Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z wicemarszałkiem Sejmu, przewodniczącym Klubu Parlamentarnego PiS, Ryszardem Terleckim.

 

O 9.00 spotkanie z przedstawicielami wszystkich sił parlamentarnych. Odbędzie się to z inicjatywy premiera Mateusza Morawieckiego. Ma pan nadzieję, że politycy opozycji posłuchają apelu ministra Dworczyka, żeby nie upolityczniać kwestii szczepień?

- Oczywiście nadziei nie mam. Nie ma podstaw, żeby mieć taką nadzieję. Wciąż mamy do czynienia z akcją polityczną, która ma dezawuować działania rządu w zakresie walki z pandemią. Pocieszające jest to, że kluby parlamentarne się pojawią na tym spotkaniu zdalnie, lub osobiście. Zobaczymy, co ta rozmowa przyniesie. Chcę zwrócić uwagę, że trwają prace komisji zdrowia w Sejmie. Na tych spotkaniach odbywają się długie i rzeczowe dyskusje. Opozycja ma możliwość wyrażania opinii i postulatów, ale nieustannie na różnych poziomach krytykuje działania rządu. To taka strategia opozycji. Każdy pretekst jest dobry, żeby narzekać. Często mijają się z prawdą.

 

Co by mogło zmniejszyć poziom politycznego napięcia ws. walki z pandemią? Może jakby te spotkania z opozycją odbywały się regularnie? Słyszymy głosy z opozycji, że mają wiele dobrych pomysłów, ale rząd ich nie chce słuchać.

- Tak, ale jak dochodzi do spotkań… Zobaczymy, jak będzie dzisiaj. Spotkania jednak już miały miejsca. Regularnie jest komisja zdrowia. Wtedy tych pomysłów nie widać. Jest narzekanie na zasadzie - nie, bo nie. Opozycja stosuje zasadę nieustannego ataku. To jej cel i narzędzie działań. To błąd. Pokazują to sondaże. Opozycja nie ma swojego programu, pomysłu. Wyborcy to widzą i oceniają. Stąd słabe wyniki sejmowych partii opozycyjnych. Rośnie pozycja partii, której jeszcze nie ma. Myślę o partii pana Hołowni.

 

Wrócę do kwestii szczepień. Jest problem z dostawami szczepionek. Najpierw firma Pfizer zmniejszała dostawy, teraz Moderna zapowiada to samo. Koszty społeczne i polityczne ponoszą państwa. Może te firmy z premedytacją zadeklarowały nierealne ilości dostaw, żeby ubiec konkurentów?

- Być może tak było. To problem całego świata. Pewne przeszacowanie możliwości firm było. Trwa walka konkurencyjna na rynku. Unia niezbyt się sprawdziła. Założenia okazały się nierealne. Nagłe zahamowanie dostaw zburzyło harmonogram szczepień w Europie. Trzeba sobie z tym radzić. Z tego co wiemy, jest to kwestia dni, kiedy te szczepionki w znacznie większej ilości znowu się pojawią.

 

Dane o liczbie zakażeń w ostatnich dniach w Polsce pozwalają na umiarkowany optymizm. Myśli pan, że kwestia luzowania obostrzeń to już nie tylko kwestia epidemiczna, ale też polityczna i społeczna? Widzimy napięcia, przedsiębiorców łamiących przepisy. Są zamieszki w Holandii z policją. W Polsce toczy się w niektórych klubach podziemne życie. Są wielkie imprezy, ludzie ryzykują zakażeniem. To wynika też ze zniecierpliwienia i zmęczenia społecznego.

- Tak. Skutki społeczne i polityczne są jasne. Obostrzenia są stosowane. U nas sytuacja jest nieco lepsza ostatnio, ale ostrzegam przed optymizmem na zapas. Jest groźba trzeciej fali, jeszcze groźniejszej. Jak popatrzmy na kraje Europy, nasze obostrzenia są stosunkowo łagodne. W Belgii od jura będą wyjątkowo ostre rygory. W Holandii podobnie. To pokazuje, że trzeba być ostrożnym. Tam widać, że liczba zakażeń rośnie. Społeczne zniecierpliwienie narasta. Pandemia trwa już rok. Po pierwszym okresie, kiedy wszyscy ze zrozumieniem i z dyscypliną podporządkowali się zarządzeniom, przyszedł okres narastającej niecierpliwości. Tak może być w najbliższych tygodniach. Co będzie jeśli zaraza potrwa dłużej?

 

Teraz wybór Rzecznika Praw Obywatelskich. W ubiegły czwartek Sejm powołał na to stanowisko profesora Piotra Wawrzyka. Teraz wybór Sejmu musi być zaakceptowany przez Senat. Pan zapowiedział, że będzie przekonywał senatorów, że to dobry kandydat. Na ile procentowo ocenia pan szansę, że senacka większość podzieli decyzję sejmowej większości?

- Trudno ocenić. Trudno przewidzieć, na ile polityczne zacietrzewienie wygra z rozsądkiem. Profesor Wawrzyk to dobry kandydat, ale opozycja jest opozycją. Większość w Senacie będzie się starała nie dopuścić do tej nominacji. Czy wszyscy senatorowie opozycji będą nieracjonalni i polityczni? Nie uda się tej kandydatury przeprowadzić? Ja mam nadzieję, że będzie to możliwe. Przekonamy się za dwa tygodnie.

 

Gdyby konieczny był plan B, gdyby Senat nie podzielił decyzji Sejmu, to z pana perspektywy nadal interesująca pozostaje kandydatura Jana Rokity? To była publicystyczna propozycja zgłoszona w wywiadzie przez prezydenta Andrzeja Dudę.

- Tak. Ten pomysł, żeby zgłosić pana Rokitę, był jednym z kilku w przestrzeni publicznej. Trudno powiedzieć. Gdyby – odpukajmy – obecna kandydatura nie wygrała, będzie kolejny termin zgłaszania kandydatów. Przekonamy się wtedy, czy ta kandydatura znajdzie się w puli i jakie uzyska poparcie.

 

W minioną niedzielę swoje 20-lecie świętowała Platforma Obywatelska. Zapytam o komentarz do słów jednego z pomorskich polityków PO, Tadeusza Aziewicza, który w wywiadzie dla Radia Gdańsk powiedział, że partia musi poważnie przygotować się do wygrania wyborów, zastanowić się, jak będzie wyglądało rządzenie po PiS. Między innymi mówi o takich wyzwaniach, jak pomysły na nową wersję Planu Balcerowicza, tych działań, które Balcerowicz i Lewandowski po 1989 roku podejmowali.

- PO od dawna mówi o tym, że niezbędny jest jej program alternatywny wobec programu PiS. Minęło sporo czasu. Platforma 6 razy przegrała różne wybory. Nic nie wskazuje na to, żeby miała szanse je teraz wygrać. Oni nadal nie mają programu. Jest też dodatkowy kłopot. Jest kryzys przywództwa. W PO nie ma liderów. Przepychanki między działaczami, kto będzie, kto ma szansę zarządzać partią, osłabiają ją. Trzeba pamiętać o transferach posłów i senatorów. To dwie posłanki i senator z PO, którzy przeszli do Hołowni. To osłabia Platformę. Pani poseł Mucha, która się przeniosła, kandydowała niedawno na lidera PO. To pokazuje słabość formacji. Widzą to wyborcy i ci, którzy wspierali finansowo i politycznie PO. Oni przerzucają swoje poparcie na nową formację, która usiłuje na tym zbudować kapitał polityczny.

 

Na koniec pytanie do pana, jako do polityka i historyka. Przed kilkoma dniami ukazała się nowa edycja „Mein Kampf” Adolfa Hitlera . Edycja krytyczna pod redakcją i w tłumaczeniu Eugeniusza Cezarego Króla. Wywołuje to dyskusję w środowisku publicystów i historyków. Dyskusja nabiera jednak rozpędu. Z jednej strony prezes IPN Jarosław Szarek mówi, że nie powinno atakować się krytycznego wydania tej książki. Z drugiej jest ostry ton oświadczenia Towarzystwa Jana Karskiego. W nim czytamy: „Nie dostrzegamy żadnych racji merytorycznych i historycznych dla wydawania psychopatologicznego manifestu, który popchnął do zbrodni na ludzkości miliony Niemców i ich sojuszniczych kolaborantów”. Jakie jest pana zdanie w tej sprawie?

- To trudna decyzja. Oczywiście historycy i fachowcy powinni mieć dostęp do źródeł, które wpływały na bieg historii. Można zatem rozumieć wydanie tego „dzieła”. Wiemy też, że jest wielu dziwaków i maniaków, którzy mogą wykorzystać ten tekst do nieodpowiedzialnych działań. Tu bym był ostrożny. Ten tekst był tak wiele razy omawiany i analizowany… Ci, którzy go potrzebują, znajdą w bibliotekach odpowiedni materiał. Miałbym wątpliwości, czy wskazane jest publikowanie „Mein Kampf”. Zainteresowanie, które by mogło zostać wykorzystane politycznie, to margines marginesu. Nie przesadzajmy z obawami, że publikacja może wywołać następstwa o charakterze politycznym, czy społecznym.