka z Beatą Pytko

Architekci, architektki mają ogromny wpływ na życie osób, nawet jeśli to nie są osoby, dla których projektują. Tymczasem w erze późnego kapitalizmu, architekci, architektki nie są w stanie bronić swoich ideałów. Chciałam pokazać ludziom postronnym, że nasze miasta przekształcają się cały czas zupełnie bez naszego wpływu, bez wpływu osób, którym na tym zależy, bo zaraz będziemy mieszkać w zupełnie innej przestrzeni. W przestrzeni bez tożsamości.

Tadeusz Marek: Beato, czy my dzisiaj będziemy rozmawiać o tym, że dobre komiksy to się biorą z frustracji?

Beata Pytko: O kurczę, chyba wszystko co dobre bierze się z buntu. Więc chyba tak. Zwłaszcza patrząc po tym, ile osób z architektury czy też innych branż ucieka do komiksu i szuka tam swojego spełnienia. Myślę, że nie tylko ja tutaj będę przykładem.

Będziemy w takim razie dzisiaj podróżować w stronę komiksu, w stronę tego komiksu, który no właśnie stał się takim twoim nowym domkiem, chyba można tak powiedzieć.

Oj tak, bardzo się tu zadomowiłam i dopóki tu nie dotarłam, to nie wiedziałam, że w ogóle na świecie jest takie miejsce dla mnie gdzieś. W architekturze czułam się z jednej strony tak, jakby to było zawód skrojony specjalnie dla mnie, ale z drugiej strony jednak cały czas coś mnie tam uwierało, nie pasowało. Musiałam szukać czegoś dalej.

No właśnie niegdyś architektka, w tym momencie komiksiara. Opowiedz o tej drodze.

Zaczęło się w sumie dwa lata temu, jak wróciłam z urlopu. I wiadomo, że na urlopie, jak się nie jest w tym coworku pracowym, to różne myśli przychodzą do głowy. Na przykład to, że się po tym urlopie już do tej pracy nie chce wracać wcale. Mi się nakładało dużo takich frustracji pracowych związanych z, można powiedzieć, charakterem pracy architektki, ale też w ogóle z tym, jak ta branża wygląda. Różnie to przedstawiają seriale. Ja słyszę na prawo i lewo, że architekci to taki prestiżowy zawód. Pewnie jest tam w tym jeszcze w ogóle tyle pieniędzy, sława i chwała. Ale koniec końców tak naprawdę każdy z nas po studiach kończy w czymś, co jest takim połączeniem trochę Januszeksu z korpo. Ciężko powiedzieć, co to jest taki twór biuro architektoniczny w Polsce, ale na pewno jedno można stwierdzić, że jest tam bardzo dużo pracy, która nie do końca idzie (w parze – pryp. Red.) ze spełnieniem zawodowym. Bo na studiach naprawdę nas nastawiano na to, że my świat będziemy zmieniać, ulepszać, że wszystko będzie takie piękne dzięki naszej pracy. A później spotykamy się z rzeczywistością, numerkami w Excelu. No i jakoś tak gdzieś tracimy po drodze siebie w tym zawodzie.

"Mord na dzielni" - kadr | Mat. Prasowe

Beata Pytko, niegdyś architektka idealistka, tak można powiedzieć?

Tak, tak. Idealistka to od urodzenia. Bo ja architektką to też chciałam być od dzieciaka. Ja sobie to po prostu wymyśliłam, zaplanowałam i przez całą podstawówkę, gimnazjum, liceum, studia przeleciałam bezrefleksyjnie. Byle wejść w ten zawód. Ja zawsze byłam taka artystyczna. Rodzice wspierali mnie w rozwijaniu moich talentów plastycznych, ale też zachęcali do rozwijania talentów matematycznych. I ja zawsze jakoś tak myślałam, matma rysunek, przecież to się tak pięknie łączy w architekturę. Nie myślałam, że jestem w stanie z czegoś zrezygnować. A przede wszystkim to myślałam, że mogę robić tylko jedną, taką najprawdziwszą, najbardziej idealną rzecz dla siebie w życiu i kompletnie olałam wszystkie inne aspekty tak naprawdę, wszystkie inne kierunki rozwoju, które mogłabym mieć przed architekturą czy też w trakcie. Ta architektura zastąpiła całe moje życie.

A zatem to jest opowieść tym bardziej tragiczna, że przepracowałaś kilka lat w tym zawodzie i pomyślałaś czy uzmysłowiłaś sobie, że to, czemu oddałaś tak olbrzymią częś życia, przestało być miejscem, do którego przynależysz, a w zasadzie miejscem, do którego chcesz przynależeć.

Zdecydowanie tak. Po prostu w pewnym momencie, po wielu latach szamotania się tak naprawdę w tym zawodzie, stwierdziłam, że to nie jest miejsce dla mnie. Miałam przed sobą dwie ścieżki, prawda? Albo tutaj zostać i próbować dostosować się i jakby zmienić swoje nastawienie, że nie jest to tylko dla idei, ale jest to po prostu zwykła praca jak każda inna. Albo rzucić to w cholerę i spełniać się gdzie indziej.

Mord na dzielni” to jest trochę opowieść o przepracowywaniu, mam wrażenie, tego etapu życiowego. Opowieść o pewnej architektce, która, a to niespodzianka, rzuca pracę w zawodzie, no i postanawia zająć się komiksem. Przyznasz mi chyba szczerze, że w momencie, kiedy rzucasz swoje życie zawodowe, w które włożyłaś tak dużo energii, siły i pracy, to nie zawsze najbardziej oczywistym rozwiązaniem jest to, że idzie się w komiks…

Nie no, oczywiście, ja na początku jeszcze trochę pobłądziłam. Po tym jak rzuciłam pracę, to myślałam, że może pójdę bardziej w design, ale w pewnym momencie przyszła taka refleksja, no kurczę, znowu będę w corpo?

Całej rozmowy posłuchaj w podcaście.

"Mord na dzielni" - kadr | Mat. Prasowe

Autor:
Tadeusz Marek

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię