Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z wicemarszałkiem Sejmu, Ryszardem Terleckim z PiS.
Co może wyniknąć z dyskusji, którą obserwowaliśmy w czasie majówki, nad wpisaniem członkostwa Polski w UE do konstytucji?
- To jest perspektywa odległa. Nie ma w Sejmie takiej możliwości w tej chwili, żeby zbudować większość konstytucyjną. Nawet jakby różne ugrupowania się porozumiały, zmiana konstytucji nie może dotyczyć jednego elementu. Z pewnością spór przeciągnąłby się na następną kadencję. Jak będzie? Czy ktokolwiek będzie mógł się z tym zmierzyć? Zobaczymy. To byłaby wielka, trudna dyskusja. Można o tym rozmawiać. W kilku krajach europejskich ten zapis istnieje, że państwa należą do Unii Europejskiej. U nas jest pewne nieprzyjemne doświadczenie z przeszłości. Komuniści kiedyś wpisali do konstytucji sojusz ze Związkiem Sowieckim. Mamy to w pamięci i źle to odbieramy. Jednak jakaś formuła, która by jasno definiowała granice naszej suwerenności jest możliwa.
Czyli na dziś...
- Na dziś byłbym ostrożny z przypuszczeniem, że to jest szybko możliwe. Na razie nie jest. Zobaczymy jak będzie w następnej kadencji.
Taka dyskusja po wyborach – niezależnie od ich wyniku – powinna się otworzyć? Może trzeba znowu powołać komisję ds. zmian w konstytucji?
- Po wyborach będzie wiele pilnych problemów do załatwienia. Ta sprawa to jest odleglejsza przyszłość.
Przy okazji majówki nie tylko o konstytucji była mowa. Sięgnę pamięcią do wystąpienia szefa Rady Europejskiej Donalda Tuska. Była tam mowa o budowie Polski, która nikogo nie będzie nikogo wykluczać. To wystąpienie zostało przyćmione wystąpieniem „supportera”, redaktora naczelnego Liberte Leszka Jażdżewskiego, który przypuścił dość zmasowaną krytykę kościoła i katolików. Jak pan postrzega te wystąpienia?
- Niestety - dla PiS może lepiej – Tusk nie miał nic nadzwyczajnego do powiedzenia. Zapowiedzi, że ogłosi coś bardzo istotnego nie spełniły się. Wystąpienie było dość banalne. Rewelacji w nim nie było. Najbardziej zapamiętany fragment to ten dotyczący Szwecji. Ten wiec na Uniwersytecie Warszawskim przekształcił się w antykościelną awanturę, którą wywołał przedmówca Tuska, który go wprowadzał. Dziś nikt nie mówi o tym co powiedział Tusk. To nie ma znaczenia. Wszyscy komentują to wydarzenie niefortunne, przypadkowe, lub celowe…
Pan jak myśli?
- Wszyscy wiemy, że Koalicja Europejska nerwowo walczy z Biedroniem. Tu chodziło zapewne o podebranie elektoratu Biedronia. To skończyło się źle. Skala agresji ze strony pana redaktora pisma, którego nikt nie zna spowodowała, że to zostało źle odebrane i będzie źle odbierane. Zostanie niesmak i zawstydzenie, że w takim miejscu miał miejsce taki występ przypominający najgorsze czasy komuny.
Licytowanie się agendą antyklerykalną może odebrać część głosów Wiośnie Roberta Biedronia. Jedak w trudnym położeniu stawia jednego z członków Koalicji Europejskiej – PSL.
- To jest przykre. Nie sympatyzuję z PSL, ale żal mi było ludowców, którzy tłumaczyli, że Kosiniak-Kamysz nie klaskał po wystąpieniu antykościelnym, ale przed wystąpieniem Tuska i on nie podziela tych argumentów. Jeśli ktoś się nie zgadza z takimi deklaracjami, powinien zareagować. Kosiniak-Kamysz klaskał. Teraz ekipie PSL trudno się będzie z tego wytłumaczyć.
Mija rok od przyjęcia przez amerykański Kongres ustawy 447, która nakłada na Departament Stanu obowiązek corocznego raportowania postępów zwrotu lub zadośćuczynienia bezprawnie skonfiskowanego majątku w czasie Holokaustu. Ta ustawa jest zagrożeniem dla polskiej racji stanu?
- Ona funkcjonuje w przestrzeni publicznej. Kongres będzie mógł co jakiś czas wydawać swoją opinię odnośnie zwrotu mienia. Nie chodzi o zwrot majątków tych, którzy zginęli ich spadkobiercom, ale o przekazanie organizacjom żydowskim majątku osób prywatnych. To nie funkcjonuje w polskim prawie. To nierealne. Stanowczo mówimy, że dopóki mamy odpowiedzialność, bierzemy ją za sprawy polskie. Takie przepisy i wypłaty nie będą miały miejsca.
W kontekście ustawy 447 powinna powrócić ze zdwojoną siłą dyskusja o polskich roszczeniach reparacyjnych? Parlamentarny zespół posła Mularczyka opracowuje raport o polskich stratach.
- Ten raport niedługo poznamy. On jest dramatyczny. On pokazuje skalę strat Polski. To na nowo jest sumiennie przygotowany raport. Wtedy się okaże, że Polska ma prawo upominać się o zadośćuczynienie za poniesione straty. To będzie trudny proces. Jednak na pewno jest to prawnie mocniej uzasadnione niż pomysły, żeby Polska płaciła odszkodowania organizacjom żydowskim.
Podobną sprawę podnosi grecki parlament.
- Grecki parlament przyjął taki raport. Trwają negocjacje na linii Grecja-Niemcy. One się cicho odbywają. Jakiś efekt rozmów jednak pewnie poznamy.
Jak ocenia pan wpływ europejskich liderów na kampanię do Parlamentu Europejskiego w naszym kraju? Donald Tusk to człowiek obecny w polityce krajowej. Gdy on występuje to mówi tak, żeby w żadnym stopniu nie dać powodu, że odnosi się do spraw krajowych. Używa omówień. Tymczasem wiceszef KE Frans Timmermans ma znowu złożyć wizytę w Polsce. Ostatnio popierał Wiosnę. Dzisiaj będzie popierał Włodzimierza Cimoszewicza z Koalicji Europejskiej.
- Lewica i lewica liberałów jest w strachu, że kształt Parlamentu Europejskiego się zmieni. Rzucają wszystkie siły do agitacji za swoimi programami. To ordynarne naruszenie traktatów i przepisów unijnych. One mówią, że wysocy urzędnicy nie powinni angażować się w kampanie wyborcze partii w swoich i innych krajach. Mamy festiwal takich wystąpień. Nie zgadzam się z panem, że Tusk nie wystąpił w kampanii. On powiedział, że nie powinien wystąpić, ale nie może sobie odmówić. Potem brał udział w kampanii Koalicji Europejskiej. Można zrozumieć, że polityk od zawsze zaangażowany w politykę nie może odmówić sobie poparcia kolegów. To jednak oczywiste naruszenie przepisów.
Jutro przed komisją śledczą do spraw VAT ma stanąć szef PO, Grzegorz Schetyna. Spodziewa się pan przełomu po tym przesłuchaniu?
- Nie. To żmudna praca tej komisji. Chcemy, żeby ona przed jesiennymi wyborami przyjęła jakąś konkluzję. Są przesłuchiwane kolejne osoby. Skala tego okradania Polski jest tak wielka, że uparcie będą walczyć ci, którym można zarzucić niedopatrzenie, przyzwolenie lub uchybienia. Oni będą się wykręcać od odpowiedzialność. Stąd rola tej komisji nie jest łatwa.
Uczniowie zaczynają egzamin dojrzałości. Jak pan wspomina swoją maturę?
- To były zupełnie inne czasy. Zdawało się w jeden lub dwa dni wszystkie przedmioty. To był inny egzamin, inna nauka. Nie było google i internetu. Jakoś przeżyłem, choć z matematyki zdałem z trudem. Szczęśliwie jednak zaliczyłem.